sobota, 21 czerwca 2014

ZAWIESZENIE / ZAKOŃCZENIE

Tadam ! 
Kto by pomyślał, że taka chwila grozy nastanie ? Hm ?
Taki tam suprise z mojej strony, gdyż, iż, ponieważ pomysł na opowiadanie był ... był w mojej ślicznej główce zajebiste, a w praniu wyszło tak jak wyszło. Wpakowałam się na minę i nie mam odwrotu. Stać na niej i głowić się co zrobić ( rozdziały nie pojawiają się już od prawie dwóch (!) miesięcy ) czy podjąć ryzyko, pożegnać się ze wszystkimi, pomachać białą chusteczką i wylecieć w powietrze ? 
I choose the second option, so ....
Jest to z pewnością zawieszenie, ale nie wykluczam, ani nie narzucam zakończenia. Może wrócę, ale nie obiecuję. Z resztą moje obietnice wcale się nie pokrywają, hmmm ? Pozdrowienia dla pewnego bardzo, bardzo niecierpliwego Anonimka ♥ 
Dziękuję za czytanie, za wytrwanie (wytrzymał ktoś do tego momentu ? ) no ogólnie za wszystko, ale taka jest wola boska i jej nic nie zmieni. 
Na tę chwilę chcę Wam życzyć ociekających zajebistością wakacji, dostania się do wybranej szkoły, na wybrany kierunek i na wybrane uczelnie ( samej sobie też tego życzę ), pogody ducha i ogrooomnego dystansu do ciebie, a dla niektórych odrobiny empatii, to naprawdę jest przydatne ;P
Sajo nara <3

niedziela, 11 maja 2014

#17 "Nie lubię pożegnań."

#Agnes


Londyn – stolica Wielkiej Brytanii, miejsce w którym zawsze chciałam żyć, pracować, miejsce pełne życia, ludzi, kultur, języków. Miejsce, o którym wiele osób marzy, dla niektórych to brama do lepszego życia. Wiele ciekawych miejsc do zobaczenia, wiele ciemnych uliczek, w które nikt nie chciałby trafić w ciemną, zimną noc. Pełne życia serce wyspy, a ja czułam się w nim samotna. A jeżeli tak nie było to czułam wielką rozpacz, bo dzień wyjazdu Nathana wypadał właśnie dzisiaj.

Zastanawiałam się jak to teraz będzie wyglądało. Ostatnimi dniami i tak byłam sama w tym ogromnym mieszkaniu, chociaż każdego dnia wracałam do niego z ogromną nadzieją, że jednak zobaczę w nim Nathana, albo chociaż kogokolwiek. Oczywiście tak nie było, jedynie w piekarniku czekał na mnie ciepły obiad, który uświadamiał mi o tym, że paręnaście minut temu był tutaj Nathan, a ja się spóźniłam.

Zimne powietrze pierwszych dni października było już wyczuwalne i odczuwalne od paru dni. Zmęczona i smutna zwlokłam się z łóżka, była sobota powinnam pospać dłużej, ale chciałam po prostu porozmawiać z Nathanem przed tym jak zniknie mi z zasięgu wzroku na długi czas.

Nienawidziłam tej pory roku, była okropna. Byłam taka osłabiona, blada i bezosobowa. Wykasłałam się i weszłam do łazienki. Nawet nie spojrzałam w lustro, bo nie chciałam widzieć tej bladej zmory jaką teraz byłam. Wzięłam ciepły prysznic, umyłam zęby i nakładając jedynie lekki krem koloryzujący zakończyłam swoją poranną toaletę. Nałożyłam na siebie przypadkowy zestaw i spięłam włosy. Zeszłam na dół.

-Cześć ! - Nathan przyjaźnie się ze mną przywitał. - Myślałem, że będziesz dzisiaj dłużej spała. - podszedł do mnie, żeby dać mi buziaka w policzek i wrócił do robienia kanapek. - Ale chyba się nie wyspałaś, co ?

Poruszyłam ramionami i podeszłam do lodówki, tam przyglądałam się jej zawartości przez dłuższy czas, po którym wyjęłam sobie twarożek ze szczypiorkiem i podałam go Nathanowi, który zgodził się na zrobienie mi kanapek. Zalałam kubek z herbatą i usiadłam do stołu czekając na Nathana ze śniadaniem.

-Masz jakieś plany ? - dosiadł się do mnie.
-W piątek wyjeżdżam do rodziców.
-A co będziesz robić do piątku ?
-Mam szkołę. - ugryzłam kanapkę.
-Przecież nie możesz wpadać w rutynę.

Chyba już w niej wylądowałam.

-Nie masz żadnych zdjęć ?
-Nie.
-Do tej pory nie miałaś żadnych.
-Bo najwyżej mnie nikt nie potrzebował. Nathan to nie jest tak, że w każdym tygodniu je mam. To albo jest, albo go nie ma.
-Okey.
-Lepiej mów jak się czujesz przed wylotem ?
-No wiesz, te parę godzin jakie mnie czekają w samolocie jakoś mnie nie cieszą, ale sam pobyt tam mnie bardzo cieszy. Tam jest ciągle ciepło.
-Nie to co tutaj. - celnie zauważyłam.
-Taki mamy klimat. - uśmiechnął się. - Jakoś niewyraźnie wyglądasz.
-Zdaje ci się.

Usłyszeliśmy dzwonek do drzwi i Nathan poszedł otworzyć. Po chwili usłyszałam męski i żeński głos na korytarzu oraz dźwięk kółek z walizek na panelach. Po chwili do kuchni weszła Caroline z Max'em.

-O cześć kochanie. - Caroline szybko mnie zauważyła. - Jak ja cię dawno nie widziałam kruszynko.
-Tak jakoś wyszło. - dodałam.
-Cześć Ag.
-Hej Max. - wróciłam wzrokiem do swoich kanapek.
-Widzę, że załapaliśmy się na śniadanko. - zaśmiał się kolega Nath'a.
-Wiecznie nie najedzony. - Nathan wrócił na swoje miejsce przy stole, a goście zaczęli szperać po szafkach i lodówce. - Czujcie się jak u siebie.
-A nie widzisz, że właśnie tak się u ciebie czujemy Lil Natty. - Caroline wystawiła mu język.
-To, że jesteś starsza nie oznacza, że możesz mną pomiatać. - dodał Nathan.
-Nie wypominaj mi mojego atrakcyjnego wieku, zresztą ja zawsze Tobą pomiatam kochany. - uśmiechnęła się do niego słodko.
-Nie pozwalaj sobie. - droczyli się dalej.
-To ty sobie nie pozwalaj, bo tak cię ubiorę w LA, że się ośmieszysz.
-Uważaj, bo ci na to pozwolę. Przypomnij mi raz jeszcze dlaczego ty z nami jedziesz ?
-Nathan ! - rozbawiony Max podniósł głos. - Zakończ to.
-Nie widzisz, że prowadzimy miłą przyjacielską konwersację między sobą ? - dodał ze śmiechem Nathan.
-Nie. - a po chwili dodał - Oddaj !
-Za późno. Już ugryzłam. - Caroline z nadgryzioną kanapką i kubkiem parującej czarnej kawy dosiadła się do nas.
-Teraz sam zacząłem się zastanawiać nad tym dlaczego z nami jedziesz.
-Wiesz co George ? Jak bym miała pod ręką coś czym mogłabym cię uderzyć to nie zawahałabym się ani chwili.
-Na szczęście nic nie masz. - Max pociągnął z jej kubka dużego łyka kawy.
-O ty ! - Car kopnęła Max'a w piszczel, przez co zaczął boleśnie wydawać z siebie dźwięki. - I dobrze ci tak. - odebrała swój do połowy opróżniony kubek.

Chyba tutaj nie pasowałam i nawet nie czułam się tutaj widoczna, po prostu zajmowałam miejsce i zużywałam tlen. Nic więcej. Obserwowałam ich wspólne docinki i aż miałam ochotę się stąd ulotnić, ale postanowiłam tego nie robić, bo jednak też należę do tego towarzystwa, a nie chciałam spędzać tych ostatnich chwil Nathana w domu z dala od niego.

-Pewnie będziesz tęsknić za Nathanem, co ? - zapytał mnie Max.
-Pewnie, że tak, ale już się przyzwyczaiłam, że się ostatnimi dniami ciągle mijaliśmy. Nie oczekuję od niego pełno dniowej opieki, przecież. - próbowałam, żeby zabrzmiało to jak żart, a wyszło jak oskarżenie.
-Faktycznie ostatnio nie spędzaliśmy ze sobą dużo czasu. Przepraszam cię za to.
-Nie tłumacz się. Przecież sama ci mówiłam, żebyś żył swoim rytmem i nie przejmował się mną. Pójdę po leki.

Wyszłam nie chcąc brnąć w ten niebezpieczny temat. Nie chciałam mu zarzucać winy, ale z drugiej strony czułam się przez niego zaniedbana, ale najwyraźniej muszę w końcu dorosnąć. Może ja faktycznie dalej potrzebuje czyjeś opieki, kogoś kto by stał nade mną i dyktował mi co mam robić ? Nie tak miało być.

Wyszłam na korytarz, gdzie stały cztery ogromne walizki i jedna większa torba podróżna, weszłam na schody i szybko je pokonałam. I chyba za szybko to zrobiłam, bo na szczycie zakręciło mi się w głowie. Złapałam się poręczy i gdy minęło już to niemiłe zaćmienie poszłam dalej. Otworzyłam drzwi do swojego ślicznego pokoju, który bardzo lubiłam i wyjęłam leki, które popiłam wodą z kranu. Usiadłam na łóżku i bezczynnie wpatrywałam się w niebo za oknem.

-Można ? - przestraszona odwróciłam się do źródła głosu.
-Tak. - odpowiedziałam niepewnie widząc brązową czuprynę Nathana w drzwiach.

Wróciłam wzrokiem do okna, a chłopak powoli dosiadł się do mnie również wpatrzony w niebo, po dłuższej chwili ciszy się odezwał.

-Też jestem smutny, że muszę stąd wyjechać.
-Na pewno nie jesteś.
-Skąd masz taką pewność ?
-Bo mam oczy i widzę, że się cieszysz tym wyjazdem i wcale mnie to nie dziwi. To twoje życie, wymarzone życie, więc cieszę się twoim szczęściem.
-Pod tym względem to faktycznie się cieszę, ale nie chcę cię zostawiać tutaj samą.
-Przecież sobie poradzę. Chyba wiedziałeś na co się godzisz, kiedy mi proponowałeś wspólne mieszkanie ?
-No tak, ale nie chcę cię tak zaniedbywać.
-Przestań. - spojrzałam na niego, a ten po chwili zrobił to samo. - Też byłam świadoma tego rezultatów, więc nie ma o czym mówić. Kiedy masz samolot ?
-O 12:52.
-Powinniście się zaraz zbierać.
-Mamy jeszcze chwile.
-Spakowałeś wszystko ?
-Tak.
-Ile masz walizek ?
-Trzy.
-Wszystkie full capy brałeś ?
-Nie, tylko część.

Uśmiechnęłam się pod nosem.

-A które ?
-Tylko te ulubione i nowe.
-Przylecisz na święta ?
-Raczej tak. Powinniśmy wrócić jakoś pod koniec roku.
-A później ?
-Co później ?
-Co będziecie robić później ?
-Pewnie nagrywać teledyski, przygotowywać promocje płyty. Może nasunie się coś jeszcze.
-Cieszę się, że się spełniasz.

Uśmiechnął się i zamilkliśmy.

-Jess wspominała, że do ciebie przyjedzie.
-Kiedy ? - spojrzałam na niego.
-Jakoś w środę, albo czwartek. Odebrałabyś ją z dworca ?
-Pewnie, ale dlaczego przyjeżdża ?
-Żebyś nie była sama, zresztą bardzo chciała tutaj przyjechać po pierwszym trymestrze.
-Ale przecież pierwszy trymestr kończy się dopiero w piątek.
-U niej jakoś wcześniej się kończy, więc się jej spodziewaj, zresztą jeszcze ma zadzwonić do ciebie.
-Fajnie.
-No, to sobie posiedzicie razem. Masz pewnie teraz dużo egzaminów, co ?
-Zawsze tak jest na zakończenie trymestru.
-Pewnie zdasz wszystko na najwyższą ocenę.
-No nie wiem. - uśmiechnęłam się.
-Zejdziemy na dół ?
-Już się zbierasz ?
-Muszę. - powiedział z ociąganiem. - Na pewno nie chcesz pojechać z nami na lotnisko ? Wróciłabyś taksówką.
-Nie. Wolę się z Wami pożegnać tutaj na spokojnie. Tam pewnie będzie tłum fanek.
-Jak wolisz.

Zeszliśmy na dół, gdzie Caroline rozmawiała z Max'em w kuchni.

-Pewnie się cieszysz, co ? Zobaczysz się wreszcie z Niną.
-Tak. Ostatnio nawet nie mieliśmy czasu ze sobą porozmawiać, bo miała dużo pracy i nie miała chwili wytchnienia.
-Też się cieszę, że się z nią spotkam.
-A ja się cieszę, że się w końcu opalę. Zazdroszczę ci karnacji.
-No wiesz. - dziewczyna ostentacyjnie nawinęła swoje brązowe loki na palca. - Ma się jednak te hiszpańskie korzenie.
-Hiszpańskie ? - zapytałam, a ci zorientowali się, że ich obserwujemy.
-Moja mama stamtąd pochodzi.
-A tato jest stuprocentowym Anglikiem. - uzupełnił Max.
-No tak. - uśmiechnęła się. - Czyli już jedziemy ?
-Tak. - Nathan się odezwał.
-Nie lubię pożegnań, więc zróbmy to szybko. - szepnęłam do niego, gdy goście wstawali od stołu.
-Ja też ich nie lubię.

Wyszliśmy na korytarz, gdzie stały już walizki Nathana. Nathan wyjął z szafy kurtki i oddał je do swoich właścicieli, ci zwinnie je założyli, ale oczywiście Caroline, która jest stylistką poprawiła nieco strój Max'a, a ten tylko westchnął i przewrócił oczami.

-To co ? - Nathan spojrzał na mnie niepewnie.
-Miłego lotu. - uśmiechnęłam się tuląc go.
-Gdyby coś się działo to dzwoń, pisz, cokolwiek.
-Nic się nie będzie dziać. - odsunęłam się do niego i podszedł do mnie Max.
-Trzymaj się mała.
-Cześć Max. Pozdrów ode mnie Ninę.
-Pewnie. - uśmiechnął się wypuszczając mnie z ramion.
-Czyli ponownie zobaczymy się dopiero za trzy miesiące ? - Caroline podeszła do mnie powoli.
-Tak wypada. - przytuliłam ją.
-Znowu się nie nagadałyśmy. - roześmiała się dźwięcznie.
-Takie życie. - odsunęłam się od niej.

Każde chwyciło swoje walizki i Max z Car wyszli złapać windę. Nathan jeszcze został.

-Mieszkanie jest już opłacone, więc o to się nie martw. Z twoimi rodzicami ustaliliśmy, że ktoś tutaj z Tobą później przyjedzie, ale to pewnie jeszcze dogadacie jak pojedziesz do Gloucester. Jess pewnie też ci się zwali na głowę, bo ona ma ostatnio dużo wolnego. Gdybyś czegoś jednak potrzebowała to daj znać.
-Nie martw się. - uśmiechnęłam się.
-W takim razie do zobaczenia. - dał mi buziaka w policzek i wyszedł odwracając się jeszcze z promiennym uśmiechem.


Chwilę później winda z nimi zjechała na sam dół, a w oknie widziałam ich wsiadających do mini vana. Pomachałam jeszcze Nathanowi i tak oto w ten sposób znowu zostałam sama. Zeszłam jeszcze na dół upewnić się, że zamknęłam drzwi i poszłam do kuchni posprzątać po śniadaniu.  


Hej !
Nathan wyjechał. I co dalej ? Ja wiem, a wy wiecie ? 
Do następnego <3

niedziela, 4 maja 2014

#16 "Jak zawsze niezauważona."

#Agnes


W powietrzu, a nawet w kościach czułam zbliżający się wielkimi krokami październik, a co za tym idzie wyjazd Nathana do Stanów. Na szczęście tydzień po jego wyjeździe sama mam 10 dni wolnego i zakończenie pierwszego trymestru, więc posiedzę trochę z rodzicami. Gdy myślami krążyłam wokół Nareeshy i Sivy, którzy już od tygodnia są w swojej podróży poślubnej dookoła świata, to szczerze im tego zazdrościłam. Mój autobus zbliżał się do przystanku, na którym wysiadałam, więc naciągnęłam rękawy kurtki i gdy tylko się zatrzymał szybko wyskoczyłam z autobusu.

Od razu zmroziły mnie zimne gałązki wiatru, więc nie tracąc czasu ruszyłam w kierunku szkoły. Przed samym wejściem poczułam pierwsze, duże krople deszczu. Zamknęłam za sobą drzwi i zeszłam schodami na dół do szatni. Wpisałam mój czterocyfrowy kod i kłódka puściła. Wyjęłam z szafki zeszyty, a z torby wyjęłam niepotrzebne teraz książki. Zatrzasnęłam żółtą szafkę i ponownie weszłam na klatkę schodową. Miałam teraz historię z dosyć starym profesorem i mimo że nie przepadałam za tym przedmiotem to bardzo lubiłam słuchać jak mężczyzna z przejęciem opowiada o historii.

Usiadłam w jednej z ostatnich ławek i przyglądałam się padającemu deszczu, który wzrósł na sile. Do dzwonka zostało około 9 minut, a sala była tylko trochę zapełniona. Niektórzy leżeli na ławkach próbując złapać jeszcze cenne minuty snu, inni energicznie wertowali strony swoich podręczników za pewnie czegoś szukając. Jeszcze inni siedzieli bez wyrazu z wzrokiem wbitym przed siebie, a znalazła się nawet grupka rozmawiających cicho uczniów.

Lubiłam obserwować zachowania ludzi, niektóre z nich były dosyć specyficzne, a inne pomysłowe. Poczułam jak robi mi się duszno. Zacisnęłam mocno powieki. Nie lubiłam takiej pogody. Najgorsze dla mnie zawsze było przejście z września na październik. Wtedy najgorzej się czułam i zazwyczaj dużo czasu spędzałam w domu lub w szpitalu, ale nie chciałam mieć zaległości tym bardziej, że raczej nie miałabym od kogo pożyczyć notatek. Nie byłam zbyt towarzyską osobą. Im mniej osób o mnie wie tym lepiej.

Wskazówki zegara szybko zbliżały się do dziewiątki, a sala nawet nie była w połowie zapełniona. Zazwyczaj frekwencja uczniów na tej lekcji była niska, ale profesorowi jakby to nie przeszkadzało. On cieszył się tym, że ma do kogo mówić. Równo z dzwonkiem do sali wszedł właśnie on. Ubrany w swój szary garnitur z czarną aktówką w dłoni, która bezwładnie się ruszała. Jego siwe włosy jak i wąsy dodawały mu uroku, a tęga sylwetka powagi. Jego się po prostu szanowało. Był to człowiek, który szacunek dostawał od każdego, nie ważne czy lubiłeś jego zajęcia czy nie, zawsze go szanowałeś, bo on zawsze szanował ciebie. Był z tego rodzaju ludzi, którzy są dobrzy dla innych, którzy idą na kompromisy. U niego ciężko było nie zdać.

W czasie lekcji dotarło również paru nowych słuchaczy, ale profesor jakby tego nie zauważył i kontynuował swoją wypowiedź jedynie czasami pośpieszał ludzi, bo zasłaniali innym jego prezentacje. Minęło już czterdzieści minut, ale mężczyzna tak opowiadał, że nawet tego nie zauważyłam. Gdy zabrzmiał dzwonek rozszedł się szmer zamykanych i chowanych do toreb książek, ale profesor nadal mówił.

-Piękno sztuki ukryte jest w jej historii oraz w tym co chciał przekazać autor. To nie tylko parę kresek i ładne kolory, to uczucia, które zebrały się w człowieku i zostały wyrzucone na płótno. W sztuce nie patrzy się na prostą linię, na podobiznę czy na oddanie koloru. Tu patrzy się głębią, emocjami. Dlatego sztuka nie jest dla wszystkich ona jest jedynie dla tych o otwartym sercu. Tak samo jest z ludźmi.

Zakończył i wyłączył swoją prezentacje. Lubiłam jego zajęcia, bo zawsze miał coś mądrego do powiedzenia. Spojrzałam na swoje notatki, które były dzisiaj krótsze. Za szybko się dekoncentrowałam, za dużo słuchałam, a za mało tego zapisywałam. No nic, może coś jeszcze napiszę. Schowałam swoje cenne notatki i zeszłam na dół. Wychodziłam ostatnia, jak zawsze, ale niezauważona, jak zawsze.

Korytarze stały się pełne i tłoczne. Przypomniało się im, że dzisiaj też są zajęcia. Przede mną czekały jeszcze długie godziny nudnych zajęć, na które z chęcią bym nie poszła. Przypomniałam sobie o jednej sprawie. Zeszłam na piętro i skierowałam się w kierunku sekretariatu. Musiałam donieść pewne papiery. Szłam szukając ich w torbie, na tyle przyzwyczaiłam się do nowego otoczenia, że nie musiałam patrzeć gdzie idę. Wiedziałam gdzie co jest.

-Cześć ślicznotko. - zatrzymał mnie czyiś głos.

Podniosłam wzrok i zobaczyłam stojącego przede mną dryblasa, a za nim jeszcze parę innych chłopaków. Chciałam go wyminąć, ale ten znowu zastąpił mi drogę.

-Chciałabym przejść. - odezwałam się.
-Co mówiłaś kruszyno ? Powtórz jeszcze raz. - mówił z cwaniackim uśmiechem.
-Chciałabym przejść. - powtórzyłam nieco głośniej, ale nadal z wbitym wzrokiem w podłogę.
-Chciałabyś przejść. No patrz, a nie chcę się przesunąć. I co my teraz zrobimy ? - odwrócił głowę i zaśmiał się do kolegów, a ci razem z nim. - Grzeczne dziewczynki powinny siedzieć z mamusią w domku, a nie włóczyć się same po tak dużej szkole. Jesteś świadoma ile jest tutaj zagrożeń ? - czekał na moją odpowiedź, więc pokiwałam przecząco głową. - Jedno z nich mogę ci pokazać. - jego ręka powoli się podniosła w kierunku mojej twarzy.
-Sebastian ! - usłyszałam za sobą czyiś głośny krzyk. - Nudzi ci się ? - szybko się zbliżał.
-Kogo moje oczy widzą. Stary ! Dawno cię nie widziałem. - nagle chłopak stracił mną zainteresowanie.
-Wiesz, to tu to tam i tak zleciało. - słyszałam, że stoi za mną. - Ale nie spodziewałem się po Tobie tego, że zaczepisz samą dziewczynę, ze swoją świtą na karku.
-Chciałem jej pomóc. - powiedział grzecznym tonem głosu. - Z resztą ty dobrze wiesz do czego jestem zdolny. - słyszałam jego śmiech w głosie.
-Myślę, że Agnes sama znajdzie drogę do swojego celu. - zdziwiłam się na wieść o tym, że chłopak zna moje imię, więc pomyślałam kto to mógł być.
-Znacie się ? - zapytał zdziwiony … Sebastian, poczułam jego wzrok na sobie. - W takim razie do twoich usług.

Podniosłam na niego wystraszony wzrok, a ten przyjaźnie się uśmiechał. Dziwny z niego człowiek.

-Wystarczy tej grzeczności. Zmykajcie stąd.
-Miło było cię zobaczyć Rich. Może jakieś piwo wieczorem ? - Sebastian mnie minął, a ja zobaczyłam resztę jego „świty”.
-Zdzwonimy się. - usłyszałam głos Richarda za mną i dźwięk przybijanej piątki.

Po dłuższej chwili towarzystwo się wykruszyło, ale ja nadal się nie odwracałam.

-Przepraszam cię za niego. - Rich stanął przede mną.
-Nie masz za co przepraszać. - spojrzałam na niego przez ułamek sekundy i ponownie spuściłam wzrok. - Nie wiedziałam, że masz takie znajomości, ale w ogóle po co ja się odzywam.
-Mam wielu znajomych.
-Nie powinno mnie to dziwić.
-Gdzie idziesz ? - zapytał po chwili ciszy.
-Do sekretariatu.
-Odprowadzę cię.
-Nie ma takiej potrzeby.
-I tak nie mam co robić.
-Nie masz zajęć ?
-Mam.
-To dlaczego nie idziesz ? Za chwilę będzie dzwonek.
-Sam decyduję o swoim losie.
-Chyba już podpadłeś dyrektorowi. - raczej stwierdziłam niż zapytałam ruszając.
-Nadal tu jestem. Jak impreza ?
-Jaka impreza ?
-Mówiłaś, że jakąś masz, a raczej już miałaś.
-Mówiłam ci ?
-Raczej wspomniałaś. Jakoś z rozmowy tak wyszło.
-Jakoś sobie nie przypominam.
-Bo to była chwila. Więc jak się udała impreza ?
-Było fajnie.
-I tyle masz w temacie ?
-Tak. Dzięki za odprowadzenie.

Zapukałam do drzwi i weszłam niepewnie do środka. Gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi usłyszałam dzwonek. Na szczęście zajęcia miałam tylko piętro wyżej, więc po chwili wyszłam na pusty korytarz i wbiegłam na schody. Na moje szczęście nie tylko ja wchodziłam jeszcze do sali, a nauczycielka się nie czepiała. Przywykła do tego, że sporo osób się spóźnia na jej nudne zajęcia. Zajęłam miejsce z tyłu i ponownie wyjrzałam przez okno. Ulewa nawet na chwile nie zwolniła, cały czas mocno padało, a chmury nie miały ochoty zniknąć.

Starałam się skupić na wykładzie, ale wcale nie miałam na to dzisiaj głowy. Wcale nie miałam dzisiaj humoru do czegokolwiek. Nawet rano, gdy zaspałam, musiałam sobie poradzić sama, bo Nathan po późnym powrocie do domu z popijawy z chłopakami, nadal spał. Z resztą nawet nie mogłam liczyć na jego pomoc, więc zebrałam się i pobiegłam na autobus.

Widziałam, że wszyscy coś energicznie zapisują. Wszyscy bez wyjątku, spojrzałam w prawą stronę, gdzie siedziała wymalowana brunetka, bardzo ładna. Miała już zapisaną prawie całą stronę. Pochwyciła mój wzrok. Spojrzała na mój pusty skoroszyt.

-Dlaczego nie robisz notatki ? - speszyłam się i spuściłam wzrok. - Dyktuje zagadnienia do testu.

Faktycznie ten wielki test zbliżał się jeszcze większymi krokami niż październik. Od niego wszystko zależało. Musiałam być na niego przygotowana w stu procentach. Szybko chwyciłam za długopis i zaczęłam zapisywać słowa nauczycielki. Oczywiście znowu nie zdążyłam napisać tyle ile bym chciała i z dzwonkiem na przerwę nie miałam żadnej porządnej notatki.

-Zrób sobie zdjęcia moich notatek. - brunetka podała mi swoje kartki, spojrzałam na nią niepewnie. - Pośpiesz się.

Wyjęłam telefon i szybko zrobiłam zdjęcia. Oddałam jej plik kartek.

-Dziękuję. - powiedziałam, ale ta już wychodziła.

Westchnęłam ciężko i szybko się spakowałam. Naburmuszona nauczycielka czekała na mnie przy drzwiach. Szybko zeszłam i bez słowa przeszłam obok niej zła, że musiała na mnie czekać. Zamknęła drzwi i wyszła do pokoju nauczycielskiego, a ja w stronę automatu ze słodyczami. Może nie powinnam ich jeść, ale byłam głodna, a do lunchu zostało jeszcze dużo czasu.

Kolejne zajęcia wyglądały niemal podobnie, chociaż na nich nikt nie podsuwał mi swoich notatek. Swoją drogą notatki robione przez brunetkę były bardzo treściwe i dziękowałam jej w duchu, że mi ich użyczyła. Ale ciekawiło mnie też dlaczego to zrobiła. Z czystej łaski czy może dlatego, że być może jest dobrym człowiekiem ?

Weszłam właśnie na pełną stołówkę i co zobaczyłam ? Moją zbawczynię w stoliku, w którym siedział również Rich jak i ten cały Sebastian. Było tam jeszcze parę nieznanych mi osób. Szybko odwróciłam wzrok i stanęłam w kolejce do jedzenia. Gdy już zapełniłam tackę usiadłam w wolnym stoliku. Nie śpiesząc się zjadałam jego zawartość połykając ukradkiem tabletki. Nikt się mną nawet nie interesował, nikt się nie patrzył, nikt nie dosiadał. Lubiłam tutaj siedzieć, bo nikt mi nie przeszkadzał. Gdy nie byłam nawet w połowie mojej tacki Rich wstał od stolika. Obserwowałam go wiedząc, że i tak nie spojrzy w moją stronę, nie było szansy mnie tu dostrzec. Nie odwracając się nawet do tyłu wyszedł ze stołówki, a później wyszedł ze szkoły. Wspominał o tym, że sam decyduje o swoim losie, więc zadecydował.

Po zjedzeniu opuściłam stołówkę i mimo że przerwa była długa i zostało jeszcze dużo czasu postanowiłam pójść już do sali. Oczywiście była pusta tak samo jak korytarze. Usiadłam sobie w ostatniej ławce obok okna i obserwowałam ulewę. Jeszcze tylko dwie godziny i się stąd wyrwę.

Dwie godziny zajęć minęły mi wolniej niż dotychczasowe, więc ulga jaką zaznałam po wyjściu na zewnątrz nie mogła się z niczym porównywać. Deszcz nadal mocno padał, ale w szafce znalazłam parasolkę, więc nieco się śpiesząc na autobus ruszyłam w kierunku przystanku. Na całe szczęście przystanek miałam pod szkołą oraz pod domem. Przynajmniej się nie na chodzę.

Autobus przyjechał punktualnie, więc po paru minutach wysiadałam na moim. Weszłam na klatkę i złożyłam mokrą parasolkę. Poczekałam na windę i w samotności wjechałam na odpowiednie piętro. Przekręciłam klucze w drzwiach i weszłam na korytarz. Zamknęłam drzwi na zamek.

-Jestem ! - krzyknęłam i mimo mojego czekania nie dostałam odpowiedzi.

Zdjęłam kurtkę i mokre buty. Parasolkę zostawiłam do wyschnięcia. Poszłam do kuchni, gdzie na lodówce wisiała kartka od Nathana.

Zamów sobie coś do jedzenia. Nie czekaj na mnie. Dzisiaj pracuję do późna. Nathan.”

Akurat dzisiaj musiało go nie być. Akurat teraz kiedy nie chciałam być sama. Nawet nie miałam tu nikogo znajomego. Mogłabym zapytać Naree czy by wpadła, ale teraz to niemożliwe. Skoro Nathan pracuję to nawet nie mogłabym rozpatrywać możliwości zadzwonienia do któregoś z reszty zespołu. Chociaż i tak bym pewnie tego nie zrobiła. Nie znamy się za dobrze, żebym dobrze się czuła w towarzystwie któregoś z nich. Który by nawet chciał ze mną siedzieć ?

Westchnęłam głośno i poszłam do siebie. Wyjęłam książki i próbowałam się skupić na czymkolwiek. Nawet rodzice nie odbierali. Stanęłam przy oknie obserwując oberwanie chmury. Pogoda dzisiaj była okropna. Ludzie na ulicy skryci pod parasolami śpieszyli się. Każde w swoim tempie. Każde do swojego celu. A ja stałam tak nad nimi, obserwowałam ich i marzyłam o czyjej obecności. Nie musiała być to nawet namacalna obecność, ale sama świadomość, że nie jestem sama w tym dużym mieszkaniu.


Rozpatrywałam nawet możliwość gry na pianinie. Może coś jeszcze pamiętam, ale tego nie zrobiłam. Trochę się poszwędałam po piętrach, próbowałam coś ugotować, ale nawet to mi nie wychodziło. W ostateczności zjadłam kanapki i usiadłam przed telewizorem z paczką chipsów. Rich pewnie nigdy się tak nie nudzi, przecież ma masę znajomych.  


Hej !
Przepraszam za tę stypę, ale ta pogoda za oknem ... Do tego moje nowe odkrycie Kodaline i taki bigos :/
No cóż. Za jakiś czas moje wyczekane i upragnione Stany, a tam wiadomo jak. Picie, balowanie, picie, balowanie i ... no właśnie. To już za jakiś czas ;)
Zmieniam taktykę. Rozdział w każdy weekend, a dzień (piątek, sobota czy niedziela) wybiorę ja. Nie lubię mieć narzuconych dni, to mnie przeraża :P
Do następnego <3 

PS. egzaminy poszły mi nieźle :)

niedziela, 13 kwietnia 2014

#15 "Próbuję podtrzymać rozmowę."

#Tom


Po zaśpiewaniu paru piosenek szybko zszedłem ze sceny i podszedłem do nowożeńców. Nareesha się popłakała i ledwo mówiła. Seev jako facet w tym związku podziękował za ich oboje, trochę jeszcze pogadaliśmy i mówiąc, że na mnie pora zmyłem się czym prędzej. Nie żegnałem się później z nikim innym, wystarczy, że Seev i Ree wiedzieli. Zauważyłem, że nie tylko ja wpadłem na pomysł ucieczki, bo parę osób również kręciło się przed salą dzwoniąc gdzieś lub rozmawiając z kierowcami limuzyn, które nas tutaj przywiozły.

-Zawieść Pana do hotelu ? - dopadł mnie jeden z „pingwinów”.
-Do hotelu niekoniecznie, ale jeżeli mógłbyś do jakiegoś pobliskiego pubu, to byłbym wdzięczny.
-W takim razie zapraszam do limuzyny. - gestem dłoni wskazał swój pojazd, a ja nie czekając na niego sam otworzyłem sobie drzwi i wsiadłem do ciepłego wnętrza pachnącego skórą.

Po chwili ruszyliśmy i tylko jeden z nas znał cel mojej wyprawy. Musiałem jakoś odreagować dzisiejszy dzień. Nie żebym żałował, że pojawiłem się na tej wspaniałej ceremonii, ale gdyby Jej tam nie było. Kurcze, taki wspaniały dzień, ten wyjątkowy. Para moich wspaniałych przyjaciół związała się na resztę życia, a ja nawet nie mogłem dzielić z nimi tej radości. Gdybym tylko mógł przestać myśleć o Kelsey i jej zdradzie to pewnie ten wieczór byłby dla mnie miłym doznaniem.

Jak mogłem tak zawieść moich przyjaciół ?! Cały gniew, który w sobie miałem zaczynał brać nade mną kontrolę. Nie mogłem się doczekać, aż samochód się zatrzyma, a ja wejdę do dusznego pomieszczenia, wejdę do środka i uderzy mnie fala zapachu papierosów, alkoholu i wymiocin. Być może ten smród jakoś zajmie mój mózg, albo i nie. Spojrzałem na siebie w odbiciu szyby. Włosy ułożone na żel, ogolona twarz, czarny, dopasowany i szyty na miarę garnitur, eleganckie buty i ten wąski krawat. Czy ja pasowałem do miejsca, do którego zmierzałem ? Nie. Odpowiedź była krótka. Zdjąłem krawat, który wsadziłem do wewnętrznej kieszeni marynarki. Odpiąłem guziki przy kołnierzyku koszuli i jeszcze parę niżej. Zmierzwiłem włosy i ponownie się sobie przyjrzałem. Nie dokonałem jakiejś większej zmiany, ale i tak na więcej liczyć nie mogłem. Przynajmniej miałem swój portfel z magiczną kartką, bynajmniej tyle.

Jak na pobliski pub to jechaliśmy dosyć długo, aż w końcu po jakiś paru minutach limuzyna się zatrzymała, nie wiedziałem czy stoimy na światłach czy jak, bo silnik cały czas chodził. Nagle otworzyły się drzwi, a za nimi zobaczyłem mojego „pingwina”.

-Czy życzy sobie Pan, żeby na Pana poczekać ? - zapytał, a ja wysiadłem.
-Nie, proszę wrócić. Dzięki za podwózkę.
-A czy ma Pan jak wrócić ?
-Zamówię taksówkę, ewentualnie mam GPS w telefonie.
-W takim razie życzę miłej zabawy, ale w razie potrzeby proszę zadzwonić pod ten numer i postaram się przyjechać jak najszybciej. - podał mi wizytówkę.
-Dzięki. - odszedłem parę kroków dalej.

Upewniłem się, że chłopak wsiadł do środka i zgniecioną wizytówkę wrzuciłem do kosza. Skoro mówię, że sobie poradzę, to sobie poradzę. Stałem właśnie przed pub'em, ale to nie było to czego się spodziewałem. Lokal z zewnątrz wyglądał przytulnie i nie czuło się wcale tego co przy innych pubach. W pomieszczeniu nie unosił się dym nikotynowy, a okna były uchylone, słychać było muzykę i wesołe głosy. Chcąc dowiedzieć się czegoś więcej o tym miejscu wszedłem do środka.

Zielone wnętrze, wcale nie odrzucało, a przypominało o tym, że jestem w Irlandii – Zielonej Wyspie i czułem się zrelaksowany. To miejsce z pewnością pozostanie w mojej pamięci. Mijałem pełne stoliki zadowolonych ludzi, którzy rozmawiali, śmiali się, ale moje uszy to nie drażniło, bo jak na pub to było cicho i spokojnie. Uśmiechnięta obsługa dziarsko obsługiwała uśmiechniętych klientów. Mijało mi się to z celem. Spojrzałem na zegarek, dochodziła północ, obsługa powinna być marudna, zła na klientów i strasznie nie miła. Dochodziła późna godzina, a ci byli zadowoleni, dziwnie zadowoleni. Idąc do baru nie napotkałem żadnego negatywnego spojrzenia na moją osobę, jakby mnie tu wcale nie było. Dosiadłem się do suchego baru, zazwyczaj ocieka on piwem, Irlandia mnie zaskakuje.

-Dobry wieczór. - uśmiechnięty barman szybko się pojawił.
-Cześć. Do której macie dzisiaj czynne ?
-Jeszcze jakieś czterdzieści minut.
-Nie zamykacie równo o północy.
-Powinniśmy, ale przecież nie wyrzucimy naszych gości. - uśmiechnął się.
-Nigdy nie spotkałem się z czymś takim, a w Irlandii byłem parę razy i nigdy nie trafiłem na takie miejsce.
-Mówisz to w pozytywnym czy negatywnym znaczeniu ?
-Pozytywnym. Tutaj jest całkowicie inaczej niż wszędzie indziej.
-Bo jesteśmy wyjątkowi. - zaśmiał się.
-Whiskey poproszę.

Zacząłem bawić się korkową podkładką i lustrować bar. Wszystko było inne. Wszystko było równo poukładane, czyste i zachęcające. Nie dziwię się, że to miejsce jest tak często odwiedzane przez ludzi, skoro jest co odwiedzić to nie ma powodów, żeby tutaj nie przyjść.

-Zły dzień ? - barman podał mi pełną szklankę.
-Nie jestem z tych, którzy żalą się barmanowi.
-Spokojnie. Jeszcze parę szklanek i wszystkiego się dowiem. - uśmiechnięty polerował szklanki.
-Lubisz swoją pracę ? - zapytałem przyglądając mu się.
-Pewnie.
-Zawsze zastanawiałem się nad tym, bo ja z kolei nie chciałbym słuchać czyiś problemów.
-Kwestia gustu. Czasami ludzie przychodzą tutaj tylko po to, żeby się wygadać. Nie mają żadnej osoby, której mogłyby przekazać wszystkie swoje zmartwienia i wtedy pojawiam się ja.
-Niech pójdą do psychologa.
-Ja im go zastępuje. Dolać ? - zapytał patrząc na moją opróżnioną szklankę.
-Tak. - podałem mu pustą szklankę i po chwili dostałem zapełnioną.
-Impreza się nie udała ?

Spojrzałem na niego ze znakiem zapytania.

-Jesteś już drugą osobą ubraną świątecznie, która do nas trafiła. Obstawiam, że wesele.
-A no wesele.
-Nudne ?
-Nie. - napiłem się.
-Więc dlaczego nie jesteś tam i tam pijesz ?
-Nie chcę psuć tego dnia moim przyjaciołom.
-Poszedłeś na ślub mimo swojej niechęci ?
-To nie tak.
-A jak ?
-Mówiłem, że nie jestem z tych co przychodzą i się żalą.
-Po prostu jestem ciekaw. Może po prostu było nudno.
-Nie było. Było bardzo fajnie, ale … ale co cię to obchodzi ? Lepiej mi dolej.
-Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem.
-Ty jesteś taki zadowolony, bo musisz, czy coś ćpałeś ? - odebrałem od niego pełną szklankę.
-Mam dobry humor.
-Niby dlaczego ?
-Bo lubię moją pracę, a ty swoją lubisz ?
-Lubię.
-No widzisz. Powinieneś wiedzieć co to znaczy.
-Za dużo mówisz.
-Taką mam pracę.

Odszedł na chwilę do innego klienta, a ja miałem choć odrobinę spokoju. Trajkotał mi ciągle nad uchem. Przyszedłem tu, bo chcę się napić, a nie słuchać czyiś rad. Rozejrzałem się po sali szukając wolnego stolika, ale takowego nie było.

-Stęskniłeś się za mną ?
-Bardzo. - spojrzałem na niego znudzony.
-Dobre przynajmniej było jedzenie ?
-Co ?
-Na weselu.
-Dobre, ale co cię to obchodzi ?
-Próbuję podtrzymać rozmowę.
-Nie musisz się tak wysilać.
-Za to mi płacą.
-Co miałeś na myśli mówiąc, że już druga osoba tutaj przyszła ?
-Wtedy co mówiłem, że świątecznie ubrana ? - pokiwałem głową. - Śliczna blondynka tutaj była, wyraz twarzy miała podobny do twojej.
-Dawno temu tutaj przyszła ?
-No jakoś, ale niedawno ją tutaj widziałem. - zaczął rozglądać się po sali. - O ! Siedzi tam pod tą zasłonką, widzisz ?

Obejrzałem się, może akurat poznam tę dziewczynę, chociaż na weselu nie przyglądałem się zbytnio gościom i raczej nie rozpoznam tej dziewczyny.

-Gdzie ? - zapytałem lustrując salę.
-Tyłem siedzi. Za tym dryblasem z łysą głową.

Zacząłem szukać wspomnianego dryblasa z łysą głową, ale jak na złość jego też nie widziałem.

-Nie widzisz ?
-Nie.

Odpowiedziałem zażenowany i gdy już miałem odwrócić wzrok zobaczyłem tę blondynkę. Faktycznie siedziała tyłem, ale to nie przeszkodziło mi w jej rozpoznaniu. Odwróciłem szybko wzrok i wypiłem zawartość szklanki.

-Naprawdę jej nie widzisz ?
-Już widzę. - odpowiedziałem szybko podając mu pustą szklankę.
-Niezła co ?
-Nie wygląda na taką, której można zaufać.
-Głupoty gadasz. Niezła sztuka.
-Pewnie tylko jedno jej w głowie.
-To właśnie jeszcze lepiej.
-Serio ? - spojrzałem na niego spode łba.
-Pewnie tylko tak gadasz, a w głowie masz już różne wizje. - uśmiechnął się w jej kierunku.
-Wiem co mówię. Z takimi jak ta lepiej jak najdalej.
-Czyli twój humor zepsuła dziewczyna. - raczej stwierdził niż zapytał.
-Coś słabą masz tą whiskey.
-Poczekaj jeszcze. Tak Tobą trzepnie, że zaraz wyłożysz się jak długi na podłodze. Dziewczyna złamała ci serce ?
-Co ?
-Pijesz przez dziewczynę, co ci takiego złego zrobiła ?
-Pojawiła się.
-To chyba dobrze.
-Zależy dla kogo.
-Chyba nasza koleżanka wychodzi.
-Chyba twoja koleżanka.
-Na pewno musisz ją kojarzyć. No spójrz, obróć się. - zerknął tylko na mnie na chwilkę i wrócił do niej wzrokiem.
-Poszła już ? - zapytałem po chwili.
-Może zamówić ci taksówkę ? - barman zapytał rozweselony, z pewnością nie do mnie.
-Nie trzeba. - powiedziała niepewnie, a ja czułem na sobie jej wzrok, ale specjalnie się nie odwracałem, bo chyba bym wybuchł na sam jej widok.
-Wiedziałem, że wy z tej samej imprezy. Widać, że się znacie. - chłopak patrzył to mnie to na nią. - Dosiądź się jeszcze do nas na chwilę. - zwrócił się do niej.
-W takim razie ja wychodzę. - powiedziałem i wyjąłem portfel.
-Tom nie wygłupiaj się. Zostań i tak już wychodziłam. - usłyszałem za sobą, ale udałem, że nic nie słyszałem, podałem mu kartę. - Na co czekasz ? Wychodzę.
-Zostań. - stała przy swoim, a ja walczyłem ze sobą, żeby zaraz nie wykrzyczeć jej w twarz co o niej myślę.

Barman zabrał mi kartę i w ciszy wpisywał coś na urządzeniu ciągle się nam przyglądając, po chwili podał mi urządzenie i wpisałem pin. Po czym dostałem swoją własność z powrotem i bez słowa wyszedłem nie patrząc na żadne z ich dwojga. Tak ogromną ochotę miałem jej wygarnąć, ale ciągle przed oczami miałem rozmowę z Agnes, która gasiła moje zamiary. Zimne powietrze otrzeźwiło mnie nieco i poczułem ilość wypitego alkoholu. Na ulicy stała wolna taksówka, do której szybko wszedłem na moje szczęście, bo chwilę później z pubu wyszła Kelsey. Podałem kierowcy adres, a ten ruszył i zaczęliśmy się oddalać od tego dziwnego pubu.

Cały czas miałem w głowie jej obraz, kiedy powiedziała mi prawdę. Miałem się jej oświadczyć, ale ona nie traktowała naszego związku na poważnie, więc dlaczego teraz mam się do niej zwracać z szacunkiem. Niech się cieszy, że milczę w tej sprawie, bo gdybym tylko chciał to mógłbym ją obsmarować błotem w tabloidach i nie cackać się z tym tak jak to robiłem dotychczas. Dobrze, że za jakiś czas wylatujemy do Stanów, tam będę mógł porządnie odreagować. Nikt mi tego nie zabroni.


Taksówka się zatrzymała, podałem kierowcy pieniądze i wysiadłem. Akurat ludzie z wesela zaczęli się zjeżdżać, więc wtopiłem się w tłum i zniknąłem u siebie w pokoju. Wziąłem szybki prysznic i rzuciłem się na łóżko, zasypiając jak małe dziecko.  


Elo !
Uff jestem w terminie, dziwne, co ? xD
Na życzenie Caroline mamy perspektywę Tom'a, chciałam już troszkę przyśpieszyć akcję, ale skoro macie jakąś prośbę to staram się ją wypełnić ;) Przynajmniej na moje możliwości.
Co do propozycji _Wiki_ : co dwa tygodnie, powiadasz ? Może to nie było by takie złe xD
A tak na serio to dajcie mi jeszcze trochę czasu, myślę, że w maju sytuacja się już rozluźni, w końcu będę już po egzaminach i nauczyciele już odpuszczą, więc będę miała więcej czasu na blogaska ;)
Macie jeszcze może jakieś propozycje jeżeli chodzi o perspektywy pisania ? Zastanawiam się na Sivą albo Ree. Ale zobaczę, może coś wpadnie mi do głowy ;>
Trzymajcie się.
<3

niedziela, 6 kwietnia 2014

#14 "To zły pomysł, że się tutaj pojawiłam."

#Agnes


-Który wziąć ? - zapytałam Nathana, który chwilę wcześniej zaczął zmagania z zawiązaniem krawatu.
-Wiedziałem, że tak będzie. - uśmiechnął się na moment. - Po co ci tyle naszyjników ? - męczył się przyglądając w lustrze.

Widząc jego zmagania i ilość złości jaką w to pakował, roześmiałam się i odłożyłam naszyjniki na stolik. Podeszłam do niego i zabrałam krawat. Cały gniew z jego wzroku zniknął i zastąpiła go łagodność. Starannie zawiązałam mu jego czarny i wąski krawat. Poprawiłam jeszcze kołnierzyk i spojrzałam w lustro.

-Elegancko. - uśmiechnęłam się do niego i wróciłam do stolika. - To który ?
-Weź ten drugi. - powiedział zakładając marynarkę.
-Myślisz ? - przyłożyłam go do miejsca, w którym powinien wisieć.
-Zdecydowanie ten. Daj. - wyciągnął dłoń i zabrał mi naszyjnik, który za chwilę zwinnie zapiął. - Stresujesz się.
-Widać ? - spanikowałam.
-Może inny tego nie zauważą, ale ja to widzę.
-Boję się, że nikt mnie tam nie zaakceptuje. Przecież ja nikogo nie znam, nawet nie jestem z rodziny.
-Dostałaś zaproszenie, więc nie wymyślaj zresztą znasz mnie i resztę bandy, a co najważniejsze znasz parę młodą.
-Nie pomogłeś mi. - westchnęłam, a ktoś zapukał do drzwi.
-Dzień dobry. - Nathan otworzył drzwi i przywitał się z obsługą hotelu.
-Chciałem tylko poinformować, że za pół godziny rozpocznie się ceremonia, a państwo młodzi życzą dobrej zabawy.
-Dziękuję. - odpowiedział Nath.
-Czy życzą sobie czegoś państwo ?
-Agnes potrzebujesz czegoś ? - zwrócił się do mnie.
-Nie.
-To w takim dziękujemy. - Nathan pożegnał się z obsługą hotelu i zamknął drzwi.

Wczoraj na popołudnie mieliśmy zabukowane bilety lotnicze do Dublina, więc Nathan przyjechał po mnie pod szkołę i pojechaliśmy bezpośrednio na lotnisko. A tam po godzinie byliśmy już w drodze do hotelu, w którym mieliśmy się zatrzymać na weekend. Tego dnia odwiedzili nas również Siva z Naree, byli ciekawi tego jak nam minął lot, ale po Pannie Młodej widać było znaczne zestresowanie. Siva pewnie też miał obawy co to tego, ale nie ukazywał tak tego. Obydwoje byli poddenerwowani, ale szczęśliwi i wcale mnie to nie dziwi, gdyż dzisiaj był ich wielki dzień. Bawiłam się zegarkiem na nadgarstku.

-Idziemy już ?
-Tak. - spojrzałam na Nathana.
-Uśmiechnij się. - roześmiał się.
-A co ?
-Przecież nikt cię tam nie zje.
-Czuję się jak intruz.
-Chodźmy już, bo nie chcemy się spóźnić, prawda ? - uśmiechnął się zachęcająco.
-Wezmę jeszcze torebkę.

Odwróciłam się i ze stolika wzięłam naszykowaną już torebkę, poprawiłam loki i podeszłam do Nath'a. Ten tylko nastawił ramię i wyszliśmy z pokoju hotelowego. Parę metrów dalej była winda, na którą czekaliśmy.

-Ślicznie wyglądasz, tak poza tym. - odezwał się Nathan.
-Ciebie nie za często widuję w garniturze.
-To tylko okazyjnie.
-Ale jak już go założysz to wyglądasz tak poważnie.
-Ale nie staro ?

Spojrzałam na niego i zjechałam od góry do dołu wzrokiem.

-Myślę, że do końca wieczoru zejdziesz na zawał. - skomentowałam.
-Ty Małpo. - drzwi windy się otworzyły i zgrabnie do niej weszłam uciekając od łaskotek Nathana.
-I tak się zemszczę.
-Nie wątpię. - uśmiechnęłam się.
-Zapozujesz ze mną ? - Nathan już szukał czegoś w telefonie.
-No nie wiem, moi fani nie będą zadowoleni. - narzekałam.
-Jak chcesz to potrafisz się rozluźnić. A teraz wyglądajmy ładnie.
-Zawsze tak wyglądam.

Dogadałam mu i ładnie się uśmiechnęłam. Raz, dwa, trzy i zdjęcie gotowe.

-No i eleganacko. Nie obrazisz się jak wrzucę to zdjęcie na Insta ? - zapytał stukając coś na ekranie.
-Pewnie. Tylko wyrwę ci wszystkie włosy z głowy. - powiedziałam z uśmiechem patrząc się na niego.
-Oj. - skomentował i słodko się w moją stronę uśmiechnął.

Wyjęłam telefon z torebki i weszłam czym prędzej do niego na Insta. Zdjęcie podpisał tylko „A very special occasion” i tyle w temacie.

-Dziękuję za zapytanie się mnie czy możesz upowszechniać mój wizerunek. Ciekawa jestem co ktoś zrobi jak rozpozna mnie w szkole. Gratuluję braciszku. - schowałam telefon i złożyłam ręce na piersi.
-No nie fochaj.
-Przecież wiesz, że nie potrafię. - spojrzałam na niego niepewnie.
-Nic się nie stanie. - otoczył mnie ramieniem, a drzwi otworzyły się.

Przy windzie stał hotelarz, który na nasz widok poprowadził nas tylnym wyjściem do czekającej na nas limuzyny. Nie ma co, Siveesha postarała się o swoich gości. Zgrabną, smukłą i czarną limuzyną podjechaliśmy pod Kościół. Rozpoznałam jedynie Tom'a, który z rękami w kieszeni kopał kamyczki i patrzył na kostkę brukową.

-Tom ! - krzyknęłam, a ten szybko podniósł wzrok.
-Cześć Wam. Ślicznie wyglądasz Ag. - przywitał się buziakiem.
-Dziękuję, ty też nie najgorzej. - uśmiechnęłam się.
-Czekasz na kogoś ? - zapytał Nathan.
-Stary, wiesz, że Kelsey dostała zaproszenie od Sivy i Nareeshy, co nie ?
-No tak, byliście wtedy jeszcze razem.
-No właśnie, a co jeżeli ona jest w środku ?
-Nie wejdziesz w takim razie ? - zapytałam.
-Nie chcę mieć z nią nic wspólnego.
-Siva z Naree chcą waszej obecności, obojga z Was, więc rusz swój tyłek i wchodzimy.

Chłopak walczył sam ze sobą nie wiedząc co uczynić nie przeszkadzałam mu w podjęciu decyzji chociaż czas coraz szybciej uciekał. Nathan dyskretnie spojrzał na swój zegarek na nadgarstku co zauważył Parker.

-Okey.

Zdenerwowany spojrzał na bramę wejściową, sama spojrzałam w tamtym kierunku. Kelsey ubraną w zwiewną błękitną sukienkę szła niepewnie w kierunku Kościoła, gdy zauważyła Tom'a, zwolniła. Spojrzałam nerwowo na Nathana.

-To my już pójdziemy.

Zabrał Parkera czym prędzej i weszli na schodki prowadzące do Kościoła, Kelsey stanęła nie wiedząc co ma zrobić, uśmiechnięta szłam w jej kierunku. Jej strach, ból, rezygnacja, ale i wielka miłość błąkały się po jej twarzy.

-Cześć Kels. Nie znamy się, ale dużo o Tobie słyszałam. - palnęłam.
-Niewątpię.
-To nie tak ! - zaprzeczyłam. - Jestem Agnes, przyjaźnie się z Nathanem.
-Więc to ty ? Nathan dużo o Tobie mówił.
-O Tobie też dużo słyszałam, dużo superlatyw.
-Z pewnością.
-Zaraz zacznie się ceremonia.
-Nie sądzę, że powinnam się tam pojawić.
-Nareesha z pewnością chciałaby żebyś z nią była w tak wielkim dla niej dniu. - wystawiłam do niej dłoń, zachęcając do pójścia. - Nikt inny się nie liczy, jesteś tu dla niej.
-Nawet cię nie znam.
-Mamy okazję się poznać.
-Rozmawiałaś z Tom'em. - wspomniała.
-Złapaliśmy ze sobą dobry kontakt.
-On mnie nienawidzi.
-Z pewnością tak nie jest.
-Na pewno tak jest.
-Chodźmy już Kels.
-Nie. To zły pomysł, że się tutaj pojawiłam.
-Kels ! - usłyszałyśmy za sobą dobrze znany głos.

Nareesha stała już przed Kościołem, razem z druhnami. Trzymała śliczną wiązankę i ze smutną miną nam się przyglądała.

-Woła cię. - powiedziałam widząc jej ogromny strach i mieszankę uczuć, walczyła ze sobą, aż w rezultacie niepewnie podeszła do Panny Młodej.
-Ślicznie wyglądasz. - powiedziała Kels.
-Cześc Kochanie. - przywitała się z nią łapiąc za dłonie. - Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę.
-Wiesz jak jest.
-Wiem, że dla ciebie to trudne, ale nie jesteś z tym sama.
-Jednak jego obecność obok, po naszym ostatnim spotkaniu jest dosyć niekomfortowa.
-Wszystko się ułoży. - przytuliły się. - Dziękuję Agnes, że ją tu przyprowadziłaś. Nathan już jest ?
-Tak, już wszedł do Kościoła.
-Wy też już idźcie. Zaraz wybuchnie potok łez.
-Trzymaj się Ree. - powiedziała pieszczotliwie Kelsey i szybko weszłyśmy do środka.

Kościół był pięknie przystrojony. Skromnie, ale treściwie. Od razu czuło się tą magiczną aurę. Siva bawiąc się palcami stał przy ołtarzu, a obok niego jego brat bliźniak. Gdy zajęłam miejsce obok Nathana obejrzałam się do tyłu, gdzie z boku usiadła blondynka, Tom siedział ławkę za nami. Rozejrzałam się jeszcze za resztą zespołu. Max najprawdopodobniej pisał sms, pewnie do Niny, a Jay poprawiał co rusz kołnierzyk. Rozbrzmiały pierwsze dźwięku pieśni weselnej. Kątem oka zauważyłam jak Jay zwraca Max'owi uwagę, a ten szybko schował komórkę do kieszeni marynarki. Siva stał już tyłem do nas, a my staliśmy oczekując Panny Młodej, która powoli i dostojnie, z wielkim uśmiechem weszła do Kościoła. Przy ołtarzu czekała na nią jej siostra w ślicznej burgundowej sukience. Gdy dziewczyna obok nas przeszła posłała nam promienny uśmiech, a ja poczułam śliczny kwiatowy zapach.

Gdy Seev zobaczył swoją przyszłą żonę bardzo szeroko się uśmiechnął, chyba stracił kontakt z wszystkimi, nawet z księdzem, bo ciągle wpatrywał się w swoją wybrankę. Sama, gdy tak na nich patrzyłam straciłam kontakt z rzeczywistością. Ocknęłam się dopiero na magicznym TAK, na założeniu obrączek. Wszyscy goście wyszli na zewnątrz i z płatkami róż czekaliśmy na świeże małżeństwo. Ci nie żałowali swoich uczuć, nie bali się ich okazywać. Była chwila dla fotoreporterów, czyli na wynajętego fotografa, znajomego świeżej małżonki.

-Robi wrażenie, co ? - powiedział Nathan podczas gdy szczęśliwce schodzili ze schodów, a wokół nich wirowały płatki róż.

Później zostaliśmy przewiezieni do sali z dużym tarasem. Dzieci biegały po zielonej trawie i bawiły się w fontannie, którą pod wieczór uruchomiono. Posiłek minął w miłej atmosferze. Nathan wyciągnął mnie na parę piosenek na parkiet, a ja rozglądałam się ciągle za Kelsey, ale nigdzie jej nie widziałam, za to Parker przeważnie palił na zewnątrz.

-Taki ważny dzień, a ty siedzisz i jarasz ? - zapytałam podchodząc do niego.
-Gdzie Nathan ?
-Poszedł do toalety.
-Przynajmniej na chwilę masz od niego spokój.
-Chociaż tyle. - uśmiechnęłam się.
-Kelsey już nie ma, prawda ?
-Nie widziałam jej tutaj.
-Była na jakieś pół godziny, później jej nie widziałem. - zaciągnął się mocno.
-Rozmawialiście ?
-Zwariowałaś ? Robiłem wszystko byleby mi nie weszła w drogę.
-Tom.
-Nie Tomuj mi tu.
-Ciągle się na nią gniewasz ?
-A myślisz, że mogę przestać ?
-Jestem tego pewna.
-No niestety ja nie widzę takiej szansy.
-Bo jej nie chcesz widzieć.
-Bo mam powód. - spojrzał na mnie ze złością.
-Tu jesteś. - usłyszałam Nathana z tyłu. - Wszędzie cię szukałem.
-Rozmawiam sobie z Tomem.
-Tak dokładnie. Prowadzimy miłą konwersację na temat pogody, urocze, prawda ? A teraz przepraszam, ale chyba się zmywam. - Tom wyrzucił peta.
-Już ? Co tak szybko ?
-Zmęczony jestem Nathan.
-Ale mieliśmy jeszcze zaśpiewać parę piosenek.
-To śpiewajmy. - i odszedł.
-O czym rozmawialiście, że Tom taki wkurzony ?
-A czy on kiedyś był spokojny ? - sama odeszłam i wpadłam akurat na dzisiejszych sprawców tej ceremonii.
-Agnes ! - Nareesha się szeroko uśmiechnęła. - Muszę mieć z Tobą zdjęcie. Prawda Seev ?
-Tak kochanie. - Siva czule się do niej uśmiechnął, Boże jak oni się kochali. - Wybacz jej, ale chce udokumentować wszystko i wszystkich.
-Nie dziwię się jej wcale. - uśmiechnęłam się do niego serdecznie.
-Marcus, nasz fotograf, zapełnił już pięć kart pamięci. - Seev się roześmiał.
-Będziecie mieli dużą pamiątkę.
-I to bardzo dużą. - Nareesha wróciła do nas ze zmęczonym fotografem, który zrobił nam parę wspólnych zdjęć, ale tę chwilę przerwał Jay stojący na małym podeście.
-Witam wszystkich ! Z racji tego ogromnego święta jakim jest hajtnięcie się naszych ukochanych gołąbków, oprócz dużego zaplecza alkoholu, który tak na marginesie jeszcze na nas czeka, naszykowaliśmy również mini koncert. Więc zapraszamy wszystkich do tańca, a w szczególności Sivę wraz z małżonką.

Zakończył mrugnięciem oka Jay i po wybiciu szybkiego rytmu przez Loczka Nathan zaczął grę na pianinie, a Max z Tom'em na gitarach i rozpoczęły się pierwsze dźwięki piosenek miłosnych. W tym zbiorze znalazło się też parę piosenek autorstwa The wanted w bardzo spokojnej aranżacji połączonych ze sobą, tak, że tworzyły jedność. Na koniec rozbrzmiały nuty czegoś co pierwszy raz słyszałam, po minie Sivy i Naree zauważyłam, że oni też pierwszy raz to słyszą. Po zakończeniu mini koncertu, głos przejął Nathan.

-Gdyby ktoś zastanawiał się jaki był tytuł ostatniej piosenki, to nie ma ona tytuły, bowiem została napisana z myślą o tym dniu i o tej ważnej dzisiaj parzę, więc to było dla was , o was. - zakończył i zeszli z podestu.


Tom pogadał jeszcze chwilę z nimi i zniknął nawet się ze mną nie żegnając. Nareesha oczywiście się wzruszyła po zakończeniu mini koncertu i musiała poprawić makijaż, a Max i Jay dorwali się do alkoholu. Nathan jeszcze się pokręcił, po marudził mi, aż w końcu sam zaczął świętowanie. Ja jako, że byłam nieletnia i byłam na lekach nie piłam, ale bacznie obserwowałam poczynania tych, którzy pili i wcale się nie nudziłam.  


Hej !
Nawet nie wiecie jak jaram się tym, że jesteśmy już po ślubie Kaneswaranów. To oznacza, że przechodzimy do sedna wszystkiego ;)
Chyba nie mam nic więcej do dodania.
<3

Glow in the dark.

niedziela, 23 marca 2014

#13 "Co masz zrobić dziś, zrób jutro."

#Nathan


Czekałem właśnie na Agnes, która za jakiś czas powinna wrócić z zajęć. Mieliśmy dzisiaj pojechać po sukienkę dla niej na wesele Sivy i Nareeshy, które miało odbić się za parę dni. Sam może powinienem rozejrzeć się za koszulą. Wszedłem do swojej sypialni i otworzyłem szafę. Musiałem się przebrać i wziąć prysznic, bo właśnie wróciłem ze spotkania z zespołem. Wybrałem jakieś spodnie, koszulkę i poszedłem do łazienki. Wziąłem szybki prysznic i narzuciłem na siebie czyste ubranie. Dobrałem jeszcze buty, czapkę, okulary przeciwsłoneczne i kurtkę, gdyż dzisiaj było dosyć chłodno. Gotowy wziąłem portfel i pęczek kluczy i zszedłem na dół. W trakcie oczekiwania na dziewczynę nalałem sobie soku do szklanki i stałem przy oknie sącząc napój. Zastanawiałem się co zmieniło się w tej małej, uśmiechniętej dziewczynce, którą właśnie tak wspominałem z okresu dzieciństwa, a która teraz wyrosła na wspaniałą kobietę. Agnes przeszła tak ogromną metamorfozę mentalną, że zaczynałem żałować, że mnie wtedy z nią nie było. Spełniałem swoje marzenia, a ona musiała sama radzić sobie z powracającym jak bumerang problemem, jakim jest jej poważna choroba. Nigdy nie lubiła o niej rozmawiać, podejrzewam, że za często nawet o niej nie myślała. A teraz otwarcie o niej rozmawiała z osobą, której nawet nie zna długo. Dlaczego ?

-Jestem ! - jej krzyk sprawił, że ponownie wróciłem do rzeczywistości.
-Jestem w kuchni. - odkrzyknąłem, a po chwili dziewczyna weszła do tego samego pomieszczenia.
-Dasz mi chwilę ?
-Pewnie. Odśwież się i jedziemy.
-Okey.

Zniknęła tak szybko jak się pojawiła. Słyszałem jej ciche kroki na schodach. Wyglądała świetnie. Promieniała i emanowała szczęściem. Spełniała swoje marzenia, jest w wymarzonym miejscu, na wymarzonym kierunku. Chciałem jej szczęścia tak samo jak chciałem, żeby wyzdrowiała. Z jednej strony chciałem, żeby nasze rozmowy wyglądały tak jak kiedyś. Żeby dziewczyna otwarcie bez strachu, że jej nie zrozumiem, opowiadała mi o tym jak się czuję, czy czuje lęk. Tak jak było kiedyś. Wystarczył nam koc, coś do picia, jakaś drobna przekąska i mogliśmy przegadać całą noc. Rodzice darzyli nas ogromnym zaufaniem, mogliśmy nie wrócić na noc, ale nikt nigdy nie dzwonił i nie martwił się, wszyscy wiedzieli, że potrafimy o siebie zadbać nawzajem. Jak rodzeństwo, którym byliśmy. Nasze wspólne wypady we trójkę, biwaki, ogniska i muzyka, którą wspólnie z Jess zawsze wplataliśmy w nasze wycieczki, a Agnes w skupieniu nas słuchała, wspierała i pomagała. Ona przyczyniła się do tego, żebym poszedł na to przesłuchanie do zespołu. Gdy się dostałem nie chciałem jej opuszczać, ale ona sama jakby mnie wyrzucała z domu, mimo że miała paręnaście lat i dowiedziała się o swojej poważnie chorobie, nadal kazała mi spełniać swoje marzenia. Udało mi się, ale gdyby nie ona pewnie nadal grałbym koncerty dla rodziny, a cały świat nie miałby o mnie najmniejszej wiedzy. Byłem jej za to wdzięczny, chociaż ciągle przez cały czas miałem do siebie żal, że nie było mnie przy niej w tym strasznym dla niej czasie. Ponownie usłyszałem jej kroki na schodach.

-Ładnie wyglądasz. - skomentowałem jej strój.
-Dzięki. Postanowiłam wziąć kurtkę, bo rano wzięłam tylko sweter i to był błąd.
-Zmarzłaś ?
-Nie da się ukryć.
-Może chcesz zostać w domu, zrobię ciepłej herbaty.
-Nie trzeba. Kolega pożyczył mi swoją bluzę, więc było okey. Teraz nie było tak zimno.
-Kolega ?
-No tak. Bardzo mi pomógł w początkach w szkole. Jest bardzo miły.
-Poznam go ?
-Nie wydaje mi się, żeby był powód, zresztą wiesz.
-Jak nie ma powodu ? To twój kolega.
-Nie mam zielonego pojęcia dlaczego tak bardzo zaakcentowałeś ostatni wyraz. Zresztą trochę niebezpiecznie było by sprowadzać go tutaj i jeszcze zapoznać cię z nim. Nie znam go za bardzo.
-Masz na myśli moje znane nazwisko ?
-Owszem.
-Masz w tym trochę racji. - wyszliśmy. - Ale skoro to twój kolega.
-Tylko kolega i przestań wymawiać to w ten sposób. - przerwała mi.
-Przecież nic nie robię, ale skoro to twój znajomy to chciałbym go kiedyś poznać.
-Na wszystko przyjdzie czas.
-Pewnie, że tak. A masz jeszcze jakiś kolegów ?
-Nathan. - westchnęła głośno.
-Chcę po prostu wiedzieć. Nigdy nie mówisz o swoich znajomych ze szkoły.
-Bo ich nie mam.
-Oprócz tego kolegi.
-Rich jest miły, a wiesz, że nie jestem zbyt towarzyska, więc on jeden mi wystarczy w zupełności. Chociaż nie myślę, żebyśmy byli nie wiadomo jakimi przyjaciółmi.
-Dlaczego ?
-Ja i przyjaźń ?- spojrzała na mnie w dziwny sposób.
-Nadajesz się do tego w stu procentach.
-Tsa. Lepiej już jedźmy.

Wsiedliśmy do auta i widząc jej niechęć do tego tematu, zaprzestałem go wiercić. Udaliśmy się do największego centrum handlowego w stolicy, z czego nie była zadowolona moja kompanka, ale musiała się jednak na coś zdecydować. Przed opuszczeniem samochodu założyłem okulary i czapkę licząc na to, że nikt mnie nie rozpozna. Weszliśmy do środka i od razu rzuciła się nam w oczy ogromna frekwencja. Od razu udaliśmy się do najbliższego sklepu z sukienkami, gdzie doradzałem i odradzałem Ag. Po pół godzinie wyszliśmy z tego sklepu, gdyż Agnes miała dość moich złotych uwag.

-Na co ty liczysz ? - zapytała po wyjściu.
-Nie rozumiem.
-Myślisz, że pójdę na wesele w czerwonej miniówie, 20-sto centymetrowych szpilkach i w pełnym makijażu ?
-Ale o co ci teraz chodzi ?
-Ta nie, tamta nie, ta nie, bo brzydki kolor, ta za długa, ta na pogrzeb, a ta za bardzo dziecinna. Więc powiedź mi w czym mam wyjść do ludzi ?
-No najlepiej w czymś w czym będziesz się dobrze czuć. - powiedziałem po namyśle.
-To pozwól, że sama coś wybiorę, a ty tylko wyrazisz swoje zdanie na ten temat, okey ?
-Okey. Ale masz mi pomóc znaleźć jakąś koszulę. Muszę się jakoś prezentować.
-Przydało by się. - dziewczyna zaciągnęła mnie do sklepu z garniturami i po godzinie wyszedłem z dwoma koszulami.

Następnie poszliśmy coś przekąsić i ponownie ruszyliśmy w poszukiwaniu sukienki dla Agnes, ale na tym się nie skończyło. Oprócz sukienki, butów, biżuterii, torebki, kosmetyków i tych wszystkich dupereli jakie potrzebują kobiety na wyjście, Ag kupiła sobie jeszcze parę luźniejszych ciuszków. Gdy zmęczeni paru godzinnym chodzeniem wracaliśmy do domu wstąpiliśmy również po drodze do sklepu, żeby było coś do zjedzenia na kolację.

-Co jemy ? - zapytałem, gdy wszystko zostało już wniesione do mieszkania.
-Co powiesz na płatki ? Szybko i smacznie. - zapytała dziewczyna.
-Jestem za.

Zmęczony, ale również zadowolony, że spędziliśmy ze sobą sporo czasu poszedłem za Agnes do kuchni, gdzie zjedliśmy wykwintną kolację.

-Nie wiem jak ty, ale ja idę się zrelaksować w łazience. - powiedziała kończąc mycie naczyń.
-Też chyba tak zrobię, ale najpierw zaniosę ci twoje rzeczy do pokoju, co ty na to ?
-Jeżeli Tobie się chce. Wiesz, co masz zrobić dziś, zrób jutro, będziesz miał dzień wolnego.
-Mam inny tok myślenia.
-No cóż. To ja lecę, dzięki za wszystko.
-Nie ma sprawy.

Dziewczyna zniknęła, a ja zostałem jeszcze w kuchni siedząc i odpoczywając. Usłyszałem dzwonek swojego telefonu i wyciągnąłem go z kieszeni.

-Cześć Siva. - przywitałem się z kolegą.
-Hej. Chciałem się tylko upewnić czy na pewno przylecicie z Agnes.
-Pewnie, dzisiaj całe popołudnie chodziliśmy po sklepach, więc nie przyniesiemy wam wstydu wyglądem.
-Okey. To dobrze.
-Widzę, że stresik łapie, co ?
-No wiesz, nie często bierze się ślub.
-W głowie mi się nie mieści, że za parę dni będziesz w związku małżeńskim.
-Uwierz mi również.
-Trzymaj się tam i nie mdlej.
-Okey, okey.
-To na razie.

Rozłączyłem się śmiejąc z jego zdenerwowania, chociaż nie ma się co dziwić. Podniosłem się z siedzenia i poszedłem po nasze rzeczy, które po chwili znalazły swoje miejsce w naszych sypialniach. Słyszałem, że Agnes napuszcza wodę do wanny, więc zostawiłem jej torby obok szafy i wyszedłem. Zszedłem na dół i nie wiedząc czemu zasiadłem przy fortepianie grając jakąś melodię. Po chwili złapałem kartkę papieru i długopis, a fala słów mnie obmywała z każdej ze stron. Zadowolony z rezultatów zacząłem śpiewać z melodią. Chyba stworzyłem kolejną w moim życiu piosenkę. Zadowolony wróciłem na górę z kartką papieru. Było już grubo po północy, ale ja wcale nie czułem zmęczenia. Opadłem na łóżko przyglądając się mojej świeżej twórczości. Ponownie usłyszałem rozbrzmiewający dzwonek mojej komórki.

-Słucham ? - odebrałem.
-Bogu dzięki ! Chociaż ty Nathan odebrałeś.
-Scooter, a wiesz może, że u nas jest już noc ?
-Znowu zapomniałem o tej strefie czasowej. Mniejsza o to. Słuchaj, wysłałem Wam na maila harmonogram waszej wizyty w stanach, więc jakbyś mógł to przekaż reszcie załogi.
-Wysyłałeś już nam harmonogram.
-No tak, ale zaszły pewne zmiany, więc jest i nowy harmonogram.
-Jakie zmiany ?
-Przylecicie tydzień wcześniej.
-Ale wiesz, że Siva ma w ten weekend ślub ?
-Wiem, wiem. Przylecicie bez niego. Niech tam sobie ma ten miesiąc ślubny, jego nie będę za nic ścigał, niech się cieszy tym stanem.
-Czyli kiedy wylatujemy do Stanów ?
-Dokładnie piątego października, to sobota, a od poniedziałku zaczynamy prawdziwą pracę, a nie to co macie teraz.
-Co się czepiasz.
-Nie czepiam się. - roześmiał się. - Jak promować to po całości. Załatwię Wam tutaj taki rozgłos, że cały świat o Was usłyszy.
-Nic nie obiecuj, okey ?
-Mówię ci, że tak będzie.
-Fajnie, że chcesz tego tak bardzo jak my, ale nie licz na też nie wiadomo co.
-Zobaczysz, że z tej setki osób, które was znają zrobią się miliony.
-To my mamy już setkę fanów w Stanach ? - zaśmiałem się.
-Mam dużą rodzinę. - również zaczął się śmiać. - To dla Was ogromna szansa.
-Wiem. Fajnie było by być sławnym w Stanach.
-I tak będzie. A skoro u Was jest noc to idź spać.
-Miłego dnia.
-Dobranoc.

Rozłączył się, a ja z nadziejami na przyszłość, nową piosenką i głową pełną marzeń, ale również lęku przed tym co spotkam w Stanach poszedłem wziąć prysznic. To ostatnie tygodnie w domu, później zacznie się harówka.  



Hej !
Wiem, że mnie nie było tydzień temu, jestem tego świadoma, ale takie życie, co poradzę ?
Oto i perspektywa Nathana, która miała pojawić się już wcześniej ;)
Cieszę się, że spodobał się Wam poprzedni rozdział. Miałam taką cichą nadzieję, że się Wam spodoba.
Nie zabieram więcej czasu.
<3

#WordOfMouthTour 

PS. Już od jakoś półtora tygodnia tworzy dla Was szesnastolatka :)