niedziela, 13 kwietnia 2014

#15 "Próbuję podtrzymać rozmowę."

#Tom


Po zaśpiewaniu paru piosenek szybko zszedłem ze sceny i podszedłem do nowożeńców. Nareesha się popłakała i ledwo mówiła. Seev jako facet w tym związku podziękował za ich oboje, trochę jeszcze pogadaliśmy i mówiąc, że na mnie pora zmyłem się czym prędzej. Nie żegnałem się później z nikim innym, wystarczy, że Seev i Ree wiedzieli. Zauważyłem, że nie tylko ja wpadłem na pomysł ucieczki, bo parę osób również kręciło się przed salą dzwoniąc gdzieś lub rozmawiając z kierowcami limuzyn, które nas tutaj przywiozły.

-Zawieść Pana do hotelu ? - dopadł mnie jeden z „pingwinów”.
-Do hotelu niekoniecznie, ale jeżeli mógłbyś do jakiegoś pobliskiego pubu, to byłbym wdzięczny.
-W takim razie zapraszam do limuzyny. - gestem dłoni wskazał swój pojazd, a ja nie czekając na niego sam otworzyłem sobie drzwi i wsiadłem do ciepłego wnętrza pachnącego skórą.

Po chwili ruszyliśmy i tylko jeden z nas znał cel mojej wyprawy. Musiałem jakoś odreagować dzisiejszy dzień. Nie żebym żałował, że pojawiłem się na tej wspaniałej ceremonii, ale gdyby Jej tam nie było. Kurcze, taki wspaniały dzień, ten wyjątkowy. Para moich wspaniałych przyjaciół związała się na resztę życia, a ja nawet nie mogłem dzielić z nimi tej radości. Gdybym tylko mógł przestać myśleć o Kelsey i jej zdradzie to pewnie ten wieczór byłby dla mnie miłym doznaniem.

Jak mogłem tak zawieść moich przyjaciół ?! Cały gniew, który w sobie miałem zaczynał brać nade mną kontrolę. Nie mogłem się doczekać, aż samochód się zatrzyma, a ja wejdę do dusznego pomieszczenia, wejdę do środka i uderzy mnie fala zapachu papierosów, alkoholu i wymiocin. Być może ten smród jakoś zajmie mój mózg, albo i nie. Spojrzałem na siebie w odbiciu szyby. Włosy ułożone na żel, ogolona twarz, czarny, dopasowany i szyty na miarę garnitur, eleganckie buty i ten wąski krawat. Czy ja pasowałem do miejsca, do którego zmierzałem ? Nie. Odpowiedź była krótka. Zdjąłem krawat, który wsadziłem do wewnętrznej kieszeni marynarki. Odpiąłem guziki przy kołnierzyku koszuli i jeszcze parę niżej. Zmierzwiłem włosy i ponownie się sobie przyjrzałem. Nie dokonałem jakiejś większej zmiany, ale i tak na więcej liczyć nie mogłem. Przynajmniej miałem swój portfel z magiczną kartką, bynajmniej tyle.

Jak na pobliski pub to jechaliśmy dosyć długo, aż w końcu po jakiś paru minutach limuzyna się zatrzymała, nie wiedziałem czy stoimy na światłach czy jak, bo silnik cały czas chodził. Nagle otworzyły się drzwi, a za nimi zobaczyłem mojego „pingwina”.

-Czy życzy sobie Pan, żeby na Pana poczekać ? - zapytał, a ja wysiadłem.
-Nie, proszę wrócić. Dzięki za podwózkę.
-A czy ma Pan jak wrócić ?
-Zamówię taksówkę, ewentualnie mam GPS w telefonie.
-W takim razie życzę miłej zabawy, ale w razie potrzeby proszę zadzwonić pod ten numer i postaram się przyjechać jak najszybciej. - podał mi wizytówkę.
-Dzięki. - odszedłem parę kroków dalej.

Upewniłem się, że chłopak wsiadł do środka i zgniecioną wizytówkę wrzuciłem do kosza. Skoro mówię, że sobie poradzę, to sobie poradzę. Stałem właśnie przed pub'em, ale to nie było to czego się spodziewałem. Lokal z zewnątrz wyglądał przytulnie i nie czuło się wcale tego co przy innych pubach. W pomieszczeniu nie unosił się dym nikotynowy, a okna były uchylone, słychać było muzykę i wesołe głosy. Chcąc dowiedzieć się czegoś więcej o tym miejscu wszedłem do środka.

Zielone wnętrze, wcale nie odrzucało, a przypominało o tym, że jestem w Irlandii – Zielonej Wyspie i czułem się zrelaksowany. To miejsce z pewnością pozostanie w mojej pamięci. Mijałem pełne stoliki zadowolonych ludzi, którzy rozmawiali, śmiali się, ale moje uszy to nie drażniło, bo jak na pub to było cicho i spokojnie. Uśmiechnięta obsługa dziarsko obsługiwała uśmiechniętych klientów. Mijało mi się to z celem. Spojrzałem na zegarek, dochodziła północ, obsługa powinna być marudna, zła na klientów i strasznie nie miła. Dochodziła późna godzina, a ci byli zadowoleni, dziwnie zadowoleni. Idąc do baru nie napotkałem żadnego negatywnego spojrzenia na moją osobę, jakby mnie tu wcale nie było. Dosiadłem się do suchego baru, zazwyczaj ocieka on piwem, Irlandia mnie zaskakuje.

-Dobry wieczór. - uśmiechnięty barman szybko się pojawił.
-Cześć. Do której macie dzisiaj czynne ?
-Jeszcze jakieś czterdzieści minut.
-Nie zamykacie równo o północy.
-Powinniśmy, ale przecież nie wyrzucimy naszych gości. - uśmiechnął się.
-Nigdy nie spotkałem się z czymś takim, a w Irlandii byłem parę razy i nigdy nie trafiłem na takie miejsce.
-Mówisz to w pozytywnym czy negatywnym znaczeniu ?
-Pozytywnym. Tutaj jest całkowicie inaczej niż wszędzie indziej.
-Bo jesteśmy wyjątkowi. - zaśmiał się.
-Whiskey poproszę.

Zacząłem bawić się korkową podkładką i lustrować bar. Wszystko było inne. Wszystko było równo poukładane, czyste i zachęcające. Nie dziwię się, że to miejsce jest tak często odwiedzane przez ludzi, skoro jest co odwiedzić to nie ma powodów, żeby tutaj nie przyjść.

-Zły dzień ? - barman podał mi pełną szklankę.
-Nie jestem z tych, którzy żalą się barmanowi.
-Spokojnie. Jeszcze parę szklanek i wszystkiego się dowiem. - uśmiechnięty polerował szklanki.
-Lubisz swoją pracę ? - zapytałem przyglądając mu się.
-Pewnie.
-Zawsze zastanawiałem się nad tym, bo ja z kolei nie chciałbym słuchać czyiś problemów.
-Kwestia gustu. Czasami ludzie przychodzą tutaj tylko po to, żeby się wygadać. Nie mają żadnej osoby, której mogłyby przekazać wszystkie swoje zmartwienia i wtedy pojawiam się ja.
-Niech pójdą do psychologa.
-Ja im go zastępuje. Dolać ? - zapytał patrząc na moją opróżnioną szklankę.
-Tak. - podałem mu pustą szklankę i po chwili dostałem zapełnioną.
-Impreza się nie udała ?

Spojrzałem na niego ze znakiem zapytania.

-Jesteś już drugą osobą ubraną świątecznie, która do nas trafiła. Obstawiam, że wesele.
-A no wesele.
-Nudne ?
-Nie. - napiłem się.
-Więc dlaczego nie jesteś tam i tam pijesz ?
-Nie chcę psuć tego dnia moim przyjaciołom.
-Poszedłeś na ślub mimo swojej niechęci ?
-To nie tak.
-A jak ?
-Mówiłem, że nie jestem z tych co przychodzą i się żalą.
-Po prostu jestem ciekaw. Może po prostu było nudno.
-Nie było. Było bardzo fajnie, ale … ale co cię to obchodzi ? Lepiej mi dolej.
-Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem.
-Ty jesteś taki zadowolony, bo musisz, czy coś ćpałeś ? - odebrałem od niego pełną szklankę.
-Mam dobry humor.
-Niby dlaczego ?
-Bo lubię moją pracę, a ty swoją lubisz ?
-Lubię.
-No widzisz. Powinieneś wiedzieć co to znaczy.
-Za dużo mówisz.
-Taką mam pracę.

Odszedł na chwilę do innego klienta, a ja miałem choć odrobinę spokoju. Trajkotał mi ciągle nad uchem. Przyszedłem tu, bo chcę się napić, a nie słuchać czyiś rad. Rozejrzałem się po sali szukając wolnego stolika, ale takowego nie było.

-Stęskniłeś się za mną ?
-Bardzo. - spojrzałem na niego znudzony.
-Dobre przynajmniej było jedzenie ?
-Co ?
-Na weselu.
-Dobre, ale co cię to obchodzi ?
-Próbuję podtrzymać rozmowę.
-Nie musisz się tak wysilać.
-Za to mi płacą.
-Co miałeś na myśli mówiąc, że już druga osoba tutaj przyszła ?
-Wtedy co mówiłem, że świątecznie ubrana ? - pokiwałem głową. - Śliczna blondynka tutaj była, wyraz twarzy miała podobny do twojej.
-Dawno temu tutaj przyszła ?
-No jakoś, ale niedawno ją tutaj widziałem. - zaczął rozglądać się po sali. - O ! Siedzi tam pod tą zasłonką, widzisz ?

Obejrzałem się, może akurat poznam tę dziewczynę, chociaż na weselu nie przyglądałem się zbytnio gościom i raczej nie rozpoznam tej dziewczyny.

-Gdzie ? - zapytałem lustrując salę.
-Tyłem siedzi. Za tym dryblasem z łysą głową.

Zacząłem szukać wspomnianego dryblasa z łysą głową, ale jak na złość jego też nie widziałem.

-Nie widzisz ?
-Nie.

Odpowiedziałem zażenowany i gdy już miałem odwrócić wzrok zobaczyłem tę blondynkę. Faktycznie siedziała tyłem, ale to nie przeszkodziło mi w jej rozpoznaniu. Odwróciłem szybko wzrok i wypiłem zawartość szklanki.

-Naprawdę jej nie widzisz ?
-Już widzę. - odpowiedziałem szybko podając mu pustą szklankę.
-Niezła co ?
-Nie wygląda na taką, której można zaufać.
-Głupoty gadasz. Niezła sztuka.
-Pewnie tylko jedno jej w głowie.
-To właśnie jeszcze lepiej.
-Serio ? - spojrzałem na niego spode łba.
-Pewnie tylko tak gadasz, a w głowie masz już różne wizje. - uśmiechnął się w jej kierunku.
-Wiem co mówię. Z takimi jak ta lepiej jak najdalej.
-Czyli twój humor zepsuła dziewczyna. - raczej stwierdził niż zapytał.
-Coś słabą masz tą whiskey.
-Poczekaj jeszcze. Tak Tobą trzepnie, że zaraz wyłożysz się jak długi na podłodze. Dziewczyna złamała ci serce ?
-Co ?
-Pijesz przez dziewczynę, co ci takiego złego zrobiła ?
-Pojawiła się.
-To chyba dobrze.
-Zależy dla kogo.
-Chyba nasza koleżanka wychodzi.
-Chyba twoja koleżanka.
-Na pewno musisz ją kojarzyć. No spójrz, obróć się. - zerknął tylko na mnie na chwilkę i wrócił do niej wzrokiem.
-Poszła już ? - zapytałem po chwili.
-Może zamówić ci taksówkę ? - barman zapytał rozweselony, z pewnością nie do mnie.
-Nie trzeba. - powiedziała niepewnie, a ja czułem na sobie jej wzrok, ale specjalnie się nie odwracałem, bo chyba bym wybuchł na sam jej widok.
-Wiedziałem, że wy z tej samej imprezy. Widać, że się znacie. - chłopak patrzył to mnie to na nią. - Dosiądź się jeszcze do nas na chwilę. - zwrócił się do niej.
-W takim razie ja wychodzę. - powiedziałem i wyjąłem portfel.
-Tom nie wygłupiaj się. Zostań i tak już wychodziłam. - usłyszałem za sobą, ale udałem, że nic nie słyszałem, podałem mu kartę. - Na co czekasz ? Wychodzę.
-Zostań. - stała przy swoim, a ja walczyłem ze sobą, żeby zaraz nie wykrzyczeć jej w twarz co o niej myślę.

Barman zabrał mi kartę i w ciszy wpisywał coś na urządzeniu ciągle się nam przyglądając, po chwili podał mi urządzenie i wpisałem pin. Po czym dostałem swoją własność z powrotem i bez słowa wyszedłem nie patrząc na żadne z ich dwojga. Tak ogromną ochotę miałem jej wygarnąć, ale ciągle przed oczami miałem rozmowę z Agnes, która gasiła moje zamiary. Zimne powietrze otrzeźwiło mnie nieco i poczułem ilość wypitego alkoholu. Na ulicy stała wolna taksówka, do której szybko wszedłem na moje szczęście, bo chwilę później z pubu wyszła Kelsey. Podałem kierowcy adres, a ten ruszył i zaczęliśmy się oddalać od tego dziwnego pubu.

Cały czas miałem w głowie jej obraz, kiedy powiedziała mi prawdę. Miałem się jej oświadczyć, ale ona nie traktowała naszego związku na poważnie, więc dlaczego teraz mam się do niej zwracać z szacunkiem. Niech się cieszy, że milczę w tej sprawie, bo gdybym tylko chciał to mógłbym ją obsmarować błotem w tabloidach i nie cackać się z tym tak jak to robiłem dotychczas. Dobrze, że za jakiś czas wylatujemy do Stanów, tam będę mógł porządnie odreagować. Nikt mi tego nie zabroni.


Taksówka się zatrzymała, podałem kierowcy pieniądze i wysiadłem. Akurat ludzie z wesela zaczęli się zjeżdżać, więc wtopiłem się w tłum i zniknąłem u siebie w pokoju. Wziąłem szybki prysznic i rzuciłem się na łóżko, zasypiając jak małe dziecko.  


Elo !
Uff jestem w terminie, dziwne, co ? xD
Na życzenie Caroline mamy perspektywę Tom'a, chciałam już troszkę przyśpieszyć akcję, ale skoro macie jakąś prośbę to staram się ją wypełnić ;) Przynajmniej na moje możliwości.
Co do propozycji _Wiki_ : co dwa tygodnie, powiadasz ? Może to nie było by takie złe xD
A tak na serio to dajcie mi jeszcze trochę czasu, myślę, że w maju sytuacja się już rozluźni, w końcu będę już po egzaminach i nauczyciele już odpuszczą, więc będę miała więcej czasu na blogaska ;)
Macie jeszcze może jakieś propozycje jeżeli chodzi o perspektywy pisania ? Zastanawiam się na Sivą albo Ree. Ale zobaczę, może coś wpadnie mi do głowy ;>
Trzymajcie się.
<3

niedziela, 6 kwietnia 2014

#14 "To zły pomysł, że się tutaj pojawiłam."

#Agnes


-Który wziąć ? - zapytałam Nathana, który chwilę wcześniej zaczął zmagania z zawiązaniem krawatu.
-Wiedziałem, że tak będzie. - uśmiechnął się na moment. - Po co ci tyle naszyjników ? - męczył się przyglądając w lustrze.

Widząc jego zmagania i ilość złości jaką w to pakował, roześmiałam się i odłożyłam naszyjniki na stolik. Podeszłam do niego i zabrałam krawat. Cały gniew z jego wzroku zniknął i zastąpiła go łagodność. Starannie zawiązałam mu jego czarny i wąski krawat. Poprawiłam jeszcze kołnierzyk i spojrzałam w lustro.

-Elegancko. - uśmiechnęłam się do niego i wróciłam do stolika. - To który ?
-Weź ten drugi. - powiedział zakładając marynarkę.
-Myślisz ? - przyłożyłam go do miejsca, w którym powinien wisieć.
-Zdecydowanie ten. Daj. - wyciągnął dłoń i zabrał mi naszyjnik, który za chwilę zwinnie zapiął. - Stresujesz się.
-Widać ? - spanikowałam.
-Może inny tego nie zauważą, ale ja to widzę.
-Boję się, że nikt mnie tam nie zaakceptuje. Przecież ja nikogo nie znam, nawet nie jestem z rodziny.
-Dostałaś zaproszenie, więc nie wymyślaj zresztą znasz mnie i resztę bandy, a co najważniejsze znasz parę młodą.
-Nie pomogłeś mi. - westchnęłam, a ktoś zapukał do drzwi.
-Dzień dobry. - Nathan otworzył drzwi i przywitał się z obsługą hotelu.
-Chciałem tylko poinformować, że za pół godziny rozpocznie się ceremonia, a państwo młodzi życzą dobrej zabawy.
-Dziękuję. - odpowiedział Nath.
-Czy życzą sobie czegoś państwo ?
-Agnes potrzebujesz czegoś ? - zwrócił się do mnie.
-Nie.
-To w takim dziękujemy. - Nathan pożegnał się z obsługą hotelu i zamknął drzwi.

Wczoraj na popołudnie mieliśmy zabukowane bilety lotnicze do Dublina, więc Nathan przyjechał po mnie pod szkołę i pojechaliśmy bezpośrednio na lotnisko. A tam po godzinie byliśmy już w drodze do hotelu, w którym mieliśmy się zatrzymać na weekend. Tego dnia odwiedzili nas również Siva z Naree, byli ciekawi tego jak nam minął lot, ale po Pannie Młodej widać było znaczne zestresowanie. Siva pewnie też miał obawy co to tego, ale nie ukazywał tak tego. Obydwoje byli poddenerwowani, ale szczęśliwi i wcale mnie to nie dziwi, gdyż dzisiaj był ich wielki dzień. Bawiłam się zegarkiem na nadgarstku.

-Idziemy już ?
-Tak. - spojrzałam na Nathana.
-Uśmiechnij się. - roześmiał się.
-A co ?
-Przecież nikt cię tam nie zje.
-Czuję się jak intruz.
-Chodźmy już, bo nie chcemy się spóźnić, prawda ? - uśmiechnął się zachęcająco.
-Wezmę jeszcze torebkę.

Odwróciłam się i ze stolika wzięłam naszykowaną już torebkę, poprawiłam loki i podeszłam do Nath'a. Ten tylko nastawił ramię i wyszliśmy z pokoju hotelowego. Parę metrów dalej była winda, na którą czekaliśmy.

-Ślicznie wyglądasz, tak poza tym. - odezwał się Nathan.
-Ciebie nie za często widuję w garniturze.
-To tylko okazyjnie.
-Ale jak już go założysz to wyglądasz tak poważnie.
-Ale nie staro ?

Spojrzałam na niego i zjechałam od góry do dołu wzrokiem.

-Myślę, że do końca wieczoru zejdziesz na zawał. - skomentowałam.
-Ty Małpo. - drzwi windy się otworzyły i zgrabnie do niej weszłam uciekając od łaskotek Nathana.
-I tak się zemszczę.
-Nie wątpię. - uśmiechnęłam się.
-Zapozujesz ze mną ? - Nathan już szukał czegoś w telefonie.
-No nie wiem, moi fani nie będą zadowoleni. - narzekałam.
-Jak chcesz to potrafisz się rozluźnić. A teraz wyglądajmy ładnie.
-Zawsze tak wyglądam.

Dogadałam mu i ładnie się uśmiechnęłam. Raz, dwa, trzy i zdjęcie gotowe.

-No i eleganacko. Nie obrazisz się jak wrzucę to zdjęcie na Insta ? - zapytał stukając coś na ekranie.
-Pewnie. Tylko wyrwę ci wszystkie włosy z głowy. - powiedziałam z uśmiechem patrząc się na niego.
-Oj. - skomentował i słodko się w moją stronę uśmiechnął.

Wyjęłam telefon z torebki i weszłam czym prędzej do niego na Insta. Zdjęcie podpisał tylko „A very special occasion” i tyle w temacie.

-Dziękuję za zapytanie się mnie czy możesz upowszechniać mój wizerunek. Ciekawa jestem co ktoś zrobi jak rozpozna mnie w szkole. Gratuluję braciszku. - schowałam telefon i złożyłam ręce na piersi.
-No nie fochaj.
-Przecież wiesz, że nie potrafię. - spojrzałam na niego niepewnie.
-Nic się nie stanie. - otoczył mnie ramieniem, a drzwi otworzyły się.

Przy windzie stał hotelarz, który na nasz widok poprowadził nas tylnym wyjściem do czekającej na nas limuzyny. Nie ma co, Siveesha postarała się o swoich gości. Zgrabną, smukłą i czarną limuzyną podjechaliśmy pod Kościół. Rozpoznałam jedynie Tom'a, który z rękami w kieszeni kopał kamyczki i patrzył na kostkę brukową.

-Tom ! - krzyknęłam, a ten szybko podniósł wzrok.
-Cześć Wam. Ślicznie wyglądasz Ag. - przywitał się buziakiem.
-Dziękuję, ty też nie najgorzej. - uśmiechnęłam się.
-Czekasz na kogoś ? - zapytał Nathan.
-Stary, wiesz, że Kelsey dostała zaproszenie od Sivy i Nareeshy, co nie ?
-No tak, byliście wtedy jeszcze razem.
-No właśnie, a co jeżeli ona jest w środku ?
-Nie wejdziesz w takim razie ? - zapytałam.
-Nie chcę mieć z nią nic wspólnego.
-Siva z Naree chcą waszej obecności, obojga z Was, więc rusz swój tyłek i wchodzimy.

Chłopak walczył sam ze sobą nie wiedząc co uczynić nie przeszkadzałam mu w podjęciu decyzji chociaż czas coraz szybciej uciekał. Nathan dyskretnie spojrzał na swój zegarek na nadgarstku co zauważył Parker.

-Okey.

Zdenerwowany spojrzał na bramę wejściową, sama spojrzałam w tamtym kierunku. Kelsey ubraną w zwiewną błękitną sukienkę szła niepewnie w kierunku Kościoła, gdy zauważyła Tom'a, zwolniła. Spojrzałam nerwowo na Nathana.

-To my już pójdziemy.

Zabrał Parkera czym prędzej i weszli na schodki prowadzące do Kościoła, Kelsey stanęła nie wiedząc co ma zrobić, uśmiechnięta szłam w jej kierunku. Jej strach, ból, rezygnacja, ale i wielka miłość błąkały się po jej twarzy.

-Cześć Kels. Nie znamy się, ale dużo o Tobie słyszałam. - palnęłam.
-Niewątpię.
-To nie tak ! - zaprzeczyłam. - Jestem Agnes, przyjaźnie się z Nathanem.
-Więc to ty ? Nathan dużo o Tobie mówił.
-O Tobie też dużo słyszałam, dużo superlatyw.
-Z pewnością.
-Zaraz zacznie się ceremonia.
-Nie sądzę, że powinnam się tam pojawić.
-Nareesha z pewnością chciałaby żebyś z nią była w tak wielkim dla niej dniu. - wystawiłam do niej dłoń, zachęcając do pójścia. - Nikt inny się nie liczy, jesteś tu dla niej.
-Nawet cię nie znam.
-Mamy okazję się poznać.
-Rozmawiałaś z Tom'em. - wspomniała.
-Złapaliśmy ze sobą dobry kontakt.
-On mnie nienawidzi.
-Z pewnością tak nie jest.
-Na pewno tak jest.
-Chodźmy już Kels.
-Nie. To zły pomysł, że się tutaj pojawiłam.
-Kels ! - usłyszałyśmy za sobą dobrze znany głos.

Nareesha stała już przed Kościołem, razem z druhnami. Trzymała śliczną wiązankę i ze smutną miną nam się przyglądała.

-Woła cię. - powiedziałam widząc jej ogromny strach i mieszankę uczuć, walczyła ze sobą, aż w rezultacie niepewnie podeszła do Panny Młodej.
-Ślicznie wyglądasz. - powiedziała Kels.
-Cześc Kochanie. - przywitała się z nią łapiąc za dłonie. - Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę.
-Wiesz jak jest.
-Wiem, że dla ciebie to trudne, ale nie jesteś z tym sama.
-Jednak jego obecność obok, po naszym ostatnim spotkaniu jest dosyć niekomfortowa.
-Wszystko się ułoży. - przytuliły się. - Dziękuję Agnes, że ją tu przyprowadziłaś. Nathan już jest ?
-Tak, już wszedł do Kościoła.
-Wy też już idźcie. Zaraz wybuchnie potok łez.
-Trzymaj się Ree. - powiedziała pieszczotliwie Kelsey i szybko weszłyśmy do środka.

Kościół był pięknie przystrojony. Skromnie, ale treściwie. Od razu czuło się tą magiczną aurę. Siva bawiąc się palcami stał przy ołtarzu, a obok niego jego brat bliźniak. Gdy zajęłam miejsce obok Nathana obejrzałam się do tyłu, gdzie z boku usiadła blondynka, Tom siedział ławkę za nami. Rozejrzałam się jeszcze za resztą zespołu. Max najprawdopodobniej pisał sms, pewnie do Niny, a Jay poprawiał co rusz kołnierzyk. Rozbrzmiały pierwsze dźwięku pieśni weselnej. Kątem oka zauważyłam jak Jay zwraca Max'owi uwagę, a ten szybko schował komórkę do kieszeni marynarki. Siva stał już tyłem do nas, a my staliśmy oczekując Panny Młodej, która powoli i dostojnie, z wielkim uśmiechem weszła do Kościoła. Przy ołtarzu czekała na nią jej siostra w ślicznej burgundowej sukience. Gdy dziewczyna obok nas przeszła posłała nam promienny uśmiech, a ja poczułam śliczny kwiatowy zapach.

Gdy Seev zobaczył swoją przyszłą żonę bardzo szeroko się uśmiechnął, chyba stracił kontakt z wszystkimi, nawet z księdzem, bo ciągle wpatrywał się w swoją wybrankę. Sama, gdy tak na nich patrzyłam straciłam kontakt z rzeczywistością. Ocknęłam się dopiero na magicznym TAK, na założeniu obrączek. Wszyscy goście wyszli na zewnątrz i z płatkami róż czekaliśmy na świeże małżeństwo. Ci nie żałowali swoich uczuć, nie bali się ich okazywać. Była chwila dla fotoreporterów, czyli na wynajętego fotografa, znajomego świeżej małżonki.

-Robi wrażenie, co ? - powiedział Nathan podczas gdy szczęśliwce schodzili ze schodów, a wokół nich wirowały płatki róż.

Później zostaliśmy przewiezieni do sali z dużym tarasem. Dzieci biegały po zielonej trawie i bawiły się w fontannie, którą pod wieczór uruchomiono. Posiłek minął w miłej atmosferze. Nathan wyciągnął mnie na parę piosenek na parkiet, a ja rozglądałam się ciągle za Kelsey, ale nigdzie jej nie widziałam, za to Parker przeważnie palił na zewnątrz.

-Taki ważny dzień, a ty siedzisz i jarasz ? - zapytałam podchodząc do niego.
-Gdzie Nathan ?
-Poszedł do toalety.
-Przynajmniej na chwilę masz od niego spokój.
-Chociaż tyle. - uśmiechnęłam się.
-Kelsey już nie ma, prawda ?
-Nie widziałam jej tutaj.
-Była na jakieś pół godziny, później jej nie widziałem. - zaciągnął się mocno.
-Rozmawialiście ?
-Zwariowałaś ? Robiłem wszystko byleby mi nie weszła w drogę.
-Tom.
-Nie Tomuj mi tu.
-Ciągle się na nią gniewasz ?
-A myślisz, że mogę przestać ?
-Jestem tego pewna.
-No niestety ja nie widzę takiej szansy.
-Bo jej nie chcesz widzieć.
-Bo mam powód. - spojrzał na mnie ze złością.
-Tu jesteś. - usłyszałam Nathana z tyłu. - Wszędzie cię szukałem.
-Rozmawiam sobie z Tomem.
-Tak dokładnie. Prowadzimy miłą konwersację na temat pogody, urocze, prawda ? A teraz przepraszam, ale chyba się zmywam. - Tom wyrzucił peta.
-Już ? Co tak szybko ?
-Zmęczony jestem Nathan.
-Ale mieliśmy jeszcze zaśpiewać parę piosenek.
-To śpiewajmy. - i odszedł.
-O czym rozmawialiście, że Tom taki wkurzony ?
-A czy on kiedyś był spokojny ? - sama odeszłam i wpadłam akurat na dzisiejszych sprawców tej ceremonii.
-Agnes ! - Nareesha się szeroko uśmiechnęła. - Muszę mieć z Tobą zdjęcie. Prawda Seev ?
-Tak kochanie. - Siva czule się do niej uśmiechnął, Boże jak oni się kochali. - Wybacz jej, ale chce udokumentować wszystko i wszystkich.
-Nie dziwię się jej wcale. - uśmiechnęłam się do niego serdecznie.
-Marcus, nasz fotograf, zapełnił już pięć kart pamięci. - Seev się roześmiał.
-Będziecie mieli dużą pamiątkę.
-I to bardzo dużą. - Nareesha wróciła do nas ze zmęczonym fotografem, który zrobił nam parę wspólnych zdjęć, ale tę chwilę przerwał Jay stojący na małym podeście.
-Witam wszystkich ! Z racji tego ogromnego święta jakim jest hajtnięcie się naszych ukochanych gołąbków, oprócz dużego zaplecza alkoholu, który tak na marginesie jeszcze na nas czeka, naszykowaliśmy również mini koncert. Więc zapraszamy wszystkich do tańca, a w szczególności Sivę wraz z małżonką.

Zakończył mrugnięciem oka Jay i po wybiciu szybkiego rytmu przez Loczka Nathan zaczął grę na pianinie, a Max z Tom'em na gitarach i rozpoczęły się pierwsze dźwięki piosenek miłosnych. W tym zbiorze znalazło się też parę piosenek autorstwa The wanted w bardzo spokojnej aranżacji połączonych ze sobą, tak, że tworzyły jedność. Na koniec rozbrzmiały nuty czegoś co pierwszy raz słyszałam, po minie Sivy i Naree zauważyłam, że oni też pierwszy raz to słyszą. Po zakończeniu mini koncertu, głos przejął Nathan.

-Gdyby ktoś zastanawiał się jaki był tytuł ostatniej piosenki, to nie ma ona tytuły, bowiem została napisana z myślą o tym dniu i o tej ważnej dzisiaj parzę, więc to było dla was , o was. - zakończył i zeszli z podestu.


Tom pogadał jeszcze chwilę z nimi i zniknął nawet się ze mną nie żegnając. Nareesha oczywiście się wzruszyła po zakończeniu mini koncertu i musiała poprawić makijaż, a Max i Jay dorwali się do alkoholu. Nathan jeszcze się pokręcił, po marudził mi, aż w końcu sam zaczął świętowanie. Ja jako, że byłam nieletnia i byłam na lekach nie piłam, ale bacznie obserwowałam poczynania tych, którzy pili i wcale się nie nudziłam.  


Hej !
Nawet nie wiecie jak jaram się tym, że jesteśmy już po ślubie Kaneswaranów. To oznacza, że przechodzimy do sedna wszystkiego ;)
Chyba nie mam nic więcej do dodania.
<3

Glow in the dark.