#Agnes
-Nathan ! - krzyknęłam,
gdy zobaczyłam chłopaka na dworcu, po chwili skarciłam się za to,
że krzyknęłam jego imię i rozejrzałam się pośpiesznie czy nie
zwróciłam uwagi potencjalnej fanki, tym razem miałam szczęście.
-Co to miało być ? -
zapytał, gdy już się przytulaliśmy na powitanie.
-Przepraszam, ale dla
mnie nadal jesteś moim starszym bratem, a nie popularnym i
rozpoznawalnym członkiem wspaniałego boys band'u. - dodałam
ciszej.
-Rozumiem, ale
publicznie musimy się jednak trochę kryć. No że chcesz wrócić
do domu z godzinnym opóźnieniem, bo fani są dla mnie istotni i
każdemu muszę pozwolić na małą rozmowę. - był lekko
zdenerwowany i nie wydaję mi się, żeby chodziło o rozpoznanie na
dworcu.
-Przepraszam.
-Nic nie szkodzi. -
ruszyliśmy do jego samochodu. - Jak tam w domu ?
-Wspaniale. -
rozmarzyłam się. - Nie chciało mi się tutaj wracać, bez obrazy.
- spojrzałam na niego, miał czarne Ray-Bany.
-Londyn jest fajny, ale
nie ma tu rodziny, więc wiem o czym mówisz.
-Tak w ogóle to twoja
mama dała mi coś dla ciebie.
-Co ?
-Nie wiem. Zapakowane
jest. Mówiła, że to coś co miała dać ci już wcześniej.
-Duże to opakowanie ?
-No małe ono nie jest.
-To pewnie ramki ze
zdjęciami. - Nathan otworzył mi drzwi do samochodu. - Już dawno
miałem je wziąć. - dokończył po wejściu do środka.
-I wyszło, że ja ci
je wzięłam.
-Nie bój się. Zadbam,
żebyś nie musiała robić za kuriera.
-Ale mi to nie
przeszkadza.
-Ale mi owszem. -
ruszył.
-A co w Wielkim Mieście
?
-Nie pytaj.
-Co się stało ?
-Nie czytałaś gazet ?
-Wiesz, wolałam
spędzić ten czas z rodziną niż przeczesywać Internet i gazety.
-Kelsey, dziewczyna
Tom'a, zdradziła go. Powiedziała mu o tym tego samego wieczoru, w
którym Tom miał się jej oświadczyć, a następnego dnia wszyscy
już wiedzieli o tej zdradzie, bo ten z którym spała Kels nagłośnił
sprawę.
-O mój Boże !
-Nie spodziewałem się
czegoś takiego po tej dziewczynie. W życiu nie przyszłoby mi to do
głowy. Za jakiś czas ślub Sivy i Nareeshy, Tom świruje i ogólnie
nie jest za ciekawie. Jesteśmy teraz pod ostrzałem.
-Mam się bać ?
-Siva z Nareeshą już
zamówili ludzi, którzy będą pilnować ich ceremonię, bo boją
się, że ktoś dowie się gdzie się pobierają i zrobi się hałas.
-Pewnie nie są
zadowoleni.
-To miała być
zamknięta impreza. Z dala od świata, z dala od blasku fleszy.
-A co na to oni sami ?
-Wkurzyli się, ale
ogólnie to współczują Tom'owi. Może ty mu coś przegadasz, bo
nie było chwili, w której był trzeźwy. Martwimy się o niego. Nie
wiemy co strzeli mu do głowy i po co sięgnie.
-Myślisz, że chciałby
mnie słuchać ? Nawet się nie znamy za dobrze.
-Każdy próbował.
-Może on potrzebuję
tylko czasu ?
-Z tym, że my, Agnes,
nie mamy czasu. Teraz ten ślub, później wylatujemy do Stanów, a
tam czeka nas praca. Nie możemy pozwolić mu na jakieś fanaberię.
-Ale nie możecie go
przytłaczać. Przechodzi trudny okres w swoim życiu i trzeba go
wspierać, a nie podtapiać.
-My to wiemy, ale jego
ciężko znieść teraz.
-No zrozumiałe, że
teraz będzie zły na cały świat.
-Wiesz jak jego
stosunek do Kelsey się zmienił ? Wcześniej nie było mowy, żeby
powiedział coś na nią złego. Teraz tylko takich słów używa.
-Ma do niej żal.
-I to ogromny.
-Może się pozbiera.
-Oby. A tak z innej
beczki to co robisz w sobotę za tydzień ?
-A co mam robić ?
-Tak sobie pomyślałem,
że może poszłabyś ze mną na ślub. Znaczy poleciała, bo to
wszystko będzie w Dublinie.
-Ja ? Jako twoja
partnerka ? Nie wiem, czy Siva z Nareeshą będą zadowoleni.
-Oczywiście, że będą.
I tak jesteś już na liście gości. Nawet dzisiaj dostaniesz
zaproszenie.
-Jak to ?
-Tak to. To co
pójdziemy razem, czy się mnie wstydzisz ?
-Pewnie !
-Wstydzisz się mnie ?
-Nie ! Pewnie, że z
tobą pójdę. Ale nie mam sukienki.
-Kupimy. Jak chcesz to
nawet jutro możemy pojechać.
-Zobaczy się. Jest w
domu jakaś kolacja, czy trzeba robić ?
-Trzeba robić.
-A jest z czego ?
-Tak. Dzisiaj jeszcze
specjalnie robiłem duże zakupy.
-To co jemy ?
-A na co masz ochotę ?
-Szczerze ? - pokiwał
głową. - Na dobre, wypasione kanapki.
-Nie ma sprawy. Jest
dużo warzyw, wędlin, sosów i dodatków.
-To git. To mi w
zupełności wystarczy.
-Zmęczona ?
-Ogromnie. Najchętniej
położyłabym się w wannie z ciepłą wodą i leżała tam godzinę.
-To się da zrobić.
-Nie. Musimy przecież
spędzać czasami czas ze sobą. W tygodniu się mijamy to chociaż
ten niedzielny wieczór spędźmy razem.
-Jak miło.
-Jeszcze się obrazisz
i będzie problem.
-Wcale nie będzie. -
Nathan wjechał na parking. - Ale miło, że o mnie pomyślałaś.
-Widzę przecież jaki
spięty jesteś. Może dam radę coś wskórać.
-To przez tę sprawę z
Tom'em. Martwię się o niego, ale ten drań zachowuje się tak
cholernie źle i nieodpowiednio, że boję się, że coś zrobi, coś
co się będzie za nami ciągnęło w nieskończoność. Jesteśmy w
końcu zespołem, a nie pojedynczymi jednostkami.
-Spokojnie. Wszystko
się ułoży. - Nathan wyłączyć silnik i głośno westchnął.
-Oby. - i wyszedł,
zrobiłam to samo, chłopak wyjął moją walizkę z bagażnika i
weszliśmy na klatkę, a tam do windy.
-Co jutro porabiasz ?
-Pewnie trzeba będzie
znowu nagadać Tom'owi.
-Nie róbcie tego. -
spojrzał na mnie. - Skoro teraz piję i ma ten ciężki okres w
życiu to nie ma najmniejszego sensu wdawać się z nim w rozmowy.
Dajcie mu spokój, przez krzyki jeszcze bardziej go nakręcacie. A
przy okazji również siebie. Spójrz na siebie, jakby ci dali broń
to wybiłbyś połowę ludzkości na świecie i to na jednym
magazynku.
-Jak mi brakowało
czyjegoś obiektywnego spojrzenia na tę sprawę. Nawet nie wiesz jak
się cieszę, że już jesteś.
-Do usług, ale
najpierw kolacja, bo jestem super głodna. - chłopak otworzył nam
drzwi.
-Nastawię wodę, a
walizkę później ci zaniosę na górę.
-Pójdę umyję ręce.
- rozstaliśmy się i weszłam do łazienki na dole.
Odkręciłam kran i
namydliłam dłonie. Zmyłam pianę z rąk i wytarłam je w puszysty
ręcznik. Nagle zrobiło mi się gorąco i po chwili poczułam ciepło
na ustach. Spojrzałam w lustro. Znowu ta krew. A już tak dawno nie
krwawiłam z nosa. Szybko wzięłam dużą ilość papieru
toaletowego i przyłożyłam do nosa. Momentalnie biały materiał
zabarwił się na czerwień. Nie teraz, proszę ! Szybko narwałam
suchego materiału i przyłożyłam do nosa, zużyty wrzuciłam do
kosza. Ten też szybko trzeba było zmienić, więc ponownie
powtórzyłam czynność. Teraz krew zaprzestała lecieć. Szybko.
Upewniłam się, że już koniec i zmyłam resztki krwi z twarzy.
Upewniłam się, że wszystko jest dobrze i wyszłam z łazienki.
-Z czym chcesz kanapki
? - zapytał Nathan, a ja podeszłam do wysepki i wybrałam sobie z
czym chciałam zjeść kolację.
-To smacznego. -
powiedziałam zasiadając wygodnie na krześle.
-Smacznego. A co chcesz
robić później ? - zapytał Nathan gryząc swoją ogromną kanapkę.
-A nie wiem. Możemy
nawet posiedzieć przed telewizorem.
-Ambitnie.
-Wiadomo. Spędzanie
wolnego czasu w pomysłowy sposób.
-Mam parę nowych
filmów na dvd.
-No i jestem w raju. -
uśmiechnęłam się i zaczęłam zajadać swoją kanapkę.
-O której jutro
kończysz ? - zapytał po chwili.
-Późno. -
powiedziałam na od chodnego.
-A tak konkretniej ?
-Wrócę na kolację.
-Dlaczego tak późno ?
-Mam dużo zajęć.
-Dziewczyno, ty się
tam zamęczysz.
-Nie jest najgorzej.
Po kolacji wzięliśmy
jakieś drobne przekąski i wygodnie zasiedliśmy przed telewizorem
na wygodnej kanapie. Najpierw Nathan włączył jakiś kryminał, ale
po 30 minutach wyłączył, bo był bardzo dziwny. Ostatecznie
obejrzeliśmy jedną komedię i zaczęliśmy horror, ale szybko
spasowałam i wymówką, że muszę jutro wcześnie wstać, szybko
zmyłam się na górę. Tam wzięłam szybki prysznic, wysuszyłam
włosy, wmasowałam wszystkie możliwe kremy i zmęczona wyszłam z
ciepłej łazienki i runęłam jak trup na łóżko. Mimo ogromnego
zmęczenia nie mogłam zasnąć, a gdy mi się już udało to ciągle
się przebudzałam, aż budzik irytująco zapiszczał informując, że
trzeba wstać. Powolnie z niechceniem wstałam i weszłam czym
prędzej pod strumień zimnej wody, która miała mnie rozbudzić,
ale nie wyszło. Narzuciłam na siebie dzisiejsze ubrania i
zapakowałam potrzebne rzeczy do torebki. Gotowa założyłam sweter
i zeszłam na dół. Nathan zapewne jeszcze smacznie spał, a ja
szybko połknęłam odpowiednie tabletki i zjadłam jogurt, później
znowu połknęłam kolejne kolorowe pigułki. Sprawdzając godzinę
wyszłam z domu i szybko doszłam do przystanku, gdzie wsiadłam do
odpowiedniego autobusu i odjechałam. Zajęcia rozpoczynają się za
pół godziny. Zdążę. Autobus punktualnie zatrzymał się na moim
ostatnim przystanku. Wyszłam szybko z pojazdu i szybkim tempem
skierowałam się w kierunku szkoły. Jeszcze jeden zakręt i będę
na miejscu. Szłam bardzo szybko i przy wejściu na teren szkoły
nagle zrobiło mi się ciemno przed oczami, a grunt nagle się
zachwiał.
-Wszystko okey ? - ktoś
przybiegł i zaniepokojonym głosem zapytał.
-Tak. - udało mi się
wychrypieć, puściłam się słupka, którego się trzymałam i
zamrugałem parę razy powiekami.
Agnes weź się w garść
! - powtarzałam sobie. Musisz wziąć się w garść.
-Wszystko jest okey. Po
prostu śpieszyłam się i narzuciłam szybkie tempo, które przejęło
nade mną kontrolę. - w tym momencie rozpoznałam osobę, która się
mną zaniepokoiła.
-Cześć. - uśmiechnął
się.
-Cześć. Masz jakieś
imię ? - uśmiechnęłam się i ruszyłam powoli przed siebie, a on
za mną jak cień.
-Mam.
-Wyjawisz je wreszcie ?
-Richard.
-Rick ? - powtórzyłam.
-Wolę krótszą formę.
-Domyślam się. -
spojrzałam na niego.
Wysoki, wysportowany,
lubiący siłownie co było widać, ciemne oczy, ciemne włosy
postawione na żel, porządnie ubrany, z czarnymi okularami w
kieszeni kurtki. Pewnie kręcą się wokół niego same dziewczyny.
-A ty ?
-Co ja ? - zapytałam
zmieszana.
-Jak masz na imię ?
-Agnes.
-Ładnie.
-Dziękuję.
-Na pewno dobrze się
czujesz ?
-Tak. Już jest
wszystko dobrze.
-Z mojego punktu
widzenia nie wyglądało to najlepiej.
-Tak myślałam, ale
naprawdę wszystko jest już okey. - weszliśmy do budynku szkoły.
-Masz teraz jakieś
zajęcia ?
-Tak, dwie godziny
wykładu o sztuce rzeźbiarskiej.
-A czy te zajęcia nie
zostały odwołane ?
-Nic mi o tym nie
wiadomo.
-Miałaś je mieć z
jakimś kolesiem ?
-Tak. Ktoś miał
przyjechać.
-W takim razie nie masz
tych zajęć i masz wolne dwie godziny.
- ...
-Ponoć wypadło mu coś
ważnego i musiał przełożyć wykład na inny termin.
-Skąd to wiesz ?
-Mam znajomego na tym
samym kierunku co ty i mi wczoraj mówił. Ponoć dostaliście
wiadomość na pocztę.
-Nie sprawdzałam jej.
-To pewnie dlatego nic
nie wiesz. Sprawdź teraz.
Wyjęłam telefon i
szybko zalogowałam się na swojej poczcie. Faktycznie dostałam
wiadomość od administracji, że pierwsze zajęcia mam odwołane. Co
ja teraz będę robić przez dwie godziny ?
-I co ? - zapytał.
-Miałeś rację.
-Rzadko zdarza się,
żebym jej nie miał. - uśmiechnął się cwaniacko.
-A ty co teraz masz ?
-Wolne.
-To co tu robisz ?
-Jeżdżę do szkoły z
ojcem, więc zawsze jestem tu o tej porze.
-Nie lepiej było by ci
wybrać się autobusem później ?
-Z milionem przesiadek
po drodze ? Nie.
-To gdzie ty mieszkasz
?
-Pod Londynem.
-Daleko ?
-Jakieś 40 minut.
-I co zazwyczaj robisz
czekając na zajęcia ?
-Zwiedzam.
-To pewnie stąd znasz
wszystkie zakamarki tej szkoły.
-Właśnie stąd. Nawet
mogę zabrać cię w jedno interesujące miejsce. Niedaleko stąd.
-Na terenie szkoły ?
-Nie. Trzeba się
trochę oddalić, ale spokojnie doskonale znam tę okolicę.
-I tak nie mam co ze
sobą zrobić.
-Wchodzisz w to ?
-Czemu nie ? -
uśmiechnęłam się i po chwili już byliśmy w drodze do nie
wiadomo czego.
Po jakiś dziesięciu
minutach zatrzymaliśmy się w jakimś pustym miejscu. Był to stary
park, aczkolwiek trawa była równo ścięta na może jakieś dwa
centymetry, woda w fontannie wesoła pluskała, a ptaki wesoło
śpiewały. Co prawda stan ławek był okropny, ale na trawię
również można było usiąść, ewentualnie na brzegu fontanny. Po
ścieżkach biegało parę osób ze słuchawki w uszach, ale i tych
nie było dużo. W oddali zauważyłam starszego pana, który powoli
spacerował między alejkami.
-Dlaczego tu nikt nie
chodzi ? - zapytałam.
-Bo nikt nie docenia
tego miejsca.
-Tu jest tak ślicznie
i tak dużo miejsca. Tak zielono i cicho.
-Pewnie mało osób wie
o tym, że tutaj jest park.
-Droga tutaj nawet nie
jest oznakowana, a gdy mnie tu prowadziłeś to nie widziałam tutaj
nic ładnego. Wejście było tak zarośnięte.
-Jeżeli o to chodzi to
owszem park jest zaniedbany, ale widzę, że ktoś kosił trawę. -
Rick pościelił na zielonej trawie swoją kurtkę. - Usiądziesz ?
-Pewnie. - usiadłam, a
po chwili dołączył i on, urwał źdźbło trawy i wsadził sobie w
usta, po chwili rozbrzmiał charakterystyczny dźwięk.
-Podoba ci się tu ?
-Tak. - powiedziałam
oglądając okolicę. - Jest świetnie.
Ciesząc oczy tymi
pięknymi widokami zastanawiałam się ile dziewczyn już tutaj
przyprowadził i dlaczego zrobił to ze mną. Nie uważałam siebie
za kogoś wyjątkowego, a jednak mnie tu przyprowadził. Może był
już tak znudzony, że każde towarzystwo mu pasowało.
-O czym tak intensywnie
myślisz ? - zaśmiał się.
-Zastanawiam się
dlaczego mnie tu przyprowadziłeś.
-Bo cię polubiłem i
wydaję mi się, że lubisz takie klimaty.
-To prawda. Lubię
takie rzeczy.
-Nie myliłem się.
Jesteś z Londynu ?
-Nie. Tutaj tylko się
uczę.
-Mieszkasz gdzieś pod
Londynem ?
-Nie. Dwie godziny
jazdy stąd.
-Masz tutaj jakąś
rodzinę u której mieszkasz ?
-Pomieszkuję u
przyjaciela.
-Fajnie. Długo się
znacie ?
-Od dzieciństwa. Razem
ze swoją siostrą zastępowali mi rodzeństwo, które zawsze
chciałam mieć, ale nie mogłam.
-Takie przyjaźnie są
najpiękniejsze i bardzo rzadkie w tych czasach.
-To prawda. Razem
tworzyliśmy niezłą trójkę, ale teraz każde rozeszło się w
swoją stronę, więc było mi naprawdę miło jak mój przyjaciel
zaproponował mi żebym z nim zamieszkała. Bardzo długo się nie
widzieliśmy.
-Też chciałbym mieć
kogoś komu mógłbym zaufać.
-Nie masz nikogo
takiego ?
-Nie. Też jestem
jedynakiem, a rodzice jakby się mną nie przejmują koniecznie.
Chociaż jeżeli chodzi o moją edukację to myślę, że za bardzo
się rządzą.
-Co studiujesz ?
-Prawo. Mamusia tak
chciała.
-Przykro mi, że musisz
robić coś czego nie chcesz. - spojrzałam na niego.
-Nie jest najgorzej.
Mój ojciec jest prawnikiem, dziadek też nim był. Matka jest
sędzią. Rodzinna tradycja.
-Jesteś pewny, że
chcesz ją kontynuować ? - spojrzał na mnie.
-Mam inne wyjście ? -
patrzyliśmy sobie długo w oczy, po czym Rick uciekł spojrzeniem na
niebo. - Chyba musimy się zbierać na niebie są duże chmury.
Pewnie zaraz lunie. - wstał i podał mi swoją dużą dłoń, pomógł
wstać.
Po chwili już
szybciutko wracaliśmy do szkoły i akurat, gdy weszliśmy pod dach
budynku pierwsze kropelki spadły na ziemię. Nawet nie wiem kiedy
upłynęły mi ten dwie godziny, nie sądziłam, że ten cały czas
spędziliśmy w magicznym parku.
-Do zobaczenia. Mam
nadzieję, że nic ci się dzisiaj już nie stanie. - powiedział,
korytarze się zapełniały.
-Też mam taką
nadzieję. Cześć i dziękuję za wycieczkę.
-Nie ma sprawy. -
puścił oczko i odszedł zakładając swoje ciemne okulary na nos.
Było mi go szkoda.
Robił coś czego najprawdopodobniej nie chciał robić. Zerknęłam
w plan i poszłam do odpowiedniej sali, na kolejny nudny wykład,
który wcale mnie nie interesował. Po kolejnych nudnych wykładach i
całej tej gadaninie miałam okienko. Znalazłam w torebce jakieś
jedzenie. Nie najgorzej. Idąc korytarzem znowu poczułam walę
ciepła, więc szybko skierowałam się do toalety. Znowu krwawiłam.
Wzięłam papierowy ręcznik i szybko przyłożyłam go do nosa.
Wzięłam kolejny i zamknęłam się w kabinie. Gdy pierwsza partia
przeciekła przyłożyłam kolejną, a krew leciała nadal. Gdy
papier się skończył wzięłam papier toaletowy. Krew uparcie nie
chciała przestać lecieć. Miałam jeszcze jedne zajęcia. Nie były
obowiązkowe. Przerwa zleciała w szybkim tempie, a ja nadal nie
mogłam uporać się z krwawiącym nosem. Usłyszałam czyjeś kroki.
-Agnes ?
-To damska toaleta. -
rozpoznałam głos.
-Czekałem na ciebie,
ale długo nie wychodziłaś. Wszystko okey ?
-Nie. Możesz podać mi
ręcznik papierowy ?
-A otworzysz mi drzwi ?
Nie chciałam, żeby
ktokolwiek mnie teraz widział. Nie wiedziałam jak wyglądam, a nie
chciałam nikogo wystraszyć. Po chwili poczułam, że trzymany
przeze mnie papier zwilżył się maksymalnie, więc przyparta do
muru otworzyłam drzwi do kabiny. Przed nimi stał Rick z dwoma
kawałkami ręczniku papierowego.
-Obawiam się, że to
może być za mało. - zabrał mu to z ręki i przyłożyłam do
nosa.
-Co się stało ?! -
odwrócił się i po chwili wrócił z całą masą ręczników.
-Nic. Tak po prostu
mam. - znowu mu zabrałam.
-Schyl głowę. -
posłuchałam się go i po jakiś pięciu minutach krew przestała
lecieć.
Rick pomógł mi wstać
i powoli doszłam do umywalek. Miałam cały zakrwawiony noc. Szybko
zmyłam jej resztki. Byłam tak strasznie blada.
-Miało ci się już
dzisiaj nic nie dziać.
-Przepraszam. -
spojrzałam na niego. - Zadzwonisz może po taksówkę ?
-Gdzie chcesz jechać ?
-Muszę pojechać do
domu.
-Pewnie. - wyjął
telefon i zadzwonił, a ja w tym czasie połknęłam parę tabletek.
- Co to ?
-Muszę je brać.
Przyjedzie ktoś ?
-Tak, ale jadę z Tobą.
-Nie musisz.
-Właśnie, że muszę.
Wyszliśmy ze szkoły,
a później stanęliśmy przed bramą. Po chwili przyjechała
taksówka, która dowiozła nas pod mieszkanie. Nie byłam pewna czy
zastanę Nathana w domu. Ciężko było mi przekonać chłopaka, że
dam już sobie radę. Nie wiedziałam, czy mogę kogoś przyprowadzić
do mieszkania, w końcu należało do Nathana, a on nie był zwykłym
chłopakiem tylko piosenkarzem. Po dosyć długiej kłótni udało mi
się samej wejść do budynku. Tam wjechałam windą na odpowiednie
piętro i weszłam do mieszkania.
-Jestem ! - krzyknęłam,
ale nie dostałam żadnej odpowiedzi, weszłam na schody.
Zamknęłam się u
siebie w pokoju i położyłam. Byłam taka zmęczona jak i głodna,
ale nie byłam w stanie nic już zrobić.
-Agnes ? - do sypialni
wszedł Nathan. - Miałaś być później.
-Źle się czułam.
-Bardzo źle ? Co się
stało. - usiadł na brzegu łóżka.
-Po prostu musiałam
wrócić.
-Może zawieść cię
do szpitala ?
-Nie. Jeżeli byś mógł
to zrobisz mi coś do jedzenia ? Jestem strasznie głodna, ale nie
mam siły zejść na dół.
-Pewnie, ale na pewno
wszystko jest okey ?
-Tak. Obiecuję, że
jest okey. Nic się nie dzieję. - na razie.
-Dobrze, ale jakby coś
się działo to daj znać.
-Okey.
Nathan wyszedł, a po
chwili rozbrzmiał mi telefon. Nieznany numer.
„Jak się czujesz
? R.”
„Dobrze. Jestem
tylko potwornie zmęczona. Nie ma powodów do obaw.”
„Wcale. Byłaś
taka blada.”
„To u mnie
normalne.”
„Ale dlaczego ?”
„To temat na
dłuższą rozmowę, ale raczej nie myślę, że będę skora ci o
wszystkim opowiedzieć.”
Wyłączyłam telefon,
nie miałam siły się nikomu tłumaczyć. Marzyłam tylko o tym,
żeby ten ból już minął.
Hej !
Wszystko co dobre, szybko się kończy :(
Nie mam nic do dodania.
Pa <3
Rozumiem,ze i twoje ferie się kończą :)
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo fajny...zaintrygował mnie ten Rick.
Czyżby z Agnes było coraz gorzej? :(
Czekam na następny i weny!
Rozdział bardzo ciekawy.
OdpowiedzUsuńMnie też zaintrygował Rick..... ciekawa jestem, czy będzie coś więcej z nim i Anges....
Do następnego :)
ciekaasy rozdzial! :)
OdpowiedzUsuńOjejku :((( Jak mi szkoda Agnes... jej choroba zaczyna jej przeszkadzac baaaaaardzo powoli w normalnym zyciu :/Ale prosze jak dwa razy niczym rycerz na bialym koniu pojawia sie Rick i jej pomaga kiedy akurat kiepski sie czuje ;))
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem tego watku z tym osamotnionym i niezadowolonym z kierunku studiow czlowiekiem :p
Nathan nieswiadomy krwotokow Agnes, jak sie o nich dowie pewnie nie bedzie zadowolony, ze je przemilczala... Ale ja ja w tym przypafdku doskonale rozumiem, bo sama bym milczala niechcac uzalac sie nad soba i zamartwiac innych w dodatku...
No nic, widze ze wrocilas do szkoly, wiec trzymaj sie tam dzielnie i do napisania Slonko ;**
Anges, Anges, Anges......
OdpowiedzUsuńJa jestem tez ciekawa co sie dzieje u Toma i proszę o rozdział z jego wątkiem :***