niedziela, 29 grudnia 2013

#3 "Miło mi Cię poznać Max."

#Agnes


-Co tam ? – usiadłam przy nakrytym, wolnym miejscu.
-A nic. Czekamy na chińszczyznę.
-Czas oczekiwania można jakoś urozmaicić.
-Podaj przykład.
-No, nie wiem. Może. – zastanowiłam się. – Można na przykład zacząć opowiadać dowcipy.
-Mój humor jest specyficzny i zazwyczaj tylko ja się śmieję z własnych kawałów, ale może ty spróbujesz.
-To lipa. Z kolei jeżeli ja powiem jakiś żart, ty go nie zrozumiesz i będzie żenująca sytuacja.
-To może pogadajmy ?
-Bezpieczny temat. – uśmiechnęłam się do niego. – To o czym gadamy ? – zaczęłam bawić się serwetką.
-Może zacznijmy od tego jak podoba ci się w stolicy ?
-No wiesz, dużo to ja nie widziałam, ale to co już udało mi się zobaczyć bardzo mi się podoba.
-Najbardziej to chyba twój pokój. – zaśmiał się.
-Jest idealny.
-Chcesz dzisiaj coś robić konkretnego ?
-Chciałabym, ale nie wiem czy starczy mi siły na coś większego.
-Jutro też jest dzień.
-Nie jesteś na mnie zły ?
-Za co ? Za to, że jesteś zmęczona ? Nigdy.
-Jesteś wyrozumiały.
-Staram się. – chłopak zamilkł i zamyślił się.
-O czym myślisz ? – zapytałam po chwili obserwując jego zachowanie.
-Nad twoją reakcją na chłopaków.
-Masz na myśli swoich przyjaciół z zespołu ? – podniosłam na niego speszony wzrok.
-Właśnie tych.
-Przecież nie może być aż tak źle.
-Nie bierz sobie do serca tego co mówią, bo czasami mówią za dużo i niezbyt mądre rzeczy.
-Będę pamiętać.
-Nie daj się im podejść. Siva, Tom i Max są zajęci, ale Jay jest dla ciebie niebezpieczny.
-Nie jest. – chłopak spojrzał na mnie jak na kosmitę. – Dzieli nas zbyt duża różnica wieku. Ile ma Jay ?
-23.
-No to 7 lat różnicy. Nie uważasz, że to jednak za dużo ? Pewnie uzna mnie za smarkurę.
-Niech tylko tak pomyśli to mu przywalę.

Roześmiałam się na samo wyobrażenie tej sytuacji.

-No co ? Nie wierzysz mi ?
-Jakoś trudno mi to sobie wyobrazić, nie obraź się.
-Zdziwiłabyś się. – chłopak przestał się śmiać i mówił poważnym tonem takim jak jego wzrok.
-Tak twierdzisz ? – przybrałam ten sam ton co mój rozmówca.
-Jestem tego w stu procentach pewny.

W tym momencie zadzwonił dzwonek i Nathan wyszedł. Za pewne przyjechał ktoś z posiłkiem. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Była pora na moją dawkę kolorowych przyjaciół. Weszłam na schody i skierowałam się do swojego pokoju. Trafiłam. Pierwszy sukces. Z łóżka wzięłam torebkę, a z niej wyjęłam pudełeczka i opakowania i z każdego wyjęłam jedną tabletkę z takim ekwipunkiem zeszłam na dół.

-Gdzie byłaś ? – zapytał Nathan nakładający posiłek na talerze.
-Musiałam pójść po tabletki. – usiadłam na krześle i zawartość dłoni wysypałam na mały talerzyk, posortowałam je, które miałam zjeść teraz, a które po posiłku i pierwszą garść zapiłam wodą.
-Dużo ich. – Nathan przyglądał się moim zmaganiom.
-Zastępują mi obiad. – zaśmiałam się cicho i posłałam mu uśmiech licząc, że go odwzajemni, ale tego nie zrobił.

Zajęłam się chińszczyzną i atmosfera siadła. Nathan się nie odzywał, jakby był w innym świecie, a ja nie miałam ochoty na pocieszanie, tłumaczenie czy choćby rozmowę. Ode chciało mi się wszystkiego. Nawet moje ulubione jedzenie nie smakowało tak dobrze, więc w połowie zrezygnowałam i biorąc drugą porcję proszków zaniosłam naczynia do zlewu. Nathan ciągle siedział przy stole żując jedzenie. Jakby jego tu nie było. Dlaczego on zawsze musi się tak zachowywać, gdy w grę wchodzi moja choroba ? Czuję się wtedy odtrącona i samotna, a tego nie cierpię. Zabrałam się na górę i zamknęłam się w pokoju. Zaczęłam się rozpakowywać, mimo tego, że byłam na resztkach sił postanowiłam to zrobić teraz. Po zapełnieniu jednej komody bielizną i drobnymi rzeczami zmęczona usiadłam na łóżku spokojnie oddychając. Siedziałam tak sobie trochę i pomyślałam o widoku z okna, gdyż zapomniałam już tego pejzażu. Zeszłam z łóżka i podeszłam do okna. Wyjrzałam przez nie i nie mogłam zrozumieć co tu robię. Nadal nie wierzyłam w to, że jestem w stolicy i zacznę naukę w jednym z londyńskich college. To było tak odległe i nieosiągalne, a teraz stoję w miejscu, które od teraz będzie moim nowym domem. Same nowości mnie teraz otaczają. Miło było zmienić coś w swoim dotychczasowym życiu, podobało mi się to. Spojrzałam na podłogę na której była otwarta walizka, większa jej części była już opróżniona, ale zostały jeszcze kosmetyki. Zaniosłam je do łazienki i poukładałam w takim samym porządku jak w domu. Opróżnioną już walizkę schowałam na dno szafy, a drugą zdążyłam tylko otworzyć i popatrzyć na jej zawartość. Doszłam do wniosku, że jestem za bardzo zmęczona na cokolwiek i puszczając cicho muzykę z telefonu wzięłam książkę i na pół leżąc, a pół siedząc zaczęłam czytać ją w miejscu, w którym skończyłam. Skończyło się na tym, że zasnęłam.

Dlaczego nie zdziwiło mnie to, że już drugi raz tego dnia śniłam podczas snu ? Może dlatego, że często śpię. Było by to jakieś rozwiązanie tej sprawy. Tym razem śniło mi się, że byłam w moim rodzinnym mieście, w Gloucester. Tak konkretniej to chyba byłam w salonie, do którego teraz wbiegła dwójka małych dzieci.

-Zajmuję szafę. – powiedział zdyszany chłopczyk.
-Dlaczego zawsze zajmujesz najlepsze kryjówki ?
-Bo jestem starszy. – chłopiec wystawił dziewczynce język i ruszył biegiem w stronę szafy, szczelnie się w niej zamykając.

Dziewczynka wyglądała na około 5, 6 lat. Lustrowała pokój w celu znalezienia skrytki. Po dłuższym zastanowieniu schowała się za drzwiami, przez które niedawno weszła. Uśmiechnęłam się na ten widok, bo wiedziałam, że ta kryjówka była niezbyt dobra, z pewnością osoba, która ich szukała znajdzie dziewczynkę pierwszą, ale miałam ku temu jeszcze inne pewne informacje. Wiedziałam bowiem, że za chwilę do pokoju wpadnie mniejsza wersja mnie i nie myliłam się.

-Jess widać cię. – śmiałam się w niebo głosy z kryjówki i miny mojej starszej koleżanki.
-To wszystko przez Nathana ! – tupnęła nogą. – Zabrał mi moją kryjówkę.
-Wcale nie ! – z szafy wyleciał Nathan. – Pierwszy ją sobie zaklepałem. – zdenerwowany potarł czoło, które przed chwilą uderzył o panele.
-Czyli znalazłam was oboje. Wygrałam. – roześmiałam się.
-I znowu przegraliśmy, Jess. – Nathan spojrzał na swoją siostrę, a ta się zaśmiała, po chwili wszyscy zataczaliśmy się ze śmiechu na podłodze.

Doszło do mnie, że gdy człowiek jest mały, śmieje się z najmniejszych rzeczy i to jest cudowne. Jesteśmy nieświadomi niebezpieczeństwa na świecie, żyjemy chwilą i jesteśmy królami. Takie właśnie było moje dzieciństwo z moim doczepianym rodzeństwem, z tym, że ono zakończyło się dla mnie szybciej niż dla innych, bo musiałam zacząć walczyć z chorobą, która pozbawiła mnie dalszego podbijania świata. Jakby mój organizm poczuł, że siadł mi humor i się rozbudziłam. Przed sobą zobaczyłam Nathana przyglądającego mi się.

-Nie ładnie się tak na kogoś gapić jak śpi. – powiedziałam przekręcając się na bok, by go lepiej widzieć.
-Chciałem cię przeprosić za to, że byłem nieobecny na obiedzie, ale jak wszedłem to słodko się uśmiechałaś przez sen. Pomyślałem o tym o czym możesz śnić i nagle ten uśmiech zniknął, zrobiło mi się smutno. Nie powinnaś się smucić. Masz taki piękny uśmiech. Opowiesz mi o czym był twój sen ? – poprawił mi kosmyk włosów, które uciekły zza ucha.
-O naszej zabawie w chowanego. Jess schowała się za drzwiami, ty w szafie i znalazłam was oboje. Później razem śmialiśmy się tarzając po podłodze, a później pomyślałam o tym ile straciłam. Jaki szmat czasu został mi zabrany i zamieniony na to przez co musiałam przejść. Smutne, ale prawdziwe. I na szczęście się obudziłam. – posłałam mu uśmiech, a on zgarnął mnie do siebie ramionami.
-Wyspałaś się chociaż ? – zapytał po dłuższej ciszy.
-Tak. – odpowiedziałam po namyśle. – Ile spałam ?
-Półtora godziny. – raczej zapytał niż stwierdził.
-Co dzisiaj robimy ?
-Chyba zostaniemy już w domu, co ? Jest już dosyć późno na zwiedzanie, jakieś 10 minut temu wszystko pozamykali.
-Szkoda.
-Jutro też jest dzień.
-Racja. Może wypakuje się do końca. Zostało mi już niewiele.
-Pomogę ci. – Nathan się ożywił.
-Jaki chętny. Ale bieliznę już schowałam, więc sobie nie popatrzysz.
-Kurczę, a tak bardzo chciałem. – puścił mi perskie oko i zeskoczył z łóżka dobierając się do mojej walizki.

Rozpakowywanie walizki zajęło nam mniej czasu niż myślałam, bo po godzinie wszystko było już na swoich miejscach. Zdjęcia, obrazy i reszta rupieci, które tutaj przytaszczyłam znalazła swoje nowe miejsce w moim nowym życiu, a my zeszliśmy na dół. Nathan stwierdził, że czas na pokazanie swoich umiejętności w przygotowywaniu potraw, więc zeszliśmy na dół i dostałam książkę kucharską.

-Ale po co mi to ? Ja będę gotować ?
-Wybierz co chcesz zjeść, a ja ci to zrobię.
-Z książki kucharskiej to każdy potrafi. – powiedziałam i zaczęłam przeglądać obrazki.
-Nie każdy. Uwierz mi. Nie każdy.
-Czyżbyś miał jakieś ciekawe przygody z tym związane ? – ciągle oglądałam obrazki.
-Nie chcesz znać szczegółów.
-Skoro tak mówisz. – po chwili zdecydowałam się na coś. – Poproszę to.
-„Cannelloni faszerowane mięsem drobiowym z warzywami pod sosem beszamelowym z nutką meksykańskiej salsy” Brzmi ciekawie.
-Naprawdę to ma taką długą nazwę ? No patrz, nie wiedziałam. – bujałam się na krześle.
-Wygląda smacznie.
-I tym się kierowałam wybierając potrawę.
-A na pewno nie poziomem trudności ? Bo ma najwyższy poziom. – pokazał mi książkę.
-No patrz, co za zbieg okoliczności. Nie zauważyłam.
-Dlaczego my od zawsze mamy pod górkę ?
-Tak już jest i tego nie zmienisz. Zakładaj fartuszek i pichć, bo chciałabym to jeszcze dzisiaj zjeść, tym bardziej, że w nocy nie jadam i sam będziesz musiał próbować.
-Przynajmniej zostaniesz przy życiu. – mruczał pod nosem myśląc, że nie usłyszę.
-Mówiłeś coś ?
-Nieee, skąd. – spojrzał na mnie.
-Tak też myślałam. Idę na zwiady, a ty sobie pichć, mój ty kucharzu na etacie. – zeskoczyłam zgrabnie z krzesła i stukając chłopaka jeszcze w ramie poszłam pozwiedzać.

To mieszkanie bardzo mi się spodobało. Każdy najmniejszy szczegół zapierał mi dech w piersiach. Każdy detal był wykończony do perfekcji, a zarazem jak się na to wszystko patrzyło widziało się wielką miłość. Jakby to wszystko było z niej wykonane. Napawałam się każdym dotykiem powierzchni przedmiotów, które stawały na mojej drodze. Zaczynając na miękkim i przyjemnym, a kończąc na chropowatym i drażniącym moją wrażliwą skórę dłoni.

-Muszę skoczyć do sklepu, bo nie mam tego makaronu, ale postaram się szybko wrócić. Nie gniewasz się ? – Nathan wszedł do salonu.
-Nie. Leć. – posłałam mu uśmiech. - Poczekam i w międzyczasie nacieszę oczy tymi widokami.

Po chwili w domu rozległ się cichy trzask drzwi wejściowych i zostałam sama w tym dużym mieszkaniu. Nathan faktycznie musiał się tutaj źle czuć w samotności. O ile w towarzystwie wielkość mieszkania jest dobra, bo można posiedzieć w dużym gronie i nie bać się, że zabraknie dla kogoś miejsca lub odejść od grupy i odizolować się u siebie w pokoju i odpocząć, to gdy zostawało się samemu można było odczuć potęgującą samotność i przytłoczenie. Wszystko stawało się w tym momencie jakieś trudniejsze i cięższe do zrozumienia. Spacerowałam tak między pomieszczeniami na „parterze” mieszkania i po jakiś 15 minut od wyjścia Nathana zadzwonił dzwonek do drzwi. Ciekawe czy zapomniał kiedyś kluczy ? Teraz miał lepiej, bo mogłam mu je otworzyć. Poszłam na korytarz i otworzyłam drzwi panu Zapominalskiemu.

-Hej. Sorry, że teraz, ale za … - chłopak podniósł na mnie zdziwiony wzrok.
-Cześć. Mogę ci w czymś pomóc ? – zapytałam lustrując mężczyznę.
-Ja do Nathana. – powiedział po chwili opierając się swobodnie o framugę, jakby cały szok z niego uciekł i wyparował.
-Nie ma go. – jego mina zrzedła. – Ale zaraz powinien wrócić, może wejdziesz i poczekasz na niego. – uśmiech.
-Nie boisz się mnie ? – niemal przeszywał mnie wzrokiem.
-Wiem, że jesteś przyjacielem Nath’a, więc nie mam czego. – zrobiłam mu miejsce, żeby przeszedł.
-A ty jesteś ? – powoli wszedł ocierając się o moje ramię.
-Agnes. Agnes Redyn. Znam się z Nathanem od dzieciństwa.
-A no tak. – jakby mnie rozpoznał. – Mówił o tobie. Bardzo dużo. Fajnie, że jesteś. – uśmiechnął się, a ja posłałam mu wyczekujący wzrok. – Aa głupi ja. Max George. – wystawił mi dłoń, którą po chwili złapałam, dlaczego wszyscy mieli takie ogromne dłonie. – Drobniutka jesteś.
-Miło mi cię poznać Max.
-Mi ciebie również Agnes. A gdzie nasze dziecko sobie poszło ? – szliśmy w kierunku kuchni.
-Nasze dziecko ? Dziwnie brzmi.
-Znaczy … na Nathana w zespole mówimy BabyNath, bo jest najmłodszy.
-No tak. Łapię. Nie zrozumiałam. – posłałam mu przepraszający uśmiech.
-Nic nie szkodzi. Więc gdzie jest Nath ?
-Poszedł do sklepu, po cannelloni.
-Po co ? – spojrzał na mnie jak na kosmitkę.
-Taki makaron, który nadziewa się mięsem lub warzywami. – wytłumaczyłam mu gestykulując.
-No tak. Przepraszam, ale nie jestem najinteligentniejszy w zespole.
-Nathan za pewnie też nie.
-Hoho jakaś aluzja ? – na jego twarzy pojawił się ogromny uśmiech.
-To i owo. – zaczęłam obracać pomarańczą.
-Chyba dowiem się jakiś żenujących rzeczy o naszym słodkim Nathanie. – pokiwał szatańsko brwiami.
-Chyba nie tym razem. – powiedziałam słysząc kolejny tego dnia trzask drzwiami wejściowymi.
-Agnes jestem ! – wydarł się Nathan i wszedł do kuchni. – Max ? Co ty tu robisz ? I dlaczego się śmiejecie ?
-Nic, stary. – Max się opanował. – Mam sprawę. – powiedział poważniejszym tonem.
-To ja wam nie przeszkadzam. Powodzenia z cannelloni. – klepnęłam Nathana w bark i wyszłam szybko z kuchni, nie chciałam kolidować między ich rozmowę, bo tak w zasadzie to tylko bym im przeszkadzała.

Zamknęłam się w swoim pokoju i wyjęłam jeden z wielu albumów ze zdjęciami, przed wyjazdem zrobiłam kopie każdego zdjęcia, żeby móc je mieć również przy sobie w Londynie i wertowałam kartki przypominając sobie moje życie. Po godzinie do pokoju zapukał Nathan.

-Może zejdziesz do mnie na dół ? Smutno mi samemu.
-Włącz sobie radio. – schowałam album między inne. – Max już poszedł ? – zeszłam z łóżka.
-Tak. Jakiś kwadrans temu, chciał się pożegnać, ale nie chcieliśmy ci przeszkadzać.
-Nie przeszkadzalibyście, ale dobrze. – Nathan objął mnie w pasie i zeszliśmy po schodach do kuchni.
-Tęsknisz za rodzicami ?
-Oglądałam albumy, bo zawsze to robię jak mi się nudzi. Jestem tutaj dopiero jeden dzień, rodziców widziałam paręnaście godzin temu, więc trochę tęsknie, ale to chyba mi przejdzie. – raczej spytałam niż potwierdziłam, a Nathan pokiwał przecząco głową. – No to fajnie.
-Nie smutaj. Na początku zawsze jest trudniej, ale jak się rozkręcisz, rozbawisz to będziesz się cieszyła z tego, że nie masz nad głową rodziców i możesz robić co chcesz.
-Nathan ja mam 16 lat. Ja nie mogę robić tego co zechcę, bo wyląduje w jakimś przytułku.
-Wiesz nie miałem na myśli, że zaczniesz rabować banki i gwałcić tylko dobrą zabawę w gronie przyjaciół.
-Nawet nie mogę legalnie pić.
-Mam barek w salonie. – spojrzał na mnie.
-Dobrze wiedzieć. – uśmiechnęłam się i Nath zrobił to samo.
-Znaczy ja teraz nie chcę cię jakoś rozpuszczać czy moralizować, bo to nie o to chodzi, ale mówię to z własnego doświadczenia.
-Kto by wiedział, że masz już takie podboje w życiu. – zaśmiałam się.
-No wiesz, było się już tu i ówdzie.
-Nie szpanuj tylko gotuj, bo zgłodniałam już.
-Przecież niedawno był obiad.
-Niedawno ? Trzy godziny temu, to szmat czasu. – powiedziałam podchodząc do lodówki.
-Tylko się nie najedz, bo nie zjesz makaronu.
-Ja nie zjem ? Proszę cię. – otworzyłam jogurt i ledwo co udało mi się uciec od wystrzelającego jogurtu z opakowania.
-Mogłem zrobić większe zakupy.
-Nath nie porównuj mnie do słonia, okay ? – powiedziałam z pełną buzią.
-Masz rację, bo to przecież ty zajmujesz się pożywieniem w tym domu. Coś mi się wydaje, że zbankrutujesz.
-Nie mogę zbankrutować, bo nie mam zasobów. Jezu z kim ja mieszkam. – szybko opróżniłam pojemniczek i wrzuciłam go do kosza, a łyżeczkę przemyłam.
-To twoi rodzice.
-Nie bój się o to. Tylko zajmij się tym co robisz, a co robisz ? – zaciekawiona poczynaniom chłopaka oparłam łokcie na bladzie, a głowę na dłoniach i nachylona obserwowałam jego ruchy dłoni.
-Teraz robię sos.
-A jaki.
-Beszamelowy.
-To to się robi na bazie topionego sera ?
-Tak, wrzucasz go do garnka i on się powoli topi, dodajesz śmietanę i majonez no i przyprawy.
-I tak gotujesz to wszystko ?
-Dokładnie.
-Łatwe.
-To ciekawe dlaczego to ma aż pięć gwiazdek w poziomie trudności ?
-Bo ktoś się machnął ? – spojrzałam na niego.
-Zaraz ja się machnę i wsypię cały pieprz z pieprzniczki jak będziesz się tak na mnie gapić. – posłał mi swoje spojrzenie.
-Powinieneś przywyknąć do tego, że masz mnóstwo gapiów. – uśmiechnęłam się i odeszłam od niego, zrobiłam krok i poczułam, że kręci mi się w głowie, proszę tylko nie teraz.
-Niby tak, ale nikt nie obserwuje mojego każdego ruchu z pełnym zapału wzrokiem. – Nathan stał do mnie tyłem, więc nie wiedział co się działo.
-Muszę pójść na chwilkę do siebie. – zrobiłam następny krok i poczułam gorącą ciecz na ustach. – Albo i nie. – szepnęłam.
-A co się stało ? – po głosie rozpoznałam, że Nath się odwrócił i przyglądał mi się.
-Podasz mi chusteczkę ? – Nathan okręcił mnie do siebie.
-Matko Boska !
-Wystarczy papier kuchenny, tylko szybko. – spojrzałam na niego błagalnie, posadził mnie na krześle i szybko podał papier, który momentalnie zabarwił się na czerwono.
-Musimy jechać do szpitala ? – poczułam coś zimnego na karku, a Nathan kucnął przede mną i z troską się przyglądał.
-Nie, to normalne. – mówiłam przez chusteczkę, więc było mnie słabo słychać.
-Często tak masz ?
-Parę razy w tygodniu. Raz jest tej krwi sporo, a raz nie. Ale nie ma czego się obawiać. Przez uszkodzone serce krew nie jest odpowiednio pompowana, więc nie jest najlepszej jakości. Spokojnie. – położyłam mu dłoń na ramieniu. – Przepraszam, że cię wystraszyłam. – wiedziałam, że właśnie tak będzie wyglądało nasze wspólne mieszkanie, a nie chcę go wykorzystywać jest zbyt młody, żeby mieć takie troski jak ja.
-Nic się nie stało.
-Powinnam cię uprzedzić, żebyś wiedział, że coś takiego może się wydarzyć i żeby to dla ciebie nie był taki szok.
-Spokojnie, to nie twoja wina.
-Oczywiście, że moja. – spuściłam wzrok.
-Cii. – głaskał mnie po rękach.
-Wiesz, że nie musisz tak nade mną siedzieć ? – spojrzałam na niego.
-Mam ot tak wrócić do robienia sosu i zostawić cię tu samą ? – spojrzał na mnie, a ja pokiwałam pozytywnie głową. - Nie ma mowy.

Po siedmiu minutach krew przestała lecieć i wyrzuciłam ręcznik do kosza. Nathan wrócił do robienia nam kolacji, ale musiałam go do tego zmusić, bo stwierdził, że nie ma sensu i coś zamówimy, ale wiedziałam, że tak być nie może, bo będzie się mną zajmował jak dzieckiem i wybiłam mu to z głowy. Poszłam na górę do swojej łazienki i zmyłam skrzepniętą krew z twarzy i poprawiłam makijaż, po kwadransie wróciłam do Nath’a faszerującego makaron i niedbale wrzucającego go do naczynia żaroodpornego.

-Trochę serca w to włóż. Ja mam zamiar to zjeść. – poprawiłam makaron.
-Dobrze się czujesz ?
-Tak, to nic groźnego, było minęło wracam do dalszego funkcjonowania.
-Czyli też mam się tak zachowywać ?
-Jak ?
-Tak jakby nic się nie stało ? – zastanowiłam się nad tym dłuższą chwilę.
-Dokładnie tak. – uśmiechnęłam się do niego.
-W takim razie wstawiamy to do piekarnika.

Po następnych czterdziestu minutach zajadaliśmy się jeszcze gorącym makaronem.

-Pyszny. – zachwalałam sobie potrawę.
-I ?
-I obiecuję, że już nigdy w ciebie nie zwątpię. – wystawiłam mu język.
-Trochę kultury przy stole.
-Ten co ją ma.
-I znowu wątpisz w moje umiejętności.
-Dobra, dobra. Przepraszam. Zadowolony ?
-Owszem, ale kto to wszystko pozmywa ?
-Zmywarka ? – spojrzałam na niego jak na idiotę.
-Racja. Jutro przyjdzie do ciebie do pokoju telewizor, więc nie zacznij piszczeć jak już ogarniesz sprawę.
-Będę miała własny, prywatny telewizor w pokoju ? – odłożyłam widelec.
-Tak. – powiedział niepewnie.
-Jesteś najlepszym bratem pod słońcem. – rzuciłam mu się na szyję.
-Przez ciebie i Jess wpadnę w samouwielbienie. – śmiał się.
-Lepsze to niż używki. – wróciłam na swoje miejsce.
-Zmęczona ?
-Mówiąc zmęczona masz na myśli padnięta czy chcąca przetestować nową wannę ? – podniosłam jedną brew.
-Raczej to drugie.
-To taaak. – powiedziałam.
-Kobiety. Kto je zrozumie. – Nathan wstał i przyniósł nam herbatę.
-Mężczyźni.
-I co dalej ? Powinnaś jeszcze coś dodać.
-Jeszcze nie wymyśliłam niczego co mogłabym po tym słowie dodać.
-Czuję się obrażony.
-Ty się lepiej ciesz, że nie powiedziałam czegoś co mogłoby cię doszczętnie obrazić.
-Jaka ta młodzież teraz wygadana. – mlasnął zniesmaczony.
-Na szczęście ty się do niej nie zaliczasz. – posłałam mu szeroki uśmiech.
-Ty nie bądź taka mądra, bo
-Bo co ? – przerwałam mu.
-Bo jutro liczę na przepyszne śniadanko.
-Może jeszcze mam je przynieść do łóżka ?
-Czemu nie. – zakrztusiłam się herbatą.
-Nie za dobrze Ci ?
-Luksusu nigdy za mało. – roześmiał się.

Po posiłku pożegnałam się z Nathanem i zniknęłam u siebie. Napuściłam wody do wanny i zrobiłam całe mnóstwo piany. Rozebrałam się i owinęłam się ręcznikiem. Przy umywalce zmyłam makijaż i czekałam, że wanna napełni się wodą. Poszłam jeszcze do pokoju po szlafrok i gdy weszłam wody było wystarczająco dużo. Zanurzyłam się w niej i delektowałam jej delikatnym zapachem i temperaturą. Po pól godzinie wyszłam z wody i włożyłam ciepły szlafrok. Włączyłam laptopa i sprawdziłam co u moich starych znajomych. Po pól godzinie wyłączyłam sprzęt i wróciłam do łazienki by wysuszyć włosy i ubrałam się w piżamę. I znowu tego dnia zasnęłam.



Hej !
Mam nadzieję, że po tym rozdziale Caroline. wiesz troszkę więcej na temat choroby Agnes.
Dziękuje za wszystkie ciepłe słowa i wszystkie życzenie bożonarodzeniowe. Mam nadzieję, że się spełnią.
W tym roku widzimy się po raz ostatni, więc chciałabym Wam życzyć niezapomnianego Sylwestra z paczką swoich przyjaciół u boku, a jeżeli spędzacie go w domu to również życzę Wam wspaniałego humoru i przywitania nowego 2014 roku. Oby wszystkie postanowienia noworoczne się spełniły i nie było problemu z ich wypełnianiem oraz żeby ten przyszły rok okazał się dla całej #TWPolishFanmily lepszy. Zdrówka, szczęścia, spełnienia marzeń i samych dobrych wspomnień w przyszłym roku. 



niedziela, 22 grudnia 2013

#2 "Prowadź mnie do moich apartamentów."

#Agnes


-I jak się czujesz opuszczając swoje rodzinne miasto wyruszając na życie w stolicy pełnej możliwości ? – zapytał Nathan zakładając okulary przeciwsłoneczne i odpalając silnik.
-Mam cykora. – powiedziałam szczerze zapinając pasy.
-Nie bój mała. – zaśmiał się i rozluźnił nieco atmosferę. - Zauważyłem że od naszego spotkania bransoletki nie znikają z twojego nadgarstka. – spojrzał na moją prawą rękę.
-Tak jakoś.
-Też noszę swoją. – podniósł lewy nadgarstek do góry.
-Miło, że nie zapomniałeś.
-Jess też nosi. Od zawsze byliśmy zgraną paczką.
-Zostawiamy ją tu samą.
-Nie bój się o Jess. Ona da sobie radę, w końcu to moja siostra. A rodzina Sykes nigdy się nie poddaje. Z resztą za dwa lata sama przeprowadzi się do Londynu i będziemy znowu razem.
-Jesteś tego niemalże pewny. A jeżeli nie dostanie się na studia ?
-Ona by się nie dostała ? Proszę cię. Ta zdolna bestia dostanie się nawet na Harward.
-Z tym, że ona chce iść do szkoły muzycznej, a nie na Harward.
-Tak tylko mówię, żeby podważyć moje wcześniejsze zdanie.
-Oh Nathan. Ty się jednak nie zmieniłeś. – ziewnęłam.
-Ty też nie. – uśmiechnął się do mnie. – Pośpij. Przed nami żmudna droga, a widzę, że jesteś zmęczona. Odpocznij.
-Nie chcę spać. Aa Nathan ?
-Tak ?
-Mogę cię o coś poprosić ?
-No pewnie mała.
-Bo jak będziemy razem mieszkać, co jest nieuniknione i w ogóle nie widzę w tym nic dobrego, bo nie chcę być piątym kołem u wozu.
-Wcale nie będziesz.
-Nie wchodź mi słowo. No więc pominę już ten fragment, w którym narzekam na wspólne mieszkanie z Tobą, bo zdanie na ten temat już doskonale znasz i przejdę do sedna sprawy. Więc gdybyś chciał wolną chatę to wal śmiało zniknę w jakiejś knajpce z wi-fi i gites.
-Nie będzie takiej potrzeby.
-Ale ja jeszcze nie skończyłam, bo też nie chcę, żebyś się mną zajmował jak małym dzieckiem. To, że mam uszczerbki w zdrowi nie oznacza, że sama nie dam sobie rady. I nie chcę żebyś przez to się ograniczał i rezygnował ze swojego życia.
-Ale to nie będzie problem. Znamy sytuację i wiem, że nie możesz być sama. W każdej chwili może coś ci się stać.
-I tego się obawiałam. – weszłam mu w słowo. – Nie chcę cię ograniczać.
-Nie będziesz. Chcę spędzić po prostu więcej czasu z moją najlepszą kumpelą i chcę jej pomóc. To wszystko. I nie będziesz mnie wcale ograniczać. Wręcz przeciwnie. Nie będę co wieczór przychodził pijany do mieszkania, bo ten czas będę spędzał z najlepszą pod Słońcem osobą.
-Nie zgrywaj się.
-Wcale się nie zgrywam. Zostaw ten temat i idź spać. To będzie dla ciebie męcząca podróż. Musisz odpocząć. – zatrzymał się na światłach i z tyłu wyjął koc. – Okryj się nim. – podał mi go.

Mimo że był środek sierpnia ja odczuwałam zimno z tym, że ono mnie nigdy nie opuszczało. Szczelnie się nim okryłam i włączając radio oparłam się wygodnie w fotelu odpłynęłam w krainę Morfeusza czując w kościach, że ten dzień będzie ciężkim dniem.
Śniło mi się, że byłam z Nathanem na wieczornym spacerze. Londyn spowiła mgła dająca mroczną atmosferę, widać było gdzieniegdzie zapalone światła w domach i mieszkaniach , które razem z latarniami oświetlały ulice. Ruch był niewielki co mnie lekko zdziwiło, ale widząc, że dochodzi pierwsza w nocy zdałam sobie sprawę, że jest już późno i wszyscy są teraz w swoich domach. Nathan jak zwykle miał ciepłe dłonie, którymi grzał moje zmarznięte palce. Spacerowaliśmy w ciszy bez zadawania żadnych pytań i może niektórzy mogą czuć się w takich sytuacjach niekomfortowo, ale nam to nie przeszkadzało. Czułam się nie swojo w tamtym miejscu, czułam, że coś złego może się za chwilę wydarzyć. Bałam się. Nathan to chyba wyczuł, bo objął mnie ramieniem i dalej szliśmy w mroku. Byłam pewna tego, że się nie zgubimy, bo ufałam Nathanowi w to, że znał Londyn. Było mi zimno, ale miałam wrażenie, że za moment trafimy do naszego celu, którym było ciepłe mieszkanie chłopaka. Nurtowało mnie pytanie co o tej porze robiliśmy na spacerze, ale nie zadałam go mojemu towarzyszowi. Szliśmy stosunkowo długo, a jeszcze nie doszliśmy nigdzie. Po prostu szłam za Nathanem, który miał smutną twarz. Nagle i mi zrobiło się smutno. Poczułam coś ciepłego na ustach. Wyjęłam moją zimną dłoń z kieszeni bluzy i podniosłam ją na wysokość ust. Poparzyłam sobie skórę gorącą cieczą. Spojrzałam na opuszki palców, które były ubrodzone krwią. Stanęłam, a razem ze mną i Nath. Spojrzał na mnie i stojąc przede mną położył swoje dłonie na moich ramionach. Wystraszona spojrzałam na chłopaka, któremu oczy zdążyły się już zaszklić.

-Agnes nie zostawiaj mnie samego. – usłyszałam nim runęłam jak martwa na twardy chodnik.

Obudziłam się. Na szczęście to był tylko sen, ale jaki realistyczny. Odwróciłam głowę w prawą stronę i spojrzałam na prowadzącego w skupieniu samochód Nath’a. Po chwili zauważył, że się mu przyglądam.

-Widzę, że się już obudziłaś. – uśmiechnął się czym wywołał ciepło w moim sercu. – To dobrze. Już jesteśmy w stolicy. Rozejrzyj się.

Faktycznie mijaliśmy dużo zabytkowych budowli, a na chodnikach roiło się od turystów robiących sobie zdjęcia. Mijaliśmy właśnie Big Bena.

-A tam jest London Eye. – pokazał na olbrzymie koło za wierzą z zegarem. – Byłaś tam kiedyś ? – pokiwałam przecząco głową przyglądając się mu. – To pójdziemy razem.

To wszystko robiło ogromne wrażenie. Cieszyłam oczy tymi wszystkimi widokami. Było jeszcze tyle miejsc na świecie, które chciałabym zobaczyć na żywo, a tak mało czasu i możliwości na spełnienie choć części moich marzeń. Wiem, że rodzice uchyliliby mi nieba, by mi pomóc, ale to nie było możliwe w moim przypadku. Wręcz mission impossible. Kiedyś zastanawiałam się nad tym dlaczego to dotknęło mnie, ale teraz pogodziłam się z tym losem w przeciwieństwie do mojej rodziny.

-O czym myślisz ? – zapytał Nath wjeżdżając po raz kolejny w jakąś uliczkę.
-Nad swoim życiem.
-Jeszcze dużo przed tobą. – zaczął wjeżdżać na parking przed jednym z większych budynków na tej ulicy.
-Taaa. Ty tu mieszkasz ? – zapytałam na widok tej lokalizacji.
-We własnej osobie. Na czwartym piętrze. – wyłączył silnik i dumnie się uśmiechnął.
-Jest tu winda ? – zapytałam wychodząc z jego auta.
-Jest.
-To dobrze, bo bym się nie wtaszczyła na górę.
-Tu jest siedem pięter, więc musi być winda.
-Wcale nie musi, ale pewnie za wynajem płacisz majątek, więc jak na apartament przystało winda się należy.
-Nie wynajmuje go, kupiłem go. I to nie jest apartament, a mieszkanie.
-Zobaczymy. – wyjęliśmy moje walizki z bagażnika i po małej kłótni udało mi się przekonać Nath’a, że ciągnąć za sobą walizkę nic mi się nie stanie i tak oto każde z nas weszło do budynku z jedną walizką.
-A ty gdzie masz swoje rzeczy ? – zapytałam z ciekawości gdy byliśmy w windzie.
-W plecaku. – powiedział poruszając śmiesznie plecami.
-I ci się wszystko w nim zmieściło ?
-Przecież jechałem do domu, a nie do Hollywood.
-Ale to nie zmienia faktu, że się nie dziwię, że wszystko zmieściło ci się do tego małego plecaka.
-Wcale nie jest mały. – powiedział i winda się zatrzymała, Nathan zaprowadził mnie do drzwi jego mieszkania.
-Same drzwi robią na mnie ogromne wrażenie. – rzuciłam udając napaloną fankę, Nathan złożył na mojej osobie wzrok typu „WHAT ?!” i otworzył na oścież drzwi.

Błysk i nowoczesny wygląd od razu dał mi po oczach, weszłam niepewnie do holu, bojąc się, że kółkami w walizce porysuję płytki. Czyli „mieszkanie” było dwupoziomowe. 



Sama nie wiedziałam gdzie mam patrzeć i na które schody ewentualnie wejść. Nathan ruszył przodem, a że bałam się iż się zgubię, zostawiłam walizki i ruszyłam za nim.

-Tu jest kuchnia. – Nathan wszedł do pomieszczenia. – Nie kupowałem stołu, ani krzeseł gdyż nie były mi potrzebne.

Wchodząc tam przeżyłam chyba większy szok niż na początku. Kuchnio była przejrzysta i przestronna, taka jaką zawsze sobie wyobrażałam w moich marzeniach. Nie byłam zbyt dobrą kucharką, ale zawsze czułam silną więź z tym pomieszczeniem w domu. A ta kuchnia była wyobrażeniem moich najskrytszych marzeń.


-Chodź. Pokarzę ci salon. Spodoba ci się. – Nathan pociągnął mnie za rękę i weszliśmy do pomieszczenia naprzeciwko kuchni.

Salon był miejscem, w którym chciało się zostać, był przyjemny i od razu naszła mnie ochota by usiąść na kanapie. I jeszcze ten fortepian, od razu poczuło się, że w tym "mieszkaniu" mieszka artysta.



-Sam wybierałeś meble do tego mieszkania czy wynająłeś dekoratorów ?
-Był już urządzony, gdy się do niego wprowadziłem, ale i tak pozmieniałem jeszcze parę rzeczy po swojemu.
-Jest śliczny. – zachwycałam się salonem.
-Poczekaj aż zobaczysz swój pokój. – zaśmiał się.
-Już się nie mogę doczekać. Co jest na górze ? - zapytałam.
-Trzy sypialnie każda z własną łazienką.
-Na bogato.
-Wiesz. Jak zwalą ci się do domu tacy jedni to i tak brakuje miejsca.
-Nie wątpię. – byliśmy prawie u szczytu schodów.
-Twoją sypialnię troszkę przerobiłem jak się dowiedziałem, że będziesz ze mną mieszkać, więc jeszcze jej nie widziałem na żywo. – puścił do mnie oko.
-To jak ty to zrobiłeś ?
-Wybrałem meble, kolor ścian i takie tam, ale jestem pewien, że ci się spodoba. Przyjechali fachowcy i urządzili. - weszliśmy na jedne ze schodów.
-A po co ci tyle schodów ?
-Szybciej jest. - uśmiechnął się. - Tutaj jest sypialnia gościnna. Nie twoja. - otworzył szerzej drzwi.



-Śliczna. Ale ktoś tu chyba ostatnio nocował. - spojrzałam na niego, a ten niby od niechcenia poprawił swoją fryzurę, ale ja wiedziałam, że się speszył.
-Nooo. Jay przed wyjazdem zwalił mi się na głowę i nie miałem czasu ogarnąć.
-Zostajesz usprawiedliwiony.
-Chcesz zobaczyć łazienkę ?
-Jeszcze pytasz.

Chłopak uchylił drzwi. Zakochałam się w tym ogromnym oknie, było wspaniałe. 


-Wow. To jest przepiękne. - wydukałam.
-Też jakoś tak lubię tę łazienkę. - zamyślił się. - Chodźmy dalej. - i zamknął drzwi.

Wyszliśmy z sypialni i poszliśmy głębiej w korytarz.

-Tu jest moja sypialnia. Jak chcesz to rzuć okiem.
-Oczywiście, że chcę zobaczyć gdzie śpi słynny Nathan Sykes z The wanted. Może nawet uda mi się ukraść ręcznik z twojej łazienki.
-Zabawna jesteś.
-Każdego dnia o każdej porze doby.

Uchyliłam drzwi i weszłam do środka. Nathan oparł się o futrynę i obserwował mnie.


-Ale duże łóżko. - wypaliłam, gdy je zobaczyłam.
-Jestem dużym chłopcem to i muszę mieć duże łóżko. - zaśmiał się, ale nawet się do niego nie odwróciłam tylko podeszłam do okna.
-Pięknie.
-Też je lubię. -stanął obok mnie..
-Ciekawe co zobaczę w łazience ? – powiedziałam po dłuższej ciszy, w której każdy cieszył oczy widokiem z okna.


-O kurczę. – udało mi się tylko wydusić na widok jaki zobaczyłam, jeszcze chwila i już leżałabym na podłodze z tego szoku.. – Kocham, uwielbiam, ubóstwiam po prostu. 
-Skąd ja wiedziałem, że tak będzie ? – Nathan nagle pojawił się za mną.
-Nath jak moja łazienka mnie nie zadowoli to korzystam z twojej.
-Jeżeli moja osoba nie będzie ci w niej przeszkadzać to nie ma problemu. – uśmiechnął się zadziornie.
-Tobie tylko jedno w głowie.
-Ale o co ty mnie teraz oskarżasz ? – podniósł ręce w geście obrony.
-O nic, kochanie. Prowadź mnie do moich apartamentów.
-Już się robi. Spodoba ci się.

Wyszliśmy z sypialni Sykesa i stanęliśmy centralnie naprzeciwko jego drzwi.

-Niezła miejscówa. – powiedziałam widząc ten zbieg okoliczności.
-Prawda ? Wejdź. – ponaglił mnie, a ja nieświadoma czego mogę się spodziewać uchyliłam drzwi, aż zabrakło mi powietrza w płucach, popchnęłam drzwi i niepewnie weszłam do środka. Od razu poczułam, że to moje miejsce, tylko i wyłącznie moje.
-Mam nadzieję, że dobrze będzie ci się tu uczyło.
-Jeżeli to wszystko mnie nie będzie rozpraszało to to będzie najlepsze miejsce na ziemi. Jest śliczna.


-Wiedziałem, że ci się spodoba. – rzuciłam się na łóżko, a za chwilę rzuciłam się do okna patrząc jakie widoki będę miała na co dzień.
-Jest super świetnie. – posłałam Nathanowi promienny uśmiech.

Te kolory i ta delikatność w zupełności mnie odzwierciedlały. Teraz nie miałam żadnej ochoty stąd wychodzić.

-To nie wszystko. – pokazał na białe drzwi, do których za chwilę podeszłam i otworzyłam tym razem od razu na oścież. Mój uśmiech od razu się poszerzył i pewnie wyglądałam jak jakaś mysz patrząca na duży kawałek sera.
-Wiesz, myślę, że w tej wannie będzie mi się jednak najlepiej uczyło. – odwróciłam się do opartego o framugę Nathana i podeszłam do wanny, dotknęłam mięciutkich ręczników i podeszłam do umywalek.


-Zadowolona ?
-Jeszcze pytasz. – odpowiedziałam zbulwersowana. – Mam własną łazienkę ! Więcej do szczęścia mi nie potrzeba. – uściskałam najmocniej jak mogłam Nathana.
-W takim razie idziemy coś zjeść, bo jestem głodny. Na co masz ochotę ?
-Yy ale ty na serio pytasz ?
-Nie na żarty. No pewnie co chcesz ? – wyjął telefon z kieszeni.
-Chińszczyzna ? – zamrugałam parę razy powiekami.
-Okay. – uśmiechnął się i wyszedł, a ja rzuciłam jeszcze raz okiem na MOJĄ łazienkę i zamykając drzwi wyszłam do sypialni, ponownie rzuciłam się na łóżko, po jakiś 7 minutach Nathan wrócił do mnie z moimi bagażami.
-Skoro to jest MIESZKANIE to ja jestem księżniczką. – powiedziałam podpierając się łokciami.
-W Londynie możesz być kimkolwiek chcesz.
-Witamy w programie „Spełniamy marzenia”. - znowu opadłam na mięciutki materac i zdałam sobie sprawę, że jestem już zmęczona.
-Zmęczona ? – zapytał Nathan siadając na brzeg łóżka.
-Jakbyś czytał mi w myślach, bo o tym pomyślałam.
-Może czytam ?
-W takim razie odczytaj odpowiedź. – chłopak uważnie mi się przyjrzał.
-To jest trudniejsze niż myślałem.
-Haha. – zaśmiałam się. – Jak coś zjem i troszkę odpocznę od tych wrażeń siły mi wrócą.
-W takim razie dzisiaj już nic nie robisz. – chłopak położył się obok mnie zakładając ręce na kark.
-Walizki same się nie rozpakują.
-Można to zrobić jutro. – obydwoje patrzeliśmy na sufit.
-Odwlekanie tego co można zrobić dzisiaj na jutro nie jest najlepszym pomysłem.
-W takim razie mogę ci pomóc.
-Dam sobie radę. Muszę zadzwonić do mamy.
-W takim razie ja idę naszykować kuchnie do naszego obiadu.
-Akurat masz co szykować. – zaśmiałam się z jego pomysłu.
-Cii. To miał być mój pretekst do tego, żebyś została sama. – posłał mi uśmiech i zostawił mnie samą, wyjęłam telefon z kieszeni jeansów i wybrałam numer do mamy, odebrała po drugim sygnale.
-No hej kochanie. Dojechaliście już ?
-No cześć Mamuś. Tak, właśnie zostałam oprowadzona po moim nowym domu.
-I jak wrażenia ?
-Kocham to miejsce. Mam śliczny pokój, zrobię później zdjęcia to ci wyślę. Tu jest fantastycznie.
-Mam nadzieję, że odwiedzisz od czasu do czasu swoich staruszków ? – zaśmiała się.
-Mamo, wcale nie jesteś stara, I tato również. A tak w ogóle to daj mi go do telefonu.
-Nie ma go aktualnie w domu. Pojechał na zakupy.
-Nie pojechałaś z nim ?
-Zostałam w domu i sprzątam.
-Mogłyśmy to zrobić razem wczoraj.
-Przecież dam sobie radę. A co wy tam porabiacie w stolicy ?
-Nathan właśnie szykuje kuchnie do obiadu.
-To leć do niego, bo ci wszystko zje.
-Najpierw trzeba zamówić jedzenie, mamo, żeby jeść. – uśmiechnęłam się.
-Oj dzieci jak wy tam przeżyjecie ?
-Nie bój mama, Nathan potrafi gotować ja też, nie zginiemy. Dzisiaj tylko jesteśmy zmęczeni.
-No właśnie jak podróż ?
-No wiesz, chyba dobrze, ale zasnęłam w trakcie, więc niewiele pamiętam.
-Zawsze podróże cię nużyły.
-Tak, było, jest i będzie.
-To trzymaj się Misia.
-Obiecuję mamo.
-Pa. – rozłączyłam się i zeszłam na dół ocenić ile serca w przygotowania do posiłku włożył mój współlokator.


Hej !
Dzisiejszy rozdział krótszy, ale bardziej wizualny. Jesteśmy już w Londynie, a skoro tu jesteśmy to zaczynamy zabawę.
Czcionka została przeze mnie poprawiona i trochę ją zwiększyłam, jeszcze jakoś na początku zeszłego tygodnia, więc może niektóre z was nie zauważyły różnicy.
Bardzo mi miło, że spodobała się wam fabuła tego opowiadania, chociaż co można powiedzieć po jednym rozdziale ? ;)
Co do prośby Kami to niestety, ale żadna zakładka z bohaterami się nie pojawi. Przykro mi :(
Z okazji świąt chcę Wam złożyć życzenia, bo później nie będzie już okazji. 
Aby te święta były najlepiej wspominanym momentem w tym roku, żeby zjedzone kalorie w Wigilie nie poszły w tyłek, a w cycki, czy gdzie tam chcecie :D Żeby ta cała rodzinna atmosfera trwała i trwała i żeby nie udzieliła się wam gorączka świąteczna. Prezenty pod choinką mają Wam się nie mieścić i żeby chociaż w Święta spadł śnieg. Zdrówka, szczęścia i pomyślności.
Do kolejnej niedzieli 
<3