niedziela, 2 marca 2014

#11 "Rodzinna tradycja."

#Agnes


-Nathan ! - krzyknęłam, gdy zobaczyłam chłopaka na dworcu, po chwili skarciłam się za to, że krzyknęłam jego imię i rozejrzałam się pośpiesznie czy nie zwróciłam uwagi potencjalnej fanki, tym razem miałam szczęście.
-Co to miało być ? - zapytał, gdy już się przytulaliśmy na powitanie.
-Przepraszam, ale dla mnie nadal jesteś moim starszym bratem, a nie popularnym i rozpoznawalnym członkiem wspaniałego boys band'u. - dodałam ciszej.
-Rozumiem, ale publicznie musimy się jednak trochę kryć. No że chcesz wrócić do domu z godzinnym opóźnieniem, bo fani są dla mnie istotni i każdemu muszę pozwolić na małą rozmowę. - był lekko zdenerwowany i nie wydaję mi się, żeby chodziło o rozpoznanie na dworcu.
-Przepraszam.
-Nic nie szkodzi. - ruszyliśmy do jego samochodu. - Jak tam w domu ?
-Wspaniale. - rozmarzyłam się. - Nie chciało mi się tutaj wracać, bez obrazy. - spojrzałam na niego, miał czarne Ray-Bany.
-Londyn jest fajny, ale nie ma tu rodziny, więc wiem o czym mówisz.
-Tak w ogóle to twoja mama dała mi coś dla ciebie.
-Co ?
-Nie wiem. Zapakowane jest. Mówiła, że to coś co miała dać ci już wcześniej.
-Duże to opakowanie ?
-No małe ono nie jest.
-To pewnie ramki ze zdjęciami. - Nathan otworzył mi drzwi do samochodu. - Już dawno miałem je wziąć. - dokończył po wejściu do środka.
-I wyszło, że ja ci je wzięłam.
-Nie bój się. Zadbam, żebyś nie musiała robić za kuriera.
-Ale mi to nie przeszkadza.
-Ale mi owszem. - ruszył.
-A co w Wielkim Mieście ?
-Nie pytaj.
-Co się stało ?
-Nie czytałaś gazet ?
-Wiesz, wolałam spędzić ten czas z rodziną niż przeczesywać Internet i gazety.
-Kelsey, dziewczyna Tom'a, zdradziła go. Powiedziała mu o tym tego samego wieczoru, w którym Tom miał się jej oświadczyć, a następnego dnia wszyscy już wiedzieli o tej zdradzie, bo ten z którym spała Kels nagłośnił sprawę.
-O mój Boże !
-Nie spodziewałem się czegoś takiego po tej dziewczynie. W życiu nie przyszłoby mi to do głowy. Za jakiś czas ślub Sivy i Nareeshy, Tom świruje i ogólnie nie jest za ciekawie. Jesteśmy teraz pod ostrzałem.
-Mam się bać ?
-Siva z Nareeshą już zamówili ludzi, którzy będą pilnować ich ceremonię, bo boją się, że ktoś dowie się gdzie się pobierają i zrobi się hałas.
-Pewnie nie są zadowoleni.
-To miała być zamknięta impreza. Z dala od świata, z dala od blasku fleszy.
-A co na to oni sami ?
-Wkurzyli się, ale ogólnie to współczują Tom'owi. Może ty mu coś przegadasz, bo nie było chwili, w której był trzeźwy. Martwimy się o niego. Nie wiemy co strzeli mu do głowy i po co sięgnie.
-Myślisz, że chciałby mnie słuchać ? Nawet się nie znamy za dobrze.
-Każdy próbował.
-Może on potrzebuję tylko czasu ?
-Z tym, że my, Agnes, nie mamy czasu. Teraz ten ślub, później wylatujemy do Stanów, a tam czeka nas praca. Nie możemy pozwolić mu na jakieś fanaberię.
-Ale nie możecie go przytłaczać. Przechodzi trudny okres w swoim życiu i trzeba go wspierać, a nie podtapiać.
-My to wiemy, ale jego ciężko znieść teraz.
-No zrozumiałe, że teraz będzie zły na cały świat.
-Wiesz jak jego stosunek do Kelsey się zmienił ? Wcześniej nie było mowy, żeby powiedział coś na nią złego. Teraz tylko takich słów używa.
-Ma do niej żal.
-I to ogromny.
-Może się pozbiera.
-Oby. A tak z innej beczki to co robisz w sobotę za tydzień ?
-A co mam robić ?
-Tak sobie pomyślałem, że może poszłabyś ze mną na ślub. Znaczy poleciała, bo to wszystko będzie w Dublinie.
-Ja ? Jako twoja partnerka ? Nie wiem, czy Siva z Nareeshą będą zadowoleni.
-Oczywiście, że będą. I tak jesteś już na liście gości. Nawet dzisiaj dostaniesz zaproszenie.
-Jak to ?
-Tak to. To co pójdziemy razem, czy się mnie wstydzisz ?
-Pewnie !
-Wstydzisz się mnie ?
-Nie ! Pewnie, że z tobą pójdę. Ale nie mam sukienki.
-Kupimy. Jak chcesz to nawet jutro możemy pojechać.
-Zobaczy się. Jest w domu jakaś kolacja, czy trzeba robić ?
-Trzeba robić.
-A jest z czego ?
-Tak. Dzisiaj jeszcze specjalnie robiłem duże zakupy.
-To co jemy ?
-A na co masz ochotę ?
-Szczerze ? - pokiwał głową. - Na dobre, wypasione kanapki.
-Nie ma sprawy. Jest dużo warzyw, wędlin, sosów i dodatków.
-To git. To mi w zupełności wystarczy.
-Zmęczona ?
-Ogromnie. Najchętniej położyłabym się w wannie z ciepłą wodą i leżała tam godzinę.
-To się da zrobić.
-Nie. Musimy przecież spędzać czasami czas ze sobą. W tygodniu się mijamy to chociaż ten niedzielny wieczór spędźmy razem.
-Jak miło.
-Jeszcze się obrazisz i będzie problem.
-Wcale nie będzie. - Nathan wjechał na parking. - Ale miło, że o mnie pomyślałaś.
-Widzę przecież jaki spięty jesteś. Może dam radę coś wskórać.
-To przez tę sprawę z Tom'em. Martwię się o niego, ale ten drań zachowuje się tak cholernie źle i nieodpowiednio, że boję się, że coś zrobi, coś co się będzie za nami ciągnęło w nieskończoność. Jesteśmy w końcu zespołem, a nie pojedynczymi jednostkami.
-Spokojnie. Wszystko się ułoży. - Nathan wyłączyć silnik i głośno westchnął.
-Oby. - i wyszedł, zrobiłam to samo, chłopak wyjął moją walizkę z bagażnika i weszliśmy na klatkę, a tam do windy.
-Co jutro porabiasz ?
-Pewnie trzeba będzie znowu nagadać Tom'owi.
-Nie róbcie tego. - spojrzał na mnie. - Skoro teraz piję i ma ten ciężki okres w życiu to nie ma najmniejszego sensu wdawać się z nim w rozmowy. Dajcie mu spokój, przez krzyki jeszcze bardziej go nakręcacie. A przy okazji również siebie. Spójrz na siebie, jakby ci dali broń to wybiłbyś połowę ludzkości na świecie i to na jednym magazynku.
-Jak mi brakowało czyjegoś obiektywnego spojrzenia na tę sprawę. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że już jesteś.
-Do usług, ale najpierw kolacja, bo jestem super głodna. - chłopak otworzył nam drzwi.
-Nastawię wodę, a walizkę później ci zaniosę na górę.
-Pójdę umyję ręce. - rozstaliśmy się i weszłam do łazienki na dole.

Odkręciłam kran i namydliłam dłonie. Zmyłam pianę z rąk i wytarłam je w puszysty ręcznik. Nagle zrobiło mi się gorąco i po chwili poczułam ciepło na ustach. Spojrzałam w lustro. Znowu ta krew. A już tak dawno nie krwawiłam z nosa. Szybko wzięłam dużą ilość papieru toaletowego i przyłożyłam do nosa. Momentalnie biały materiał zabarwił się na czerwień. Nie teraz, proszę ! Szybko narwałam suchego materiału i przyłożyłam do nosa, zużyty wrzuciłam do kosza. Ten też szybko trzeba było zmienić, więc ponownie powtórzyłam czynność. Teraz krew zaprzestała lecieć. Szybko. Upewniłam się, że już koniec i zmyłam resztki krwi z twarzy. Upewniłam się, że wszystko jest dobrze i wyszłam z łazienki.

-Z czym chcesz kanapki ? - zapytał Nathan, a ja podeszłam do wysepki i wybrałam sobie z czym chciałam zjeść kolację.
-To smacznego. - powiedziałam zasiadając wygodnie na krześle.
-Smacznego. A co chcesz robić później ? - zapytał Nathan gryząc swoją ogromną kanapkę.
-A nie wiem. Możemy nawet posiedzieć przed telewizorem.
-Ambitnie.
-Wiadomo. Spędzanie wolnego czasu w pomysłowy sposób.
-Mam parę nowych filmów na dvd.
-No i jestem w raju. - uśmiechnęłam się i zaczęłam zajadać swoją kanapkę.
-O której jutro kończysz ? - zapytał po chwili.
-Późno. - powiedziałam na od chodnego.
-A tak konkretniej ?
-Wrócę na kolację.
-Dlaczego tak późno ?
-Mam dużo zajęć.
-Dziewczyno, ty się tam zamęczysz.
-Nie jest najgorzej.

Po kolacji wzięliśmy jakieś drobne przekąski i wygodnie zasiedliśmy przed telewizorem na wygodnej kanapie. Najpierw Nathan włączył jakiś kryminał, ale po 30 minutach wyłączył, bo był bardzo dziwny. Ostatecznie obejrzeliśmy jedną komedię i zaczęliśmy horror, ale szybko spasowałam i wymówką, że muszę jutro wcześnie wstać, szybko zmyłam się na górę. Tam wzięłam szybki prysznic, wysuszyłam włosy, wmasowałam wszystkie możliwe kremy i zmęczona wyszłam z ciepłej łazienki i runęłam jak trup na łóżko. Mimo ogromnego zmęczenia nie mogłam zasnąć, a gdy mi się już udało to ciągle się przebudzałam, aż budzik irytująco zapiszczał informując, że trzeba wstać. Powolnie z niechceniem wstałam i weszłam czym prędzej pod strumień zimnej wody, która miała mnie rozbudzić, ale nie wyszło. Narzuciłam na siebie dzisiejsze ubrania i zapakowałam potrzebne rzeczy do torebki. Gotowa założyłam sweter i zeszłam na dół. Nathan zapewne jeszcze smacznie spał, a ja szybko połknęłam odpowiednie tabletki i zjadłam jogurt, później znowu połknęłam kolejne kolorowe pigułki. Sprawdzając godzinę wyszłam z domu i szybko doszłam do przystanku, gdzie wsiadłam do odpowiedniego autobusu i odjechałam. Zajęcia rozpoczynają się za pół godziny. Zdążę. Autobus punktualnie zatrzymał się na moim ostatnim przystanku. Wyszłam szybko z pojazdu i szybkim tempem skierowałam się w kierunku szkoły. Jeszcze jeden zakręt i będę na miejscu. Szłam bardzo szybko i przy wejściu na teren szkoły nagle zrobiło mi się ciemno przed oczami, a grunt nagle się zachwiał.

-Wszystko okey ? - ktoś przybiegł i zaniepokojonym głosem zapytał.
-Tak. - udało mi się wychrypieć, puściłam się słupka, którego się trzymałam i zamrugałem parę razy powiekami.

Agnes weź się w garść ! - powtarzałam sobie. Musisz wziąć się w garść.

-Wszystko jest okey. Po prostu śpieszyłam się i narzuciłam szybkie tempo, które przejęło nade mną kontrolę. - w tym momencie rozpoznałam osobę, która się mną zaniepokoiła.
-Cześć. - uśmiechnął się.
-Cześć. Masz jakieś imię ? - uśmiechnęłam się i ruszyłam powoli przed siebie, a on za mną jak cień.
-Mam.
-Wyjawisz je wreszcie ?
-Richard.
-Rick ? - powtórzyłam.
-Wolę krótszą formę.
-Domyślam się. - spojrzałam na niego.

Wysoki, wysportowany, lubiący siłownie co było widać, ciemne oczy, ciemne włosy postawione na żel, porządnie ubrany, z czarnymi okularami w kieszeni kurtki. Pewnie kręcą się wokół niego same dziewczyny.

-A ty ?
-Co ja ? - zapytałam zmieszana.
-Jak masz na imię ?
-Agnes.
-Ładnie.
-Dziękuję.
-Na pewno dobrze się czujesz ?
-Tak. Już jest wszystko dobrze.
-Z mojego punktu widzenia nie wyglądało to najlepiej.
-Tak myślałam, ale naprawdę wszystko jest już okey. - weszliśmy do budynku szkoły.
-Masz teraz jakieś zajęcia ?
-Tak, dwie godziny wykładu o sztuce rzeźbiarskiej.
-A czy te zajęcia nie zostały odwołane ?
-Nic mi o tym nie wiadomo.
-Miałaś je mieć z jakimś kolesiem ?
-Tak. Ktoś miał przyjechać.
-W takim razie nie masz tych zajęć i masz wolne dwie godziny.
- ...
-Ponoć wypadło mu coś ważnego i musiał przełożyć wykład na inny termin.
-Skąd to wiesz ?
-Mam znajomego na tym samym kierunku co ty i mi wczoraj mówił. Ponoć dostaliście wiadomość na pocztę.
-Nie sprawdzałam jej.
-To pewnie dlatego nic nie wiesz. Sprawdź teraz.

Wyjęłam telefon i szybko zalogowałam się na swojej poczcie. Faktycznie dostałam wiadomość od administracji, że pierwsze zajęcia mam odwołane. Co ja teraz będę robić przez dwie godziny ?

-I co ? - zapytał.
-Miałeś rację.
-Rzadko zdarza się, żebym jej nie miał. - uśmiechnął się cwaniacko.
-A ty co teraz masz ?
-Wolne.
-To co tu robisz ?
-Jeżdżę do szkoły z ojcem, więc zawsze jestem tu o tej porze.
-Nie lepiej było by ci wybrać się autobusem później ?
-Z milionem przesiadek po drodze ? Nie.
-To gdzie ty mieszkasz ?
-Pod Londynem.
-Daleko ?
-Jakieś 40 minut.
-I co zazwyczaj robisz czekając na zajęcia ?
-Zwiedzam.
-To pewnie stąd znasz wszystkie zakamarki tej szkoły.
-Właśnie stąd. Nawet mogę zabrać cię w jedno interesujące miejsce. Niedaleko stąd.
-Na terenie szkoły ?
-Nie. Trzeba się trochę oddalić, ale spokojnie doskonale znam tę okolicę.
-I tak nie mam co ze sobą zrobić.
-Wchodzisz w to ?
-Czemu nie ? - uśmiechnęłam się i po chwili już byliśmy w drodze do nie wiadomo czego.

Po jakiś dziesięciu minutach zatrzymaliśmy się w jakimś pustym miejscu. Był to stary park, aczkolwiek trawa była równo ścięta na może jakieś dwa centymetry, woda w fontannie wesoła pluskała, a ptaki wesoło śpiewały. Co prawda stan ławek był okropny, ale na trawię również można było usiąść, ewentualnie na brzegu fontanny. Po ścieżkach biegało parę osób ze słuchawki w uszach, ale i tych nie było dużo. W oddali zauważyłam starszego pana, który powoli spacerował między alejkami.

-Dlaczego tu nikt nie chodzi ? - zapytałam.
-Bo nikt nie docenia tego miejsca.
-Tu jest tak ślicznie i tak dużo miejsca. Tak zielono i cicho.
-Pewnie mało osób wie o tym, że tutaj jest park.
-Droga tutaj nawet nie jest oznakowana, a gdy mnie tu prowadziłeś to nie widziałam tutaj nic ładnego. Wejście było tak zarośnięte.
-Jeżeli o to chodzi to owszem park jest zaniedbany, ale widzę, że ktoś kosił trawę. - Rick pościelił na zielonej trawie swoją kurtkę. - Usiądziesz ?
-Pewnie. - usiadłam, a po chwili dołączył i on, urwał źdźbło trawy i wsadził sobie w usta, po chwili rozbrzmiał charakterystyczny dźwięk.
-Podoba ci się tu ?
-Tak. - powiedziałam oglądając okolicę. - Jest świetnie.

Ciesząc oczy tymi pięknymi widokami zastanawiałam się ile dziewczyn już tutaj przyprowadził i dlaczego zrobił to ze mną. Nie uważałam siebie za kogoś wyjątkowego, a jednak mnie tu przyprowadził. Może był już tak znudzony, że każde towarzystwo mu pasowało.

-O czym tak intensywnie myślisz ? - zaśmiał się.
-Zastanawiam się dlaczego mnie tu przyprowadziłeś.
-Bo cię polubiłem i wydaję mi się, że lubisz takie klimaty.
-To prawda. Lubię takie rzeczy.
-Nie myliłem się. Jesteś z Londynu ?
-Nie. Tutaj tylko się uczę.
-Mieszkasz gdzieś pod Londynem ?
-Nie. Dwie godziny jazdy stąd.
-Masz tutaj jakąś rodzinę u której mieszkasz ?
-Pomieszkuję u przyjaciela.
-Fajnie. Długo się znacie ?
-Od dzieciństwa. Razem ze swoją siostrą zastępowali mi rodzeństwo, które zawsze chciałam mieć, ale nie mogłam.
-Takie przyjaźnie są najpiękniejsze i bardzo rzadkie w tych czasach.
-To prawda. Razem tworzyliśmy niezłą trójkę, ale teraz każde rozeszło się w swoją stronę, więc było mi naprawdę miło jak mój przyjaciel zaproponował mi żebym z nim zamieszkała. Bardzo długo się nie widzieliśmy.
-Też chciałbym mieć kogoś komu mógłbym zaufać.
-Nie masz nikogo takiego ?
-Nie. Też jestem jedynakiem, a rodzice jakby się mną nie przejmują koniecznie. Chociaż jeżeli chodzi o moją edukację to myślę, że za bardzo się rządzą.
-Co studiujesz ?
-Prawo. Mamusia tak chciała.
-Przykro mi, że musisz robić coś czego nie chcesz. - spojrzałam na niego.
-Nie jest najgorzej. Mój ojciec jest prawnikiem, dziadek też nim był. Matka jest sędzią. Rodzinna tradycja.
-Jesteś pewny, że chcesz ją kontynuować ? - spojrzał na mnie.
-Mam inne wyjście ? - patrzyliśmy sobie długo w oczy, po czym Rick uciekł spojrzeniem na niebo. - Chyba musimy się zbierać na niebie są duże chmury. Pewnie zaraz lunie. - wstał i podał mi swoją dużą dłoń, pomógł wstać.

Po chwili już szybciutko wracaliśmy do szkoły i akurat, gdy weszliśmy pod dach budynku pierwsze kropelki spadły na ziemię. Nawet nie wiem kiedy upłynęły mi ten dwie godziny, nie sądziłam, że ten cały czas spędziliśmy w magicznym parku.

-Do zobaczenia. Mam nadzieję, że nic ci się dzisiaj już nie stanie. - powiedział, korytarze się zapełniały.
-Też mam taką nadzieję. Cześć i dziękuję za wycieczkę.
-Nie ma sprawy. - puścił oczko i odszedł zakładając swoje ciemne okulary na nos.

Było mi go szkoda. Robił coś czego najprawdopodobniej nie chciał robić. Zerknęłam w plan i poszłam do odpowiedniej sali, na kolejny nudny wykład, który wcale mnie nie interesował. Po kolejnych nudnych wykładach i całej tej gadaninie miałam okienko. Znalazłam w torebce jakieś jedzenie. Nie najgorzej. Idąc korytarzem znowu poczułam walę ciepła, więc szybko skierowałam się do toalety. Znowu krwawiłam. Wzięłam papierowy ręcznik i szybko przyłożyłam go do nosa. Wzięłam kolejny i zamknęłam się w kabinie. Gdy pierwsza partia przeciekła przyłożyłam kolejną, a krew leciała nadal. Gdy papier się skończył wzięłam papier toaletowy. Krew uparcie nie chciała przestać lecieć. Miałam jeszcze jedne zajęcia. Nie były obowiązkowe. Przerwa zleciała w szybkim tempie, a ja nadal nie mogłam uporać się z krwawiącym nosem. Usłyszałam czyjeś kroki.

-Agnes ?
-To damska toaleta. - rozpoznałam głos.
-Czekałem na ciebie, ale długo nie wychodziłaś. Wszystko okey ?
-Nie. Możesz podać mi ręcznik papierowy ?
-A otworzysz mi drzwi ?

Nie chciałam, żeby ktokolwiek mnie teraz widział. Nie wiedziałam jak wyglądam, a nie chciałam nikogo wystraszyć. Po chwili poczułam, że trzymany przeze mnie papier zwilżył się maksymalnie, więc przyparta do muru otworzyłam drzwi do kabiny. Przed nimi stał Rick z dwoma kawałkami ręczniku papierowego.

-Obawiam się, że to może być za mało. - zabrał mu to z ręki i przyłożyłam do nosa.
-Co się stało ?! - odwrócił się i po chwili wrócił z całą masą ręczników.
-Nic. Tak po prostu mam. - znowu mu zabrałam.
-Schyl głowę. - posłuchałam się go i po jakiś pięciu minutach krew przestała lecieć.

Rick pomógł mi wstać i powoli doszłam do umywalek. Miałam cały zakrwawiony noc. Szybko zmyłam jej resztki. Byłam tak strasznie blada.

-Miało ci się już dzisiaj nic nie dziać.
-Przepraszam. - spojrzałam na niego. - Zadzwonisz może po taksówkę ?
-Gdzie chcesz jechać ?
-Muszę pojechać do domu.
-Pewnie. - wyjął telefon i zadzwonił, a ja w tym czasie połknęłam parę tabletek. - Co to ?
-Muszę je brać. Przyjedzie ktoś ?
-Tak, ale jadę z Tobą.
-Nie musisz.
-Właśnie, że muszę.

Wyszliśmy ze szkoły, a później stanęliśmy przed bramą. Po chwili przyjechała taksówka, która dowiozła nas pod mieszkanie. Nie byłam pewna czy zastanę Nathana w domu. Ciężko było mi przekonać chłopaka, że dam już sobie radę. Nie wiedziałam, czy mogę kogoś przyprowadzić do mieszkania, w końcu należało do Nathana, a on nie był zwykłym chłopakiem tylko piosenkarzem. Po dosyć długiej kłótni udało mi się samej wejść do budynku. Tam wjechałam windą na odpowiednie piętro i weszłam do mieszkania.

-Jestem ! - krzyknęłam, ale nie dostałam żadnej odpowiedzi, weszłam na schody.

Zamknęłam się u siebie w pokoju i położyłam. Byłam taka zmęczona jak i głodna, ale nie byłam w stanie nic już zrobić.

-Agnes ? - do sypialni wszedł Nathan. - Miałaś być później.
-Źle się czułam.
-Bardzo źle ? Co się stało. - usiadł na brzegu łóżka.
-Po prostu musiałam wrócić.
-Może zawieść cię do szpitala ?
-Nie. Jeżeli byś mógł to zrobisz mi coś do jedzenia ? Jestem strasznie głodna, ale nie mam siły zejść na dół.
-Pewnie, ale na pewno wszystko jest okey ?
-Tak. Obiecuję, że jest okey. Nic się nie dzieję. - na razie.
-Dobrze, ale jakby coś się działo to daj znać.
-Okey.

Nathan wyszedł, a po chwili rozbrzmiał mi telefon. Nieznany numer.

Jak się czujesz ? R.”
Dobrze. Jestem tylko potwornie zmęczona. Nie ma powodów do obaw.”
Wcale. Byłaś taka blada.”
To u mnie normalne.”
Ale dlaczego ?”
To temat na dłuższą rozmowę, ale raczej nie myślę, że będę skora ci o wszystkim opowiedzieć.”


Wyłączyłam telefon, nie miałam siły się nikomu tłumaczyć. Marzyłam tylko o tym, żeby ten ból już minął.  


Hej !
Wszystko co dobre, szybko się kończy :(
Nie mam nic do dodania.
Pa <3

5 komentarzy:

  1. Rozumiem,ze i twoje ferie się kończą :)
    Rozdział bardzo fajny...zaintrygował mnie ten Rick.
    Czyżby z Agnes było coraz gorzej? :(
    Czekam na następny i weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział bardzo ciekawy.
    Mnie też zaintrygował Rick..... ciekawa jestem, czy będzie coś więcej z nim i Anges....
    Do następnego :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojejku :((( Jak mi szkoda Agnes... jej choroba zaczyna jej przeszkadzac baaaaaardzo powoli w normalnym zyciu :/Ale prosze jak dwa razy niczym rycerz na bialym koniu pojawia sie Rick i jej pomaga kiedy akurat kiepski sie czuje ;))
    Ciekawa jestem tego watku z tym osamotnionym i niezadowolonym z kierunku studiow czlowiekiem :p
    Nathan nieswiadomy krwotokow Agnes, jak sie o nich dowie pewnie nie bedzie zadowolony, ze je przemilczala... Ale ja ja w tym przypafdku doskonale rozumiem, bo sama bym milczala niechcac uzalac sie nad soba i zamartwiac innych w dodatku...
    No nic, widze ze wrocilas do szkoly, wiec trzymaj sie tam dzielnie i do napisania Slonko ;**

    OdpowiedzUsuń
  4. Anges, Anges, Anges......
    Ja jestem tez ciekawa co sie dzieje u Toma i proszę o rozdział z jego wątkiem :***

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz :)