niedziela, 23 lutego 2014

#10 "To ważny wieczór."

#Kelsey


-Gdzie ty mnie zabierasz ? - już od dłuższej chwili rozmawiałam z Tom'em.
-Zobaczysz. Wpadnę o siódmej, okey ?
-No dobrze, ale przynajmniej mi powiedź czy będziemy dużo chodzić.
-Możesz wziąć najwyższe szpilki jakie masz, a jakiś seksowny ciuszek też może być, ale nie przesadź z tym.
-No dobra. - powiedziałam powoli.
-To do później. Kocham Cię.
-Ja ciebie też.

Rozłączyłam się i założyłam naszyjnik, dopełniając mój dzisiejszy strój. Nie miałam niczego w planach, więc postanowiłam, że wyciągnę Kelsey Ann na jakiś shopping. Poprawiłam usta błyszczykiem po czym schowałam go do torebki. Wyszłam z sypialni i zaczęłam się zastanawiać. Może warto było by się już rozejrzeć za jakąś sukienką na ślub Nareeshy ? Jakby nie patrzeć to chyba za jakieś dwa tygodnie. Kierowałam się w stronę drzwi, gdy usłyszałam dzwonek. Myśląc, że to zniecierpliwiona Kels otworzyłam. Ale to nie była słodka blondynka.

-Cześć. - wszedł jak do siebie.
-Pewnie, czuj się jak u siebie. - pchnęłam drzwi, które zamknęły się z cichym odgłosem.
-Za miesiąc premiera filmu.
-Przecież wiem. Dosyć szybko, ale okey. - założyłam ręce na piersi i przewróciłam oczami.
-Musi się sprzedać, bo jak nie to zostanie po mnie marmolada na jezdni. Musimy go jakoś super promować.
-Fajnie, ale śpieszę się, więc jakbyś mógł to kiedy indziej o tym pogadamy.
-Gram tam główną rolę, do cholery ! To ma się sprzedać, a żeby się sprzedał potrzeba ludzi, którzy pójdą na to do kina. Potrzeba skandalu, żeby ludzie o tym mówili.
-Jaki chcesz wywołać skandal, Andy ? - irytował mnie, po tym wszystkim miał jeszcze czelność tu przychodzić.
-Wszyscy muszą się dowiedzieć, że spaliśmy ze sobą. Twój chłoptaś jest z tej całej kapelki, mają fanów. Będzie wielkie show, zrobi się głośno, a ja nie spadnę na dno.
-Ale ja tak ! Słyszysz co mówisz ?! To co zaszło miało zostać między nami !
-Przychodzę tutaj i ci o tym wszystkim mówię, a ty jeszcze masz do mnie pretensje. Ciesz się, że nie dowiedziałaś się tego po fakcie. Jutro mam wywiad, a nie pozwolę, żeby moja kariera osłabła. - i wyszedł, zostawiając mnie w szoku.

Jak on … Jak on mógł ?! Nie mógł ! Wybiegłam z mieszkania i zbiegłam po schodach. Szukałam wzrokiem jego czerwonego, sportowego samochodu, ale w chwili, w której go zauważyłam on z piskiem opon ruszył, nie dając mi możliwość wypowiedzenia się na ten temat.

-Wracaj tu ! - krzyknęłam, ale i tak wiedziałam, że mnie nie słyszy.
-Kels co się stało ?! - słyszałam szybko dźwięk uderzania obcasów o chodnik. - Kelsey ?
-Kels. - rozpoznałam moją przyjaciółkę. - On o wszystkim jutro powie prasie.

Poczułam gorące łzy, które po chwili poleciały po policzkach.

-Chodźmy do środka. Tu jest za dużo gapiów. - zaprowadziła mnie z powrotem na górę, posadziła na krześle w kuchni i dała szklankę z zimną wodą.
-Wytłumacz mi co się tutaj stało ? - powiedziała po dłuższej chwili bardzo spokojnym głosem.
-On im wszystko powie, wyjawi całą prawdę. Jutro. Tom mnie znienawidzi. - szlochałam nie mogąc zebrać myśli i sklepać zdania.
-Andy tu był ?
-Tak. Powiedział, że jego kariera nie może upaść, więc potrzebuję jakiegoś rozgłosu, żeby zwrócić uwagę na film i … i on im jutro wszystko powie. - łzy znowu poleciały. - Tom się dowie.

Usłyszałam jej głośne westchnienie. Walczyła za pewne z powiedzeniem „A nie mówiłam ?”. Mówiła, żebym mu powiedziała wcześniej, ale myślałam, że nic się nie wyda, że będę szczęśliwa z Tom'em, że będziemy się dalej kochać.

-Musisz mu powiedzieć pierwsza. - odezwała się. - Musisz do niego zadzwonić i powiedzieć, że musicie się spotkać.
-Tom dzisiaj po mnie przyjedzie. Chce mnie gdzieś zabrać. Obstawiam kolację.
-Musisz mu powiedzieć. Może … może to przełknie. - powiedziała niezbyt szczerze.

Teraz z pewnością stracę go na zawsze. Dlaczego ja wtedy to zrobiłam ? Dlaczego poszłam na tę pieprzoną imprezę ? Dlaczego się z nim wtedy przespałam ? Czułam do siebie takie rozgoryczenie i nienawiść, że nie wiem czy dam radę dzisiaj się z nim spotkać. Jak mam stanąć z nim twarzą w twarz, gdy sama nie dorastam mu do pięt. Jestem okropnym człowiekiem, a Tom z pewnością taki nie jest. Opiekuńczy, dobry, wyrozumiały, szczery, tak, ale nienawidzi zdrady. Zgotuję mu teraz piekło, którego tak bardzo nie chcę.

Wszystkie plany jakie teraz miałam z wielkim hałasem opadły na ziemie, spadał jedynie po nich wielki kurz, który z kolei przykrywał szczelnie wszystkie intensywne kolory. Czułam pustkę, czułam strach, czułam nienawiść do Andy'iego. Jak on w ogóle mógł sięgnąć po tak okrutną rzecz ?

-Kels ! - spojrzałam na przyjaciółkę. - Słuchaj mnie uważnie. Musisz mu powiedzieć prawdę i nie ma innej możliwości. Musisz to zrobić dzisiaj. Tylko i wyłącznie dzisiaj. Rozumiesz ?

Pokiwałam pozytywnie głową. Kels dużo mówiła, dużo gestykulowała, zadawała bardzo dużo pytań, ale jej wcale nie słuchałam. Myślami krążyłam wokół naszego dzisiejszego spotkania, które będzie gwoździem do mojej trumny. Bałam się reakcji Tom'a. To może być nasze ostatnie spotkanie, na samą myśl o tym się rozpłakałam. Kels dzielnie znosiła moje wybuchy płaczu, zrobiła ciepłej herbaty, obiad. Nawet sama skompletowała mój strój na wieczór, nie byłam w stanie racjonalnie myśleć, najchętniej ubrałabym się na czarno, a najlepiej by było gdybym nie musiała tam wcale iść.

Przyjaciółka kazała mi wziąć prysznic. Dopiero teraz zdałam sobie, że minął już prawie dzień. Spojrzałam w lustro. Kurczę, widać było oznaki, że płakałam. Weszłam do kabiny prysznicowej i specjalnie puściłam letnią wodę taką, żeby nie dawała miłego, ciepłego uczucia, ale też nie zmroziła mnie na miejscu. Wyszłam i owinęłam się ręcznikiem. Oczy trochę odpoczęły. Nie mogę teraz więcej płakać, bo Tom szybko się zorientuje, że coś jest nie tak. Uśmiech na twarz i jakoś przetrwam ten wieczór.

Wyszłam z łazienki i zgodnie z poleceniem Kelsey Ann poszłam do sypialni, gdzie ta szybko mnie umalowała i zrobiła fryzurę. Na koniec ubrałam się i spryskałam perfumami. Niepewnie na nią spojrzałam.

-I jak ? - uśmiech.
-Jakby się nic nie stało. - uśmiechnęła się.
-I tak ma zostać.
-Mam tu zostać i czekać na ciebie ?
-Mogłabyś ?
-Oczywiście.
-To zostań, proszę.
-Nie ma sprawy.
-Jak nie wrócę do północy to zgłoś to na policję.
-Nie wymyślaj.
-Tom się wścieknie.
-To nie znaczy, że ma cię utopić w rzece.
-O tym nie pomyślałam.
-O. Nic nie mówiłam. - zmieszała się i wyjrzała przez okno. - Tom jest !
-Co mam zrobić ?
-Zejść do niego na dół.
-Teraz ? - zwątpiłam.
-Tak. Teraz. W tym momencie. Pamiętaj o uśmiechu ! - krzyknęła.

Uff. Najgorzej jest stanąć twarzą w twarz z prawdą. Będzie ciężko, ale naważyłam sobie piwa, więc musiałam je teraz wypić. Schodziłam po tych schodach na chwiejnych nogach, a buty mi w tym bezpiecznym zejściu nie pomagały.

-O ! Hej ! - pojawił się nagle przede mną.
-Cześć Tom ! - buziak.
-Szedłem właśnie do ciebie.
-A ja już tutaj. - uśmiech.
-W takim razie zapraszam do mojego rydwanu.

Dziwne było to, że miał na sobie marynarkę i wyglądał raczej jakby szedł na jakąś ważną uroczystość, zaczęła zastanawiać się czy przypadkiem nie mamy dzisiaj jakiejś rocznicy, czy czegoś w tym stylu. Ale nic takiego nie przyszło mi do głowy. Wsiadłam do jego samochodu, podejrzanie się uśmiechnął i zamknął drzwi.

-Gdzie my w ogóle jedziemy ? - zapytałam zapinając pasy.
-Zobaczysz.
-Tom, proszę cię. Masz marynarkę, a ja nie wiem czy wyglądam odpowiednio.
-Wyglądasz idealnie kochanie.
-Ale ja nadal nie wiem, gdzie jedziemy.
-Ale ty niecierpliwa jesteś. Dojedziemy to zobaczysz.
-Uparty osioł.
-Wypraszam sobie. - zaśmiał się, a ja za nim.

To całe udawanie szło mi całkiem dobrze. Jeszcze tylko trochę i będę musiała mu powiedzieć. Tak bardzo się tym denerwowałam. W końcu nie codziennie mówię mu, że go zdradziłam z kolegą z planu i to jeszcze na paręnaście dni przed ślubem naszych przyjaciół, a na miesiąc przed wyjazdem do Stanów. No właśnie, wyjazd. Jak on to wszystko zniesie ? Na szczęście nie mają teraz żadnych koncertów. Czasami zaglądają do studia coś tam zagrać, nagrać, ale na szczęście nie mają żadnych wywiadów.

-Co tak cicho siedzisz ?
-Zastanawiam się czy mam zgłosić swoje zaginięcie na policję. - to było pół żartem, pół serio.
-Kochanie, o co ty mnie osądzasz ?
-No nie wiem. Nie chcesz mi powiedzieć gdzie mnie wieziesz ani nic. Boję się o siebie.
-Już niedaleko.

Po paru minutach Tom zatrzymał się przed dosyć luksusową restauracją.

-Nie no. Faktycznie wyglądam idealnie, żeby tam wejść. - powiedziałam, gdy zgasił silnik.
-Dla mnie wyglądasz idealnie, a obsługa może się pocałować w nos. - dał mi soczystego buziaka i wyszedł.

Odpięłam pasy, wzięłam torebkę, a Tom otworzył mi drzwi, wysiadłam. Oddychaj Kelsey. Widząc tę restaurację już bałam się jaką szopkę tu dzisiaj odwalę. Nikt z tamtejszej załogi nie będzie zadowolony.

-Gotowa ? - złapał mnie w talii.
-Tak. - szeroki uśmiech.

Weszliśmy do restauracji, gdzie Tom podał swoją rezerwacje i zostaliśmy zaprowadzeni do odpowiedniego stolika. Chłopak odsunął mi krzesło po czym sam usiadł naprzeciwko mnie. Nie podobało mi się to. Dawno nie wyszliśmy do takiej restauracji. Może to tylko nasz kolejny taki wypad ? Odsunęłam od siebie inne myśli, które teraz mnie dopadły i zaczęłam sobie wmawiać, że to tylko kolejny wieczór w restauracji, a ta marynarka to tylko z tego powodu, że Tom chciał ładnie wyglądać.

-Co zamawiasz ? - zapytał Tom, a ja zdałam sobie sprawę, że od dłuższej chwili przyglądam się menu, a i tak go nawet nie przeczytałam, rzuciłam jakąś nazwę dania, na którą akurat spojrzałam, jakieś mięso.
-Nie wiedziałem, że lubisz jagnięcinę. - powiedział po oddaniu zamówienia.

Ja też nie. - pomyślałam.

-No widzisz, czyli jednak potrafię cię zaskoczyć. - kolejny uśmiech, aż mnie już policzki bolały.
-Potrafisz. - przyglądał mi się.
-Brudna jestem czy coś ?
-Nie. - odpowiedział szybko.
-To dlaczego mi się tak przyglądasz ?
-Próbuję zapamiętać tę chwilę.
-Dlaczego akurat tę ?
-Bo to ważny wieczór.

Nie wątpię.

-Tak myślałem, żebyśmy może wyjechali gdzieś.
-Kiedy ? - CO ?!
-Po ślubie Siveeshy. Wiesz oni na miesiąc miodowy, a my na jakieś ciepłe wyspy.
-Oj. No nie wiem. Dzisiaj nie jestem do myślenia.
-Coś się stało ?
-Jest coś co muszę zrobić. Myślałam nad tym cały dzień i pewnie dlatego.
-A co to jest ? Coś ważne ?

W tym momencie przerwał nam kelner przynosząc nasze picie.

-Kucharz bardzo przeprasza, ale nie mamy jagnięciny aktualnie, więc czy mogłaby Pani wybrać coś innego ?
-To może to samo co mój chłopak.
-Dobrze, w takim razie proszę jeszcze chwilę poczekać. I jeszcze raz bardzo przepraszamy.
-Nic nie szkodzi.

I odszedł.

-Wiesz w ogóle co zamówiłem ?
-Makaron, tak ?
-Powinnaś go zjeść.
-Najwyżej oddam Tobie. - znowu się uśmiechnęłam.

Rozmawialiśmy do czasu kiedy kelner nie przyniósł nam naszych posiłków. Wtedy zajęliśmy się nimi. Jedliśmy w ciszy, ale czasami przerywaliśmy ją na drobne rozmowy. Coraz bardziej się stresowałam. Nie mogłam już tego dłużej ociągać. Po posiłku kelner zabrał nasze talerze.

-Kelsey ? -Tom odsunął krzesło do tyłu.
-Tom ! Proszę cię nie idź nigdzie. - gdyby teraz mi zniknął w toalecie nie wiem czy później byłabym mu w stanie to powiedzieć. - Muszę ci powiedzieć coś bardzo ważnego.
-Słucham. - wsunął się i lekko jakby zawiedziony czekał.
-To co powiem nie jest dla mnie łatwe. Zachowałam się jak gówniara, nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Ale bardzo cię proszę o wysłuchanie i o w miarę spokojną reakcję. O mój Boże ! - odetchnęłam głęboko. - Nie wiem dlaczego to zrobiłam, co mną kierowało. Kocham cię. Ale postąpiłam bardzo źle. Sama czuję do siebie niesmak. Wiem, że nie będzie teraz między nami tak jak zawsze, jak dotychczas, ale nie skreślaj mnie proszę.
-Kels o co do cholery chodzi ?
-Tom. - zamknęłam oczy, teraz albo nigdy, Kels. - Zdradziłam cię. - powiedziałam cicho i otworzyłam oczy.

Tom wyglądał jakby dostał cegłą w twarz. Totalnie oszołomiony. Załamany, oszukany, ale nie wściekły. Przynajmniej tyle.

-Co ? - zapytał cicho.
-To się tak szybko działo. To było po naszych ostatnich scenach w filmie. Była impreza i wypiłam za dużo alkoholu. Tak bardzo się za to nienawidzę.
-Ty chyba sobie żartujesz ?
-Co ? Tom, nie. Chciałabym, ale wtedy wymyśliłabym inny kawał.
-Musimy stąd szybko wyjść.

Tom zawołał kelnera i poprosił o rachunek. Później szybko opuściliśmy restauracje. Teraz Tom był wściekły. Bałam się, że tak właśnie będzie.

-Tom ?
-Zamknij się ! - wrzasnął mi prosto w twarz, łzy automatycznie poleciały. - Jak mogłaś ? - on sam był u kresu wytrzymania, miotał się, nie wiedział czy płakać, czy krzyczeć, dużo chodził. - Z jakimś aktorzyną, z ludźmi którym zaufałem, bo wiedziałem, że należą do obsady. Przecież nie można przespać się z dziewczyną, która jest zajęta ! Jak mogłaś pozwolić na to, żeby ktoś się do ciebie tak blisko zbliżył ?
-Tom, byłam pijana. Nie wiedziałam co robię, ale źle się z tym czuję.
-I dobrze ! Powinnaś się z tym źle czuć. Skreśliłaś nas ! Całą naszą przyszłość ! - krzyczał.
-Tom proszę cię. Nie mów tak, proszę.
-Ale taka jest prawda ! Tak samo jak to, że przelizałaś się z jakimś obcym facetem. Jak tak można ? - skrzywił się. - Brzydzę się Tobą !
-Tom ? - błagałam go o to, żeby na mnie spojrzał, otarłam łzy.
-Nie. - kiwał głową. - Mogę dać ci pieniądze na taksówkę, jeżeli ich nie masz, ale od dzisiaj nie chcę cię znać, nigdy więcej widzieć. Nie. - wyjął portfel.
-Schowaj to. - pociągnęłam nosem.

Szybko wsiadł do samochodu i ruszył z piskiem opon. Widziałam tylko jak szybko się oddalał. Obraz po chwili rozmazały obraz przez łzy, które ciągle spływały mi po twarzy. Wyjęłam telefon z torebki.

-Kels ? On mnie nienawidzi. - wyszlochałam.


#Tom


Jak ona mogła ?! Jak mogła przespać się z jakimś typem ? Przecież byliśmy razem. Kochałem ją, dawałem jej wszystkiego co tylko chciała. Gdy było to możliwe zabierałem ją na koncerty, zwiedzaliśmy razem świat. Co miał tamten koleś czego nie miałem ja ?! Wcisnąłem pedał gazu. Jechałem przed siebie nie wiedząc co mam ze sobą zrobić. Po chwili zatrzymałem się. Położyłem głowę na kierownicę. Wyjąłem pudełko, które miałem w wewnętrznej kieszeni marynarki. Otworzyłem je podziwiając pierścionek. Z pewnością by się jej spodobał, zawsze o takim marzyła. Był jedyny w swoim rodzaju, jak ona. Czekałem na niego dwa miesiące, a teraz, gdy miałem się jej oświadczyć, dowiedziałem się o niej takiej obrzydliwej prawdy.

Jak mogła mnie tak skrzywdzić. Co jej złego zrobiłem. Rzuciłem pudełeczko na fotel obok i ponownie położyłem głowę na kierownicy czując wzbierające łzy. Myślałem, że wszystkie upadki już przeszliśmy, mieliśmy za nami. Byłem w błędzie, tak samo w stosunku do niej. Nie sądziłem, że Kelsey jest w stanie zrobić mi takie świństwo. To miał być piękny wieczór, wspaniała noc, świetlana przyszłość, ślub, dzieci. Wszystko szlak trafił.

Dlaczego ją tak cholernie kocham ? Niech to uczucie zniknie. Nie mogę żyć z osobą, która mnie zdradziła. Dlaczego to do cholery dzieję się naprawdę ? Otarłem łzy i wróciłem do miasta. Zatrzymałem się przed sklepem i kupiłem parę butelek dobrego alkoholu, po czym wróciłem do domu, wyłączyłem telefon, zdjąłem tą głupią marynarkę i wyjąłem szkło. Tylko w ten sposób mogłem sobie teraz pomóc, tylko tak zapomnę o tym co mi zrobiła.


Hej !
Przepraszam, przepraszam, przepraszam. Że nie dodałam rozdziału tydzień temu, aczkolwiek napisanie tego ciężkiego dla mnie tekstu było mission impossible. I nie robię sobie jaj w tym momencie. Ciężko było, ale mam to już za sobą.
I jak ? Wybaczycie ? 
Tak ! Mam teraz ferie, jeszcze tydzień i bardzo się tym cieszę, bo rzadko spotyka się wiosnę w lutym, ale z drugiej strony nie mam się co cieszyć, bo mam nieprzejezdną ulicę, a za oknami dziwne maszyny drogowe, więc od rana do około 15 jestem uziemiona w domu, bo nie da się przejść, ale bardziej zabawną rzeczą jest fakt, że mieszkam na samym końcu ten ślepej uliczki. Zajebiście (:
No to chyba wszystko, najwyżej o czymś zapomniałam, ale się do tego przyzwyczaiłam, że dużo rzeczy zapominam. 
Miłej niedzieli, ruszcie swoje zgrabne tyłeczki na to piękne Słońce. U mnie jest tak zajebiście ciepło, że nie potrzebuję żadnej kurtki ^^
Paaaaa <3

niedziela, 9 lutego 2014

#9 "Bądź mężczyzną."

#Agnes


Czekały mnie jeszcze dwie godziny angielskiego i mogłam w końcu wrócić do domu, gdzie Nathan czekał na mnie z pysznym obiadkiem. Na szczęście dzisiaj mamy piątek i na weekend nareszcie zobaczę rodziców. Wykłócanie się z Nathanem o tym, że dam sobie radę w pociągu zajęło mi więcej czasu niż sądziłam, ale ostatecznie chłopak odprowadzi mnie do stacji, a rodzice mnie z niej odbiorą. Byłam taka podekscytowana tym, że po miesiącu zobaczę w końcu rodziców w realu, że ledwo udawało mi się skupić moją uwagę na zajęciach, które nie były najgorsze.

Poziom szkoły był wysoki, a nauczyciele wiele od nas wymagali, ale właśnie po to tu przyszłam, żeby skupić się na czymś przydatnym, a nie zastanawiać się ile zostało mi czasu i oswajaniu rodziców z myślą, że pewnego dnia mnie zabraknie. Nie rozumiałam tego, że ludzie z mojego otoczenia nie przyjmowali do podświadomości mojej nieuniknionej śmierci w przyszłości, która wcale nie była odległa.

Aktualnie jestem w idealnym miejscu, czuję, że właśnie tutaj należę. Nathan marudzi, że za bardzo się wczuwam, że za dużo czasu spędzam w książkach, że widzi mnie wtedy kiedy już śpię, ale i to da się przecież jakoś przeżyć. On też ma własne życie i powinien o tym pamiętać, przecież go uprzedzałam, mówiłam, że nie chcę mu się zwalać na głowę. Sam jest sobie winny.

Wpakowałam ciężkie książki do mojej szafki i wyjęłam zeszyt do angielskiego i podręcznik, zatrzasnęłam szafkę.

-Cześć. - wystraszyłam się widząc GO nonszalancko opartego o szafki.
-Hej. Wystraszyłeś mnie. - przycisnęłam książki do piersi i posłałam mu uśmiech.
-Przepraszam. Nie tak miało wyjść. - spojrzał na mnie tym swoim figlarnym wzrokiem. - I jak ci się tutaj podoba ?
-Jeszcze nie podpadłam dyrektorowi. - ruszyliśmy przed siebie.
-To się zmieni.
-Dlaczego jesteś tego tak pewny ?
-Bo kręcisz się niedaleko mnie.
-Ty się wokół mnie kręcisz. - sprostowałam. - Ja nie straszę ludzi opierając się o szafki obok.
-W każdym bądź razie jeszcze mu podpadniesz. - spojrzałam na niego, a ten szybko odpowiedział mi spojrzeniem.
-Skoro mam mu podpaść w twojej obecności to przynajmniej zdradź mi swoje imię.
-Widzimy się dopiero drugi raz, a ty już chcesz wyciągnąć ode mnie takie rzeczy ?
-Chyba mogę zapytać cię o imię ?
-Wiedziałabyś o mnie za dużo. - zatrzymał się i stanął naprzeciwko mnie. - Miłej lekcji angielskiego. - puścił mi perskie oko i zakładając okulary odszedł, patrzyłam na niego póki ten nie zniknął zza zakrętem, spojrzałam na lewo, moja klasa.

Z szerokim uśmiechem na twarzy weszłam do sali i zajęłam miejsce na końcu. Po chwili do klasy wszedł nasz nauczyciel i zaczęła się lekcja.

Schowałam książki, a do torebki wrzuciłam parę zeszytów, zatrzasnęłam szafkę i idąc w stronę wyjścia wyjęłam telefon wybierając numer do Nathana. Wychodząc „na czuja” ze szkoły przyłożyłam telefon do ucha. Na parkingu zobaczyłam machającego w moją stronę Nathana w okularach i czapce, a do tego w kapturze na głowie, nagle schwytał się za udo, pewnie poczuł wibracje, więc rozłączyłam się i szybko do niego podeszłam.

-Nie boisz się zdemaskowania przez swoje fanki ? - dałam mu buziaka w policzek. - Z resztą jakby się dowiedzieli, że cię znam to miałabym przekichane w szkole.
-Wstydzisz się mnie ? - zapytał otwierając mi drzwi.
-Wcale, ale mógłbyś być bardziej dyskretny. - zatrzasnął drzwi, a po chwili usiadł po stronie kierowcy.
-Postaram się, a teraz jedziemy na obiad, bo nam stygnie w piekarniku.
-A co zrobiłeś ?
-Mięso z warzywami. Chyba ci posmakuje.
-Chyba ?
-No wiesz. Kiedyś miałaś inne upodobania kulinarne, więc nie wiem czy moja teraźniejsza kuchnia ci posmakuje. - spojrzał na mnie i zdjął okulary.
-Najwyżej zjesz to wszystko sam.
-No dzięki. Ja się naprodukowałem, napociłem, na wyklinałem, nabiegałem, a ty olewasz moje poświęcenie.
-Wcale nie. - szybko zaprzeczyłam. - Po prostu nie wiem czego mam się spodziewać.
-Kulinarnej orgii w ustach.
-Nathan ! - roześmiałam się.
-No co ? Mówię jak jest. - spojrzał na mnie szeroko uśmiechnięty.
-Ty lepiej prowadź samochód, bo to wychodzi Tobie najlepiej.
-Do dzisiejszego dnia byłem przekonany, że najlepiej wychodzi mi śpiewanie.
-Na tym w końcu zarabiasz. Musisz prezentować sobą jakąś jakość.
-Jakąś ?
-Nie łap za słówka.
-Mówisz to co myślisz i to bardzo dobrze, ale w tym momencie poczułem się urażony.
-No nie fochaj jak baba jakaś. Bądź mężczyzną.
-Może jeszcze z jajami ?
-No innych nie ma. - roześmiałam się, a i on po chwili do mnie dołączył.

-No i proszę. Jesteśmy już na miejscu. - Nathan wyłączył silnik, a ja wysiadłam i po chwili razem staliśmy w windzie odliczając piętra. - Głodna jesteś ?
-Jeszcze pytasz. Potwornie.
-Czyli najpierw obiad, a później pakowanie ?
-Później prysznic, bo spakowałam się już wczoraj.
-Ale chyba nie wzięłaś walizki ubrań ?
-Po co mi ? Jadę tylko na dwa dni. Większa torba wystarczy.
-Wiesz wolałem się upewnić. - spojrzał na mnie, a ja nalałam sobie soku i popiłam tabletki. - A tak w zasadzie to jak w szkole ?
-A dobrze. - uśmiechnęłam się widząc już gotowe naczynia na stole, pozostało mi tylko wygodnie usiąść na krześle i poczekać aż podadzą do stołu.
-To smacznego. - powiedział, a ja zaczęłam jeść. - I jak ? - zapytał po chwili, ale, że miałam pełną buzię to tylko wystawiłam kciuka w górę.
-Pyszne to jest. Przepraszam za to, że w ciebie zwątpiłam. - powiedziałam przełykając zawartość ust.
-Przeprosiny przyjęte. - uśmiechnął się i również zaczął jeść.

Po posiłku zjadłam kolejną porcję tabletek i szybko pobiegłam do siebie wziąć szybki prysznic, po którym zmieniłam strój, a tamten wrzuciłam do kosza na brudne rzeczy. Dopakowałam potrzebne rzeczy do torby i rzuciłam okiem na pokój. Musiałam się z nim pożegnać, ale to kwestia paru dni, wyszłam zamykając drzwi i zeszłam na dół. Słyszałam, że Nathan grał jakąś melodię na fortepianie, więc weszłam do salonu i oparta o framugę słuchałam. Nieświadomy mojej obecności chłopak nie przerywał gry. Dopiero gdy skończył ujawniłam się.

-Pięknie. - odwrócił się zaskoczony.
-Długo tu stoisz ?
-Wystarczająco by uświadomić sobie z kim mieszkam pod jednym dachem.
-Jedźmy już, bo się spóźnisz.
-Dlaczego zawsze peszysz się, gdy grasz coś i pojawiam się ja ? Nigdy nie zagrałeś niczego na moją prośbę.
-Chodźmy.

I tyle sobie pogadałam. Weszliśmy do nathanowskiego autka i pojechaliśmy na stację. W międzyczasie Nathan oczywiście pytał, czy, aby na pewno chcę wracać, ależ on był nieustępliwy. Musiałam mu raz jeszcze wyjaśniać, że tęsknię za rodzicami, których już dawno nie widziałam, a nie jestem jakąś niedojdą, żebym nie dała sobie rady w pociągu, tym bardziej, że on mnie odprowadzi, a rodzice po mnie przyjadą. Dopiero, gdy dwa razy mu dogadałam ustąpił, ale mogło to też być powodem, że dojechaliśmy już na stację. Za 15 minut miał przyjechać mój pociąg, a ja już czekałam na niego z Nathanem u boku.

-Spakowałaś wszystko ? - zapytał.
-Tak.
-A wzięłaś tabletki ?
-Tak.
-A wyprać twoje rzeczy ?
-Jeżeli będziesz robił pranie to było by miło.
-Zadzwoń do mnie jakby ci się nudziło w pociągu, albo cokolwiek.
-Dobrze.
-Jak dojedziesz to też zadzwoń.
-Okey.
-Pozdrów rodziców.
-Nie ma sprawy.
-Na pewno wszystko wzięłaś ?
-Na pewno.
-Gdybyś czegoś zapomniała to daj znać to ci przywiozę.
-Nie przesadzaj. Jadę na dwa dni, wyluzuj i nie zachowuj się jak zaniepokojony rodzic.
-Martwię się, czy to źle ?
-Nie. Chociaż ja bardziej martwię się o ciebie niż o siebie.
-O mnie ?
-No tak. Jak ty sobie poradzisz w tym wielkim mieszkaniu.
-Sam sobie takie wybrałem i kupiłem, więc raczej dam sobie radę. Chyba twój pociąg się zbliża.

Faktycznie. Pociąg zaczął zwalniać, by po chwili całkowicie się zatrzymać. Otworzyły się drzwi i wysiedli pasażerowie.

-Dzwoń. - powiedział Nathan i mocno mnie przytulił kołysząc.
-To pa. - spojrzałam ostatni raz w jego zielone tęczówki i weszłam do pociągu.

Weszłam, a po krótkiej chwili drzwi się zamknęły, spojrzałam na stojącego Nathana, lecz za niedługo, gdy pociąg ruszył, straciłam go z oczu. Poszłam znaleźć sobie jakieś miejsce i założyłam słuchawki, wyjęłam książkę i odizolowałam się od świata. Po jakiś 30 minutach konduktor przyszedł skasować bilet, ale później miałam już święty spokój. No oprócz jednej rzeczy.

-Nathan. W pociągu jestem.
-Miałaś zadzwonić.
-No, ale jeszcze nie dojechałam.
-Ale miałaś zadzwonić.
-Nie miałam czasu.
-Coś się stało ? - przejął się.
-Nie. Po prostu cieszę się wolną chwilą i czytam.
-A ja się tu martwię i siwieję.
-Niepotrzebnie, tato. - zaśmiałam się.
-Nie śmiej się. - sam zaczął się śmiać. - Ja po prostu się martwię. Obiecałem twoim rodzicom, że się Tobą zajmę, więc to chyba normalne, że się martwię, prawda ?
-Zostajesz rozgrzeszony.
-A kiedy dojedziesz ?
-Za jakieś 20 minut.
-To okey.
-Już wszystko ?
-Nooo niby tak.
-Ale ja jestem cała i zdrowa. Nikt mnie nie zaczepiał. Czytam sobie grzecznie książkę i słucham muzyki.
-No dobra, już dobra. Jakbyś chciała to byś się rozłączyła.
-Ale za chwilę byś zadzwonił, a w najgorszym wypadku zacząłbyś wydzwaniać do moich rodziców.
-No tak. Racja. To pa, ale jak dojedziesz to zadzwoń.
-Obiecuję. Pa.

Ach ten Nath. Wróciłam do czytania i po ponad 20 minutach zbierałam się do wyjścia, by po chwili uśmiechnąć się na widok rodziców.

-Mama ! - podbiegłam do niej.
-Ag. - mocno mnie do siebie przytuliła.
-Stęskniłam się za Wami. - przytuliłam się do taty.
-My za Tobą też Myszko. - podniósł mnie.
-Jestem ciężka. - odeszłam od nich na krok ciesząc oczy tym widokiem.
-Jedźmy do domu. Za dużo tu ludzi. - powiedziała mama i ruszyliśmy w stronę samochodu, z którego zadzwoniłam do mojego współlokatora. - Jestem już w samochodzie z rodzicami.
-Kamień z serca. - usłyszałam głośne westchnienie ulgi. - Pozdrowiłaś ich ode mnie ?
-Macie pozdrowienia od Nathana. - rzuciłam do nich.
-Dziękuję. - zaśmiał się.
-Nie ma za co ? Co porabiasz ?
-A siedzę i … siedzę.
-Myślałam, że gdzieś wyjdziesz, albo zorganizujesz jakąś imprezę.
-Nie tym razem. - zaśmiał się.
-To wyjdź gdzieś. Nie siedź sam.
-Może zadzwonię po Jay'a.
-Dobry pomysł.
-To dzwonię.
-To miłego wieczoru.
-Nawzajem.

Schowałam telefon do torebki.

-I jak podoba ci się w Londynie ? - zapytał tato patrząc we wsteczne lusterko.
-Jest świetnie. Tam jest tyle kultur, tylu ludzi, tyle języków. Jest wspaniale. Szkoła też jest bardzo sympatyczna. Nie narzekam na brak zajęć. Poznałam przyjaciół Nathana i od razu nawiązaliśmy nić porozumienia.

I tak minęła mi cała podróż do domu i prawie cały wieczór. Nareszcie w gronie najbliższych. Jutro miałam zobaczyć się z Jess i Karen. Byłam w domu i to cieszyło mnie najbardziej.


Hej !
Proszę bardzo chciałyście wiedzieć co u Ag i Nathana. Agnes wraca do domu, a Nathan się o nią niepokoi ^^
Co do perspektyw pisania to będę pisała w perspektywach bohaterów, a zaznaczę, że tutaj bohaterami są wszyscy, niekoniecznie tylko Ag i Nath, więc ... szykujcie się na kolejne perspektywy. Co nie oznacza, że wątek Ag i Nathana zostanie tak zostawiony, do nich też mam przypisaną historię, tak jak do każdego z innych członków wesołej ekipy, tych co są i tych co się pojawią ;]
Myślę, że ten rozdział nic nie wniósł do opowiadania, no może jeden fragment :P Ale wasza prośba jest dla mnie rozkazem :*
A tak z innej beczki, to większość z Was pewnie już po feriach, a ja jeszcze przed. Jaki ten świat niesprawiedliwy ;D
Do następnej niedzieli.
<3

niedziela, 2 lutego 2014

#8 "Przecież ja mam dziewczynę Caroline."

#Caroline


Tak jak każdego „pięknego” poranka z głębokiego snu, w którym właśnie miałam pocałować Ian'a Somerhalder'a, wybudził mnie mój „ukochany” budzik. Obudziłam się z głośnym westchnieniem niezrozumienia dla całego świata. Jeszcze leżąc w łóżku na wpół okryta lekką kołderką wyjrzałam przez okno. Widziałam błękitne niebo bez żadnej chmurki. Z poprawionym humorem przeciągnęłam się leniwie i długo, a dopiero po tym wstałam z łóżka rzucając niedbale okrycie. Jeszcze raz przeciągnęłam się i ruszyłam do beżowych drzwi naprzeciwko. W łazience wzięłam chłodny prysznic tak jak zawsze i odświeżona ponownie wróciłam do sypialni, z której z kolei weszłam do mojego królestwa, do mojego nieba na ziemi, a konkretnie mojej ukochanej garderoby z dosyć okazałą kolekcją ubrań i butów w środku. Spojrzałam na wieszaki z sukienkami, ale stwierdziłam, że nie ma dzisiaj jakiegoś wielkiego dnia na sukienkę, więc podeszłam do wieszaków ze spodenkami. Przeszłam obok nich dotykając każdej pary opuszkami palców, po czym wybrałam jedne. Następnie przeszłam do wieszaków z czymś na górę i dobrałam jedną pasującą do spodenek bluzeczkę. Sięgnęłam jeszcze do komody z bielizną i ubrałam prawie gotowy strój na dziś. Dobrałam jeszcze buty i dodatki i wyszłam z mojego królestwa. Upięłam włosy w „leniwego” koka i nałożyłam makijaż. Pociągnęłam usta intensywną szminką i weszłam do kuchni. Włożyłam chleb do tostera i wyjęłam dżem z lodówki. Nalałam pomarańczowego soku do szklanki i czekałam na chleb, który po chwili zjadłam z truskawkowym dżemem. Wróciłam jeszcze do garderoby po torebkę i pakując do niej najpotrzebniejsze rzeczy wyszłam z mieszkania. Wchodząc do podziemnego garażu widać było dużo pustych miejsc, a taki widok widziałam jedynie rano, gdy jechałam do pracy, bo zawsze był problem ze znalezieniem wolnego miejsca popołudniu i wieczorem. Wsiadłam do mojego czarnego Jeepa i gdy tylko odpaliłam silnik poczułam tę wyższość jaką zawsze czuję w tym gigancie. Włączyłam jeszcze radio i królowa wyjechała na ulicę. Zaśmiałam się z własnych myśli i włączyłam się do ruchu. Mimo tego, że godziny pracy zazwyczaj zaczynają się wcześniej, a większość ludzi już zawzięcie wypełniała swoje obowiązki, ja dopiero zmierzałam do swojego stanowiska pracy. Spojrzałam na zegarek. Byłam już spóźniona 7 minut, ale kiedy ja nie byłam spóźniona ?

Po chwili zobaczyłam duży budynek, który był moim celem. Znalazłam miejsce na parkingu i zadowolona wysiadłam z mojej bestii. Gdy usłyszałam wesoły dźwięk zamykanych drzwi, dziarsko ruszyłam przed siebie. Szklane, obrotowe drzwi jak zwykle jakby się cieszyły na mój widok, ale ja sama dzisiaj promieniałam wesołym humorem. Weszłam na parter i witałam się z wszystkimi po drodze. Weszłam do windy i ruszyłam na piąte piętro. Tam dzisiaj miałam zająć się modelkami. W windzie było jeszcze parę osób, ale olałam je i weszłam na Twittera, po czym szybko wystukałam.

„Taka piękna pogoda może częściej odwiedzać nasz zanieczyszczony Londyn ;)”

Wyszłam z aplikacji i wyszłam z windy. Długi korytarz jakby się nie kończył, ale weszłam do odpowiedniego pomieszczenia, w którym już większość dekoracji była gotowa.

-Kobieto ja do ciebie nie mam nerwów ! - usłyszałam po swojej lewej stronie.
-Witaj Joe. - przywitałam się z moim szefem.
-Powiedź mi jaki cud musi się wydarzyć, żebyś ty chodź raz przyszła punktualnie do pracy ?! - pienił się jak zazwyczaj.
-A to akurat jest łatwe. - powiedziałam szykując sobie kawę.
-No to mi wytłumacz. - podszedł do mnie jak tylko się oddaliłam.
-No wiesz. Wystarczy, że zacznę pracę o 12, to w zupełności mi wystarczy. - wsypałam łyżeczkę cukru.
-I tak zaczynasz już późno. 10 to dla ciebie za wcześnie ?
-Och Joe. Nie pień się tak, bo całkowicie wysiwiejesz, a teraz wybacz, ale muszę iść do pracy, bo mój szef będzie nie zadowolony. - po czym poklepałam go po ramieniu i poszłam do mojego pokoiku.
-Cześć dziewczyny. - przywitałam się z nimi. - Są moje folie ? - zapytałam naszej makijażystki.
-Wiesz co, jeszcze nikt ich nie przywiózł. - spojrzała na mnie.
-Jak to ? One powinny tu stać jeszcze zanim przyjadę, a to chyba jest możliwe, bo zawsze się spóźniam. - wściekłam się.
-Ja to wiem, ale najwidoczniej nie wszyscy. - wróciła do swojej pracy, a ja wykonałam parę szybkich telefonów.

Dowiedziałam się, że moje folie są w pralni, więc szybko wskoczyłam do windy i zjechałam do naszej pralni. Od razu opieprzyłam całą załogę z piwnicy i zabrałam to co moje. Sprawdziłam czy aby na pewno wszystko było w środku co powinno być i lekko poddenerwowana pojechałam na górę. Ponownie, gdy wchodziłam do pokoju usłyszałam krzyk mojego szefa, tym razem z prawej strony.

-Dlaczego modelki nie są jeszcze gotowe ?! Fotograf już się niepokoi !
-Może dlatego, że te przygłupy z pralni się tak ociągały i dopiero dostałam ubrania. - ciągnęłam za sobą wieszak z foliami.
-Ale to leży w twoim interesie, żeby dbać o to, żeby one tu już były ! - szedł za mną krzycząc.
-Ale ich nie było, a teraz nie zawracaj mi dupy, bo się śpieszę.
-Szkoda, że dopiero teraz. - pominęłam tę „cenną” uwagę i przeszłam obojętnie.

Miałam robotę do wykonania, więc nikt mi jej nie zepsuje. A tym bardziej mojego cudownego humoru. Pomogłam modelkom się ubrać i poprawiłam jeszcze to tu i tam. Gdy tak patrzyłam na nie pozujące w moich stylizacjach od razu serducho rosło. Niespodziewanie dostałam telefon. Nick.

-No siema fryzjer !
-Cześć Car. Ładna pogoda, co ?
-No tak. Żyć nie umierać.
-Dokładnie. - zaśmiał się.
-I dzwonisz do mnie tylko po to, żeby powiedzieć mi, że mamy śliczną pogodę jakbym nie miała okna w domu ? - zaśmiałam się.
-Nie. - szybko zaprzeczył. - A dzwonię, bo wieczorem robimy wypad do baru. Wpadniesz ?
-No pytanie. Pewnie, że będę. Wyślij mi tylko namiary na lokal, a z pewnością się pojawię.
-To podam ci błędną godzinę to może się nie spóźnisz.
-Taaa. Mam zabawnego kolegę.
-Nie no rozumiem. - przeciągał sylaby rozbawiony. - Ty się zawsze spóźniasz, bo musisz się przecież ślicznie ubrać.
-Jak ty mnie dobrze rozumiesz.
-Jako jedyny. - znowu jego radosny śmiech.
-Forever.
-Caroline ! - usłyszałam krzyk mojego szefa.
-Okey to do zobaczenia wieczorem. - pożegnałam się.
-To do zobaczenia.
-O co chodzi Joe ? Przecież wszystko jest tak jak być powinno. - zwróciłam się do szefa.
-Niekoniecznie. - stanął naprzeciwko mnie. - Coraz mniej podoba mi się twoje podejście do pracy. To nie jest jakiś jarmark, a ty nie jesteś przekupką, więc zachowuj się.
-Wydaje mi się. - obrałam sarkastyczny ton głosu i założyłam ręce na piersi. - Że tylko Tobie nie podoba się moje podejście do pracy. Jakoś wszyscy są zawsze zadowoleni tylko Tobie coś zawsze nie pasuje.
-Ty chyba o czymś zapomniałaś !
-Ciekawa jestem o czym ?
-O tym, że to ja jestem tu szefem, a ty pracownikiem ! Więc licz się ze słowami, bo możesz się zdziwić. - ściszył ton głosu, gdyż ludzie dziwnie się nam przypatrywali.
-W takim razie mnie zaskocz. Jakoś nie wydaję mi się, że ci się to uda.
-Jesteś zbyt pewna siebie i to ciągnie Cię w dół.
-Powiedział ten, który tam mieszka. - zironizowałam i po chamsku odeszłam.

Okey. Byłam na niego cięta, ale to tylko ze względu, że mnie denerwował i doprowadzał do białej gorączki. Niech sobie mówi co chce, ale niech nie niszczy mi mojego dobrego humoru. Tego dnia go już więcej na oczy nie widziałam. Nie może mnie wylać, gdyż byłam jego perełką. To o mnie się mówiło, to ja byłam rozchwytywanym kąskiem o ile nie najlepszą stylistką w Londynie. Nie ośmieliłby się wyrzucać mnie na bruk. Jest za dużym tchórzem, żeby to zrobić. Gdy właśnie powoli zmierzałam do wyjścia z budynku usłyszałam wesoły dzwonek mojego telefonu.

-Cześć Jay. - powiedziałam smutno.
-Co się stało ?
-Szef.
-A jeszcze przed pracą byłaś jaka wesoła.
-Skąd to wiesz ? - uśmiechnęłam się szukając samochodu na parkingu.
-Mam Twittera.
-Ale z ciebie ninja. - znalazłam moją bestię.
-Widzę, że polepszyłem ci już humorek ?
-No przyczyniłeś się do tego. Ale może to być też spowodowane tym, że właśnie w tym momencie opuszczam swoje stanowisko pracy. Ostatni rzut oka na budynek. - spojrzałam w tamtym kierunku i włączyłam głośno mówiący wkładając telefon w uchwyt, zapięłam pasy. - I jedziemy w długą.
-Prowadzisz ? - zapytał, a ja włączyłam silnik.
-Tak, ale możemy spokojnie rozmawiać.
-To dobrze. Dzwonił może do ciebie Nick ?
-Pewnie. Dostałam namiary, więc jadę do domu, zjem coś, ogarnę się i widzimy się w barze.
-To fajnie.
-A kto będzie ?
-Ja, ty, Max, Nick, Nathan i to wszyscy.
-A co z naszymi parkami ?
-Tom z Kels cieszą się sobą, bo wiesz, że Kels skończyła już te zdjęcia do tego filmu, a Siva poleciał z Nareeshą do Dublina do swojej rodziny, wiesz ślub i te sprawy.
-No właśnie, bo ślub będzie w Irlandii, prawda ?
-Tak, tak. Dopinają wszystko na ostatni guzik.
-W końcu to za jakieś trzy tygodnie.
-Coś w ten deseń.
-Czyli widzimy się za jakieś dwie godzinki ?
-Nawet trochę później. To pa.

Rozłączyłam się i rozmyślałam. Musiałam zrobić jeszcze zakupy, więc zaparkowałam przed najbliższym sklepem i zaczęłam buszować między półkami. Od paru dni Tom szaleje z Kels i cieszą się sobą ile wlezie, ale to dobrze, kochają się, a mają teraz czas, więc co można im zabronić ? Nic. Skoro ślub coraz bliżej to Nareesha pewnie będzie za jakiś czas sprawdzała jak idzie praca nad jej suknią ślubną. Pamiętam, że pewnego dosyć chłodnego wieczoru usiadłyśmy w jej sypialni, a raczej w ich sypialni, Sivy i Naree, z winkiem i zastanawiałyśmy się jak ma wyglądać jej suknia ślubna. Zrobiłyśmy projekty, a następnego dnia zaniosłyśmy je do mojego zaprzyjaźnionego projektanta. Następnego dnia dziewczyna miała już gotowy plan swoich wymarzonych ślubnych butów, które miała wykonać sama. Ze ślubem jest strasznie dużo przygotowań, ale ja w najbliższym czasie nie będę musiała się tym zajmować, na szczęście.

Weszłam w dział alkoholowy i wybrałam swoje ulubione procenty, gdyż po ostatnim napadzie Max'a i Jay'a mój barek został pusty. Tych dwoje jak się zbierze to żadna siła boska nie powstrzyma ich przed splądrowaniem ludzkich zasobów alkoholu. Skoczyłam jeszcze po jakieś słodycze i na wpół zapełnionym wózkiem ustawiłam się w kolejce sprawdzając czy aby wszystko mam. Upewniona wzięłam jeszcze jakieś miętówki i gumy z wieszaczka obok kasy po czym szybko zapłaciłam i opuściłam sklep. Po jakiś 15 minutach byłam już w podziemnym garażu. Wniesienie tego całego asortymentu na górę trochę mi zajęło, ale usatysfakcjonowana wszystko poukładałam i nalałam wody do garnka, postawiłam na kuchenkę i nastawiłam wodę w czajniku. W międzyczasie poszłam do garderoby rozejrzeć się za czymś na wieczór, ale w mojej wyobraźni miałam tylko lekki zarys tego co chciałabym założyć. Wróciłam do kuchni, wrzuciłam torebkę herbaty do kubka i zalałam ją wrzątkiem, z kolei do garnka z wodą wrzuciłam mrożonkę i doprawiłam zupę. Po kwadransie zajadałam się pyszną jarzynową zupą. Spojrzałam na zegarek zostało mi trochę ponad godzinę, więc wzięłam szybki prysznic, poprawiłam i wzmocniłam makijaż, a następnie znowu udałam się do garderoby po ubrania. Udało mi się skompletować coś wygodnego, ale i gustownego. W międzyczasie zadzwonił Jay.

-No co było ? - zapytałam wybierając torebkę.
-Zmiana planów. Jesteś już gotowa ?
-Nooo. - znalazłam odpowiednią.
-To dobrze, bo za kwadrans u ciebie będę.
-Taksówką rzecz jasna ?
-Oczywiście.
-Okey to ja za jakiś czas zejdę, bo i tak nie mam co robić.
-No jak chcesz, ale żebyś się tam nie nastała.
-Nie bój się o mnie. A co się stało, że zmiana planów ?
-Max uparł się, że nie chce iść do naszego pubu tylko gdzieś indziej.
-Ale nadal idziemy do pubu posiedzieć przy piwie ? Bo jak nie to chyba mam nieodpowiedni strój.
-Twój strój zawsze pasuje do każdej okazji, więc nie bój się, ale tak idziemy na nasiadówę przy piwie.
-To git. To do zobaczenia.
-To pa.

Zapakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do torebki i przejrzałam się jeszcze raz w lustrze. Czegoś mi brakowało, więc dobrałam jeszcze biały zegarek i byłam gotowa. Zamknęłam mieszkanie i zeszłam na dół. Po chwili podjechała taksówka.

-Dzień dobry. - przywitałam się z taksówkarzem i usiadłam obok Jay'a, racząc go obowiązkowym buziakiem w poliko. - Hej.
-Długo czekałaś ?
-Nie. Chwilkę.
-To dobrze. Mogłaś zostać w mieszkaniu.
-Mogłaś, mogłaś. - naśladowałam go. - I tak zrobiłabym tak jakbym chciała.
-Dlatego użyłem przypuszczenia.
-Przynajmniej jesteś odpowiedni gramatycznie.
-Ślicznie wyglądasz.
-Dzięki, ale to na pewno będzie nasiadówa ?
-Takie były plany, ale być może nam się znudzi i gdzieś powędrujemy, ale wyglądasz bardzo dobrze. Nasiadówa przy piwie czy klub, pasujesz i tu i tu.
-No nie wiem. - skrzywiłam się.
-Nie marudź.
-A daleko to ? Do naszego pubu mam kawałek, więc raczej taksówką byśmy się nie tłukli.
-No Max wybrał nieco odległy bar.
-Co się jemu stało ?
-Tęsknota go męczy.
-Nie żyjemy w średniowieczu. Mamy telefony i skypa.
-Ja to wiem, ale powiedź to jemu.

Pokiwałam zniesmaczeniem głową.

-Ale wy jesteście do siebie podobni. - Jay się roześmiał. - Może wy jesteście rodzeństwem ?
-Kto z kim ? - spojrzałam na niego zaciekawiona.
-Ty i Max. Robicie dokładnie takie same miny i podobne się zachowujecie. - zaśmiał się cicho.
-Bo Max to papuga i ode mnie wszystko zwala. Nie znasz go ? - obróciłam wszystko w żart.
-Dobra, dobra. - zarechotał.
-McGuiness. - spojrzałam na niego surowym wzrokiem.
-Już będę siedział cicho. - udał, że zamyka usta na zamek i wyrzuca kluczyki.
-Jasneeee. - spojrzałam na niego z podniesioną głową, a ten po parunastu sekundach ciszy złamał swoją przysięgę.
-Jesteśmy już. - dał taksówkarzowi pieniądze, a ja spojrzałam przez okno na miejsce, do którego szliśmy, nagle otworzyły się drzwi. - I jak sprawdzam się w roli dżentelmena ?
-Nie wyszło Ci. - wysiadłam. - Powinieneś jeszcze podać mi pomocną dłoń. - uśmiechnęłam się i go minęłam.
-Poprawię się następnym razem.
-Następnym razem to ty pijany będziesz się wytaczać i uwierz mi … ty będziesz potrzebował pomocnej dłoni.
-Jak ty mnie dobrze znasz. - złapał mnie pod ramię i weszliśmy do głośnego baru, w którym szybko zauważyliśmy resztę ekipy, przywitaliśmy się i od razu zamówiliśmy kolejkę, gdyż chłopcy na nas z tym czekali.

-Co tam u Ag ? - zapytałam po pół godzinie Nath'a.
-Mówi, że w szkole jest fajnie, ale i tak już mi zaczęła znikać w pokoju z książkami.
-Wow. Nie wiedziałam, że z niej taki kujonek.
-Szczerze mówiąc ja też. - dopił resztki piwa z kufla.

-Znudziło mi się tu. - zaczął po dwóch godzinach marudzić Max.
-Bo obczaiłeś już wszystkie dupy w lokalu i nic nie wyhaczyłeś ? - zapytałam z przekąsem.
-Przecież ja mam dziewczynę Caroline. Ja nie patrzę na inne dziewczyny.
-Jasne. - roześmiałam się. - Gdybym cię nie znała to może bym uwierzyła.
-Ale faktycznie jakoś tu drętwo. - dodał swoje Nick.
-George nie potrafi wybierać fajnych miejscówek. - droczyłam się z kolegą.
-Jak nie potrafię, a ten klub na S, no ten taki co wszyscy się schlaliśmy w trzy dupy, no jak on się nazywał. - pomyślał. - Nie pamiętam, ale to nie ważne. Wszyscy się świetnie bawili.
-Skoro ty nazwy klubu nie pamiętasz, to jak masz pamiętać czy się dobrze bawiłeś ?
-No właśnie chodzi o to, że ja nic nie pamiętam, czyli bawiłem się świetnie. - uśmiechnął się w ten swój czarujący, georgowaty sposób.
-Mnie na ten uśmieszek nie przekupisz. - wstałam z sofy. - To gdzie idziemy chłopcy ? - rozciągnęłam się.
-Klub ! - krzyknęli jednocześnie.
-Ale wy jesteście małpy świńskie. - pokiwałam przecząco głową zakładając żakiet. - Zawsze mnie tak wrobicie, że nigdy nie ubiorę się zgodnie z okazją.
-Wyglądasz rewelacyjnie Car.
-Dziękuję Nick, ale do klubu założyłam bym coś krótszego i ogólnie mniejszego.
-Okey następnym razem idziemy do klubu. - ożywił się Jay.
-Teraz to się możesz pocałować wiesz gdzie. - wystawiłam mu język i ruszyłam do wyjścia.

W zatłoczonym klubie udaliśmy się do vipowskiej kwatery i tam zaczęła się zabawa. Chłopcy lali sobie alkohol prosto do gardła, ale ja nie miałam ochoty na spijanie się, więc obserwowałam towarzystwo i uwieczniałam ich wygłupy, będą mieli dzięki mnie ciekawe materiały do pokazania fanom. Gdy zauważyłam ich zainteresowanie „tańcem” stwierdziłam, że pora zbierać tyłki. Gdy oni „wywijali” na parkiecie, ledwo stojąc na nogach jakieś piruetopodobne coś, wstałam i troszkę zakręciło mi się w głowie. Tak to jest jak się pije i nie rusza. Ogarnęłam sytuację i troszkę podreptałam, żeby móc wyjść z lokalu z klasą, jako jedyna zresztą. Po pól godzinie jazdy w taksówce zostałam tylko i Max.

-Muszę z Tobą porozmawiać. - powiedział Max, gdy weszłam do taksówki, po odprowadzeniu Nicka do mieszkania.
-Teraz ?
-Nie u ciebie.
-Jesteś pijany Max. Pogadamy jutro jak wytrzeźwiejesz.
-Ale ja chcę teraz. U ciebie.

Poddałam się, bo wiedziałam, że jak Łysolek się uprze po pijaku to nie ma zmiłuj, więc podałam taksówkarzowi mój adres i po chwili weszliśmy do mieszkania. Max sporo wytrzeźwiał po drodze, znaczy się tak wyglądał i nawet mówił składnie, a wzrok nie był już taki rozproszony. Poszliśmy prosto do kuchni, gdzie zrobiłam nam herbatki z dużą ilością cytryny.

-To co to za sprawa niecierpiąca zwłoki ? - zapytałam podając mu gorący kubek.
-Po prostu chciałem spędzić z Tobą miło czas. - uśmiechnął się.
-Max !
-No co ? - roześmiał się. - Może ci się wydawać, że cię teraz olewam i nie jest tak jak dawniej, że potrafiliśmy przegadać calutką noc, a pójść spać o 8 rano, bo teraz spędzam więcej czasu z Niną.
-To przecież normalne. - przerwałam mu. - To twoja dziewczyna, zresztą nie pamiętasz kto ci dodał skrzydeł, żebyś w końcu się ruszył i do niej zagadał ?
-No tak, wiem. Dziękuję ci za to, bo pewnie nadal bym się obok niej kręcił i nic nie zdziałał i pewnie ktoś byłby szybszy i zabrałby mi ją.
-Amen. - wzięłam łyk przepysznego napoju.
-Jesteś senna ?
-Nie.
-A masz jutro prace ?
-Nie. Jutro jest sobota i mam wolne.
-To dobrze. Do ósmej zostało jeszcze siedem godzin. To o czym gadamy najpierw ? - spojrzał na mnie tymi swoimi wesołymi oczkami i wziął łyka herbaty, uśmiechnęłam się.
-A ty nie jesteś przypadkiem zmęczony tą szaloną popijawą ?
-Ja tylko udawałem, że tak dużo piłem, żeby upić chłopaków.
-Aktor jednak z ciebie jest dobry.
-Się wie, bo się pracuję w tej branży jednak.
-Jeszcze nie dostałeś nigdzie roli.
-Ale to się z pewnością zmieni w najbliższej przyszłości.

I tak znaleźli temat rozpoczynający naszą siedmiogodzinną debatę i tak jak za dobrych, starych czasów o równo ósmej rano poszliśmy spać, z tym, że nastąpiła lekka zmiana. Kiedyś rzucaliśmy się na moje łóżko i zasypialiśmy w swojej obecności, ale patrząc na to, że Max ma dziewczynę, a ja bardzo lubię Ninę, wygoniłam chłopaka do pokoju gościnnego.



Hej !
Jednym ferie się skończyły, innym zaczynają :) Kujawsko-pomorskie, lubuskie, małopolskie, świętokrzyskie i wielkopolskie, wie o czym mówię xD
Taka nasza szalona Car :D
Nie wiem co mam jeszcze napisać, ale pewnie przypomni mi się jak już opublikuje rozdział, ale wtedy będzie już za późno. 
Moje plany na ferie przybierają fajny obrót sprawy, jeszcze dwa tygodnie :)
Do następnego i żebyście jutro nie zaspali do szkoły ;P
A studentom życzę miłego wypoczynku, bo wam też jakoś za jakiś czas wypada wolne.
PS. powiększyłam czcionkę, bo tamta wydawał mi się za mała ;>
<3