#Agnes
-Co tam ? – usiadłam przy
nakrytym, wolnym miejscu.
-A nic. Czekamy na chińszczyznę.
-Czas oczekiwania można jakoś
urozmaicić.
-Podaj przykład.
-No, nie wiem. Może. –
zastanowiłam się. – Można na przykład zacząć opowiadać
dowcipy.
-Mój
humor jest specyficzny i zazwyczaj tylko ja się
śmieję z własnych kawałów, ale może ty spróbujesz.
-To lipa. Z kolei jeżeli ja
powiem jakiś żart, ty go nie zrozumiesz i będzie żenująca
sytuacja.
-To może pogadajmy ?
-Bezpieczny temat. –
uśmiechnęłam się do niego. – To o czym gadamy ? – zaczęłam
bawić się serwetką.
-Może zacznijmy od tego jak
podoba ci się w stolicy ?
-No wiesz, dużo to ja nie
widziałam, ale to co już udało mi się zobaczyć bardzo mi się
podoba.
-Najbardziej
to chyba twój
pokój. – zaśmiał
się.
-Jest idealny.
-Chcesz dzisiaj coś robić
konkretnego ?
-Chciałabym, ale nie wiem czy
starczy mi siły na coś większego.
-Jutro też jest dzień.
-Nie jesteś na mnie zły ?
-Za co ? Za to, że jesteś
zmęczona ? Nigdy.
-Jesteś wyrozumiały.
-Staram się. – chłopak
zamilkł i zamyślił się.
-O czym myślisz ? – zapytałam
po chwili obserwując jego zachowanie.
-Nad
twoją
reakcją na chłopaków.
-Masz
na myśli swoich przyjaciół
z zespołu ? – podniosłam na niego speszony wzrok.
-Właśnie tych.
-Przecież nie może być aż tak
źle.
-Nie
bierz sobie do serca tego co mówią,
bo czasami mówią
za dużo i niezbyt mądre rzeczy.
-Będę pamiętać.
-Nie daj się im podejść. Siva,
Tom i Max są zajęci, ale Jay jest dla ciebie niebezpieczny.
-Nie
jest. – chłopak spojrzał na mnie jak na kosmitę. – Dzieli nas
zbyt duża różnica
wieku. Ile ma Jay ?
-23.
-No
to 7 lat różnicy.
Nie uważasz, że to jednak za dużo ? Pewnie uzna mnie za smarkurę.
-Niech tylko tak pomyśli to mu
przywalę.
Roześmiałam się na samo
wyobrażenie tej sytuacji.
-No co ? Nie wierzysz mi ?
-Jakoś trudno mi to sobie
wyobrazić, nie obraź się.
-Zdziwiłabyś
się. – chłopak przestał się śmiać i mówił
poważnym tonem takim jak jego wzrok.
-Tak
twierdzisz ? – przybrałam ten sam ton co mój
rozmówca.
-Jestem tego w stu procentach
pewny.
W
tym momencie zadzwonił dzwonek i Nathan wyszedł. Za pewne
przyjechał ktoś z posiłkiem. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu.
Była pora na moją dawkę kolorowych przyjaciół.
Weszłam na schody i skierowałam się do swojego pokoju. Trafiłam.
Pierwszy sukces. Z łóżka wzięłam torebkę, a z niej wyjęłam
pudełeczka i opakowania i z każdego wyjęłam jedną tabletkę z
takim ekwipunkiem zeszłam na dół.
-Gdzie byłaś ? – zapytał
Nathan nakładający posiłek na talerze.
-Musiałam
pójść
po tabletki. – usiadłam na krześle i zawartość dłoni wysypałam
na mały talerzyk, posortowałam je, które
miałam
zjeść teraz, a które
po posiłku
i pierwszą garść zapiłam wodą.
-Dużo ich. – Nathan przyglądał
się moim zmaganiom.
-Zastępują mi obiad. –
zaśmiałam się cicho i posłałam mu uśmiech licząc, że go
odwzajemni, ale tego nie zrobił.
Zajęłam
się chińszczyzną i atmosfera siadła. Nathan się nie odzywał,
jakby był w innym świecie, a ja nie miałam ochoty na pocieszanie,
tłumaczenie czy choćby rozmowę. Ode chciało mi się wszystkiego.
Nawet moje ulubione jedzenie nie smakowało tak dobrze, więc w
połowie zrezygnowałam i biorąc drugą porcję proszków
zaniosłam
naczynia do zlewu. Nathan ciągle siedział przy stole żując
jedzenie. Jakby jego tu nie było. Dlaczego on zawsze musi się tak
zachowywać, gdy w grę wchodzi moja choroba ? Czuję się wtedy
odtrącona i samotna, a tego nie cierpię. Zabrałam się na górę
i zamknęłam się w pokoju. Zaczęłam się rozpakowywać, mimo
tego, że byłam na resztkach sił postanowiłam to zrobić teraz. Po
zapełnieniu jednej komody bielizną i drobnymi rzeczami zmęczona
usiadłam na łóżku spokojnie oddychając. Siedziałam tak sobie
trochę i pomyślałam o widoku z okna, gdyż
zapomniałam już tego pejzażu. Zeszłam z łóżka i podeszłam do
okna. Wyjrzałam przez nie i nie mogłam zrozumieć co tu robię.
Nadal nie wierzyłam w to, że jestem w stolicy i zacznę naukę w
jednym z londyńskich college. To było tak odległe i nieosiągalne,
a teraz stoję w miejscu, które
od teraz będzie
moim nowym domem. Same nowości mnie teraz otaczają. Miło było
zmienić coś w swoim dotychczasowym życiu, podobało mi się to.
Spojrzałam na podłogę na której
była
otwarta walizka, większa jej części była już opróżniona,
ale zostały jeszcze kosmetyki. Zaniosłam je do łazienki i
poukładałam w takim samym porządku jak w domu. Opróżnioną
już walizkę schowałam na dno szafy, a drugą zdążyłam tylko
otworzyć i popatrzyć na jej zawartość. Doszłam do wniosku, że
jestem za bardzo zmęczona na cokolwiek i puszczając cicho muzykę z telefonu wzięłam książkę i na pół
leżąc, a pół
siedząc zaczęłam czytać ją w miejscu, w którym
skończyłam.
Skończyło się na tym, że zasnęłam.
Dlaczego
nie zdziwiło mnie to, że już drugi raz tego dnia śniłam podczas
snu ? Może dlatego, że często śpię. Było by to jakieś
rozwiązanie tej sprawy. Tym razem śniło mi się, że byłam w moim
rodzinnym mieście, w Gloucester. Tak konkretniej to chyba byłam w
salonie, do którego
teraz wbiegła
dwójka
małych
dzieci.
-Zajmuję szafę. – powiedział
zdyszany chłopczyk.
-Dlaczego
zawsze zajmujesz najlepsze kryjówki
?
-Bo jestem starszy. – chłopiec
wystawił dziewczynce język i ruszył biegiem w stronę szafy,
szczelnie się w niej zamykając.
Dziewczynka
wyglądała na około 5, 6 lat. Lustrowała pokój
w celu znalezienia skrytki. Po dłuższym
zastanowieniu schowała się za drzwiami, przez które
niedawno weszła.
Uśmiechnęłam się na ten widok, bo wiedziałam, że ta kryjówka
była
niezbyt dobra, z pewnością osoba, która
ich szukała
znajdzie dziewczynkę pierwszą, ale miałam ku temu jeszcze inne
pewne informacje. Wiedziałam bowiem, że za chwilę do pokoju
wpadnie mniejsza wersja mnie i nie myliłam się.
-Jess
widać cię. – śmiałam się w niebo głosy z kryjówki
i miny mojej starszej koleżanki.
-To
wszystko przez Nathana ! – tupnęła nogą. – Zabrał mi moją
kryjówkę.
-Wcale
nie ! – z szafy wyleciał Nathan. – Pierwszy ją sobie
zaklepałem. – zdenerwowany potarł czoło, które
przed chwilą
uderzył o panele.
-Czyli znalazłam was oboje.
Wygrałam. – roześmiałam się.
-I znowu przegraliśmy, Jess. –
Nathan spojrzał na swoją siostrę, a ta się zaśmiała, po chwili
wszyscy zataczaliśmy się ze śmiechu na podłodze.
Doszło
do mnie, że gdy człowiek jest mały, śmieje się z najmniejszych
rzeczy i to jest cudowne. Jesteśmy nieświadomi niebezpieczeństwa
na świecie, żyjemy chwilą i jesteśmy królami.
Takie właśnie
było moje dzieciństwo z moim doczepianym rodzeństwem, z tym, że
ono zakończyło się dla mnie szybciej niż dla innych, bo musiałam
zacząć walczyć z chorobą, która
pozbawiła
mnie dalszego podbijania świata. Jakby mój
organizm poczuł,
że siadł
mi humor i się rozbudziłam. Przed sobą zobaczyłam Nathana
przyglądającego
mi się.
-Nie ładnie się tak na kogoś
gapić jak śpi. – powiedziałam przekręcając się na bok, by go
lepiej widzieć.
-Chciałem
cię przeprosić za to, że byłem nieobecny na obiedzie, ale jak
wszedłem to słodko się uśmiechałaś przez sen. Pomyślałem o
tym o czym możesz śnić i nagle ten uśmiech zniknął, zrobiło mi
się smutno. Nie powinnaś się smucić. Masz taki piękny uśmiech.
Opowiesz mi o czym był twój
sen ? – poprawił
mi kosmyk włosów,
które uciekły
zza ucha.
-O
naszej zabawie w chowanego. Jess schowała się za drzwiami, ty w
szafie i znalazłam was oboje. Później
razem śmialiśmy się tarzając po podłodze, a później
pomyślałam o tym ile straciłam. Jaki szmat czasu został mi
zabrany i zamieniony na to
przez
co musiałam przejść. Smutne, ale prawdziwe. I na szczęście się
obudziłam. – posłałam mu uśmiech, a on zgarnął mnie do siebie
ramionami.
-Wyspałaś się chociaż ? –
zapytał po dłuższej ciszy.
-Tak. – odpowiedziałam po
namyśle. – Ile spałam ?
-Półtora
godziny. –
raczej zapytał
niż stwierdził.
-Co dzisiaj robimy ?
-Chyba
zostaniemy już w domu, co ? Jest już dosyć późno
na zwiedzanie, jakieś 10 minut temu wszystko pozamykali.
-Szkoda.
-Jutro też jest dzień.
-Racja. Może wypakuje się do
końca. Zostało mi już niewiele.
-Pomogę ci. – Nathan się
ożywił.
-Jaki chętny. Ale bieliznę już
schowałam, więc sobie nie popatrzysz.
-Kurczę, a tak bardzo chciałem.
– puścił mi perskie oko i zeskoczył z łóżka dobierając się
do mojej walizki.
Rozpakowywanie
walizki zajęło nam mniej czasu niż myślałam, bo po godzinie
wszystko było już na swoich miejscach. Zdjęcia, obrazy i reszta
rupieci, które
tutaj przytaszczyłam
znalazła swoje nowe miejsce w moim nowym życiu, a my zeszliśmy na
dół.
Nathan stwierdził, że czas na pokazanie swoich umiejętności w
przygotowywaniu potraw, więc zeszliśmy na dół
i dostałam książkę kucharską.
-Ale po co mi to ? Ja będę
gotować ?
-Wybierz co chcesz zjeść, a ja
ci to zrobię.
-Z książki kucharskiej to każdy
potrafi. – powiedziałam i zaczęłam przeglądać obrazki.
-Nie każdy. Uwierz mi. Nie
każdy.
-Czyżbyś miał jakieś ciekawe
przygody z tym związane ? – ciągle oglądałam obrazki.
-Nie
chcesz znać szczegółów.
-Skoro
tak mówisz.
– po chwili zdecydowałam
się na coś. – Poproszę to.
-„Cannelloni faszerowane mięsem
drobiowym z warzywami pod sosem beszamelowym z nutką meksykańskiej
salsy” Brzmi ciekawie.
-Naprawdę to ma taką długą
nazwę ? No patrz, nie wiedziałam. – bujałam się na krześle.
-Wygląda smacznie.
-I tym się kierowałam
wybierając potrawę.
-A na pewno nie poziomem
trudności ? Bo ma najwyższy poziom. – pokazał mi książkę.
-No patrz, co za zbieg
okoliczności. Nie zauważyłam.
-Dlaczego
my od zawsze mamy pod górkę
?
-Tak
już jest i tego nie zmienisz. Zakładaj fartuszek i pichć, bo
chciałabym to jeszcze dzisiaj zjeść, tym bardziej, że w nocy nie
jadam i sam będziesz musiał próbować.
-Przynajmniej zostaniesz przy
życiu. – mruczał pod nosem myśląc, że nie usłyszę.
-Mówiłeś
coś ?
-Nieee, skąd. – spojrzał na
mnie.
-Tak
też myślałam. Idę na zwiady, a ty sobie pichć, mój
ty kucharzu na etacie. – zeskoczyłam
zgrabnie z krzesła i stukając chłopaka jeszcze w ramie poszłam
pozwiedzać.
To
mieszkanie bardzo mi się spodobało. Każdy najmniejszy szczegół
zapierał mi dech w piersiach. Każdy detal był wykończony do
perfekcji, a zarazem jak się na to wszystko patrzyło widziało się
wielką miłość. Jakby to wszystko było z niej wykonane. Napawałam
się każdym dotykiem powierzchni przedmiotów,
które stawały
na mojej drodze. Zaczynając na miękkim i przyjemnym, a kończąc na
chropowatym i drażniącym moją wrażliwą skórę
dłoni.
-Muszę
skoczyć do sklepu, bo nie mam tego makaronu, ale postaram się
szybko wrócić.
Nie gniewasz się ? – Nathan wszedł do salonu.
-Nie. Leć. – posłałam mu
uśmiech. - Poczekam i w międzyczasie nacieszę oczy tymi widokami.
Po chwili w domu rozległ się
cichy trzask drzwi wejściowych i zostałam sama w tym dużym
mieszkaniu. Nathan faktycznie musiał się tutaj źle czuć w
samotności. O ile w towarzystwie wielkość mieszkania jest dobra,
bo można posiedzieć w dużym gronie i nie bać się, że zabraknie
dla kogoś miejsca lub odejść od grupy i odizolować się u siebie
w pokoju i odpocząć, to gdy zostawało się samemu można było
odczuć potęgującą samotność i przytłoczenie. Wszystko stawało
się w tym momencie jakieś trudniejsze i cięższe do zrozumienia.
Spacerowałam tak między pomieszczeniami na „parterze”
mieszkania i po jakiś 15 minut od wyjścia Nathana zadzwonił
dzwonek do drzwi. Ciekawe czy zapomniał kiedyś kluczy ? Teraz miał
lepiej, bo mogłam mu je otworzyć. Poszłam na korytarz i otworzyłam
drzwi panu Zapominalskiemu.
-Hej.
Sorry, że teraz, ale za … - chłopak podniósł
na mnie zdziwiony wzrok.
-Cześć.
Mogę ci w czymś pomóc
? – zapytałam
lustrując mężczyznę.
-Ja do Nathana. – powiedział
po chwili opierając się swobodnie o framugę, jakby cały szok z
niego uciekł i wyparował.
-Nie
ma go. – jego mina zrzedła. – Ale zaraz powinien wrócić,
może wejdziesz i poczekasz na niego. – uśmiech.
-Nie boisz się mnie ? – niemal
przeszywał mnie wzrokiem.
-Wiem, że jesteś przyjacielem
Nath’a, więc nie mam czego. – zrobiłam mu miejsce, żeby
przeszedł.
-A ty jesteś ? – powoli wszedł
ocierając się o moje ramię.
-Agnes. Agnes Redyn. Znam się z
Nathanem od dzieciństwa.
-A
no tak. – jakby mnie rozpoznał. – Mówił
o tobie. Bardzo dużo. Fajnie, że jesteś. – uśmiechnął się, a
ja posłałam mu wyczekujący wzrok. – Aa głupi ja. Max George. –
wystawił mi dłoń, którą
po chwili złapałam, dlaczego wszyscy mieli takie ogromne dłonie. –
Drobniutka jesteś.
-Miło mi cię poznać Max.
-Mi
ciebie również
Agnes. A gdzie nasze dziecko sobie poszło ? – szliśmy w kierunku
kuchni.
-Nasze dziecko ? Dziwnie brzmi.
-Znaczy
… na Nathana w zespole mówimy
BabyNath, bo jest najmłodszy.
-No tak. Łapię. Nie
zrozumiałam. – posłałam mu przepraszający uśmiech.
-Nic nie szkodzi. Więc gdzie
jest Nath ?
-Poszedł do sklepu, po
cannelloni.
-Po co ? – spojrzał na mnie
jak na kosmitkę.
-Taki
makaron, który
nadziewa się
mięsem lub warzywami. – wytłumaczyłam mu gestykulując.
-No tak. Przepraszam, ale nie
jestem najinteligentniejszy w zespole.
-Nathan za pewnie też nie.
-Hoho jakaś aluzja ? – na jego
twarzy pojawił się ogromny uśmiech.
-To i owo. – zaczęłam obracać
pomarańczą.
-Chyba dowiem się jakiś
żenujących rzeczy o naszym słodkim Nathanie. – pokiwał
szatańsko brwiami.
-Chyba nie tym razem. –
powiedziałam słysząc kolejny tego dnia trzask drzwiami
wejściowymi.
-Agnes jestem ! – wydarł się
Nathan i wszedł do kuchni. – Max ? Co ty tu robisz ? I dlaczego
się śmiejecie ?
-Nic, stary. – Max się
opanował. – Mam sprawę. – powiedział poważniejszym tonem.
-To ja wam nie przeszkadzam.
Powodzenia z cannelloni. – klepnęłam Nathana w bark i wyszłam
szybko z kuchni, nie chciałam kolidować między ich rozmowę, bo
tak w zasadzie to tylko bym im przeszkadzała.
Zamknęłam
się w swoim pokoju i wyjęłam jeden z wielu albumów
ze zdjęciami,
przed wyjazdem zrobiłam kopie każdego zdjęcia, żeby móc
je mieć
również
przy sobie w Londynie i wertowałam kartki przypominając sobie moje
życie. Po godzinie do pokoju zapukał Nathan.
-Może
zejdziesz do mnie na dół
? Smutno mi samemu.
-Włącz sobie radio. –
schowałam album między inne. – Max już poszedł ? – zeszłam z
łóżka.
-Tak. Jakiś kwadrans temu,
chciał się pożegnać, ale nie chcieliśmy ci przeszkadzać.
-Nie przeszkadzalibyście, ale
dobrze. – Nathan objął mnie w pasie i zeszliśmy po schodach do
kuchni.
-Tęsknisz za rodzicami ?
-Oglądałam
albumy, bo zawsze to robię jak mi się nudzi. Jestem tutaj dopiero
jeden dzień, rodziców
widziałam
paręnaście godzin temu, więc trochę tęsknie, ale to chyba mi
przejdzie. – raczej spytałam niż potwierdziłam, a Nathan
pokiwał przecząco głową. – No to fajnie.
-Nie
smutaj. Na początku zawsze jest trudniej, ale jak się rozkręcisz,
rozbawisz to będziesz się cieszyła z tego, że nie masz nad głową
rodziców
i możesz
robić co chcesz.
-Nathan ja mam 16 lat. Ja nie
mogę robić tego co zechcę, bo wyląduje w jakimś przytułku.
-Wiesz
nie miałem na myśli, że zaczniesz rabować banki i gwałcić tylko
dobrą zabawę w gronie przyjaciół.
-Nawet nie mogę legalnie pić.
-Mam barek w salonie. –
spojrzał na mnie.
-Dobrze wiedzieć. –
uśmiechnęłam się i Nath zrobił to samo.
-Znaczy
ja teraz nie chcę cię jakoś rozpuszczać czy moralizować, bo to
nie o to chodzi, ale mówię
to z własnego doświadczenia.
-Kto by wiedział, że masz już
takie podboje w życiu. – zaśmiałam się.
-No
wiesz, było się już tu i ówdzie.
-Nie szpanuj tylko gotuj, bo
zgłodniałam już.
-Przecież niedawno był obiad.
-Niedawno
? Trzy godziny temu, to szmat czasu. – powiedziałam podchodząc do
lodówki.
-Tylko się nie najedz, bo nie
zjesz makaronu.
-Ja nie zjem ? Proszę cię. –
otworzyłam jogurt i ledwo co udało mi się uciec od wystrzelającego
jogurtu z opakowania.
-Mogłem zrobić większe zakupy.
-Nath
nie porównuj
mnie do słonia,
okay ? – powiedziałam z pełną buzią.
-Masz rację, bo to przecież ty
zajmujesz się pożywieniem w tym domu. Coś mi się wydaje, że
zbankrutujesz.
-Nie
mogę zbankrutować, bo nie mam zasobów.
Jezu z kim ja mieszkam. – szybko opróżniłam
pojemniczek i wrzuciłam go do kosza, a łyżeczkę przemyłam.
-To twoi rodzice.
-Nie
bój
się
o to. Tylko zajmij się tym co robisz, a co robisz ? –
zaciekawiona poczynaniom chłopaka oparłam łokcie na bladzie, a
głowę na dłoniach i nachylona obserwowałam jego ruchy dłoni.
-Teraz robię sos.
-A jaki.
-Beszamelowy.
-To to się robi na bazie
topionego sera ?
-Tak, wrzucasz go do garnka i on
się powoli topi, dodajesz śmietanę i majonez no i przyprawy.
-I tak gotujesz to wszystko ?
-Dokładnie.
-Łatwe.
-To ciekawe dlaczego to ma aż
pięć gwiazdek w poziomie trudności ?
-Bo ktoś się machnął ? –
spojrzałam na niego.
-Zaraz ja się machnę i wsypię
cały pieprz z pieprzniczki jak będziesz się tak na mnie gapić. –
posłał mi swoje spojrzenie.
-Powinieneś
przywyknąć do tego, że masz mnóstwo
gapiów. – uśmiechnęłam
się i odeszłam od niego, zrobiłam krok i poczułam, że kręci mi
się w głowie, proszę tylko nie teraz.
-Niby tak, ale nikt nie obserwuje
mojego każdego ruchu z pełnym zapału wzrokiem. – Nathan stał do
mnie tyłem, więc nie wiedział co się działo.
-Muszę
pójść
na chwilkę do siebie. – zrobiłam następny krok i poczułam
gorącą ciecz na ustach. – Albo i nie. – szepnęłam.
-A
co się stało ? – po głosie rozpoznałam, że Nath się odwrócił
i przyglądał mi się.
-Podasz mi chusteczkę ? –
Nathan okręcił mnie do siebie.
-Matko Boska !
-Wystarczy
papier kuchenny, tylko szybko. – spojrzałam na niego błagalnie,
posadził mnie na krześle i szybko podał papier, który
momentalnie zabarwił
się na czerwono.
-Musimy jechać do szpitala ? –
poczułam coś zimnego na karku, a Nathan kucnął przede mną i z
troską się przyglądał.
-Nie,
to normalne. – mówiłam
przez chusteczkę, więc było mnie słabo słychać.
-Często tak masz ?
-Parę
razy w tygodniu. Raz jest tej krwi sporo, a raz nie. Ale nie ma czego
się obawiać. Przez uszkodzone serce krew nie jest odpowiednio
pompowana, więc nie jest najlepszej jakości. Spokojnie. –
położyłam mu dłoń na ramieniu. – Przepraszam, że cię
wystraszyłam. – wiedziałam, że właśnie tak będzie wyglądało
nasze wspólne
mieszkanie, a nie chcę
go wykorzystywać jest zbyt młody, żeby mieć takie troski jak ja.
-Nic się nie stało.
-Powinnam cię uprzedzić, żebyś
wiedział, że coś takiego może się wydarzyć i żeby to dla
ciebie nie był taki szok.
-Spokojnie, to nie twoja wina.
-Oczywiście, że moja. –
spuściłam wzrok.
-Cii. – głaskał mnie po
rękach.
-Wiesz, że nie musisz tak nade
mną siedzieć ? – spojrzałam na niego.
-Mam
ot tak wrócić
do robienia sosu i zostawić cię tu samą ? – spojrzał na mnie, a
ja pokiwałam pozytywnie głową. - Nie ma mowy.
Po
siedmiu minutach krew przestała lecieć i wyrzuciłam ręcznik do
kosza. Nathan wrócił
do robienia nam kolacji, ale musiałam go do tego zmusić, bo
stwierdził, że nie ma sensu i coś zamówimy,
ale wiedziałam,
że tak być nie może, bo będzie się mną zajmował jak dzieckiem
i wybiłam mu to z głowy. Poszłam na górę
do swojej łazienki i zmyłam skrzepniętą krew z twarzy i
poprawiłam makijaż, po kwadransie wróciłam
do Nath’a faszerującego makaron i niedbale wrzucającego go do
naczynia żaroodpornego.
-Trochę serca w to włóż. Ja
mam zamiar to zjeść. – poprawiłam makaron.
-Dobrze się czujesz ?
-Tak, to nic groźnego, było
minęło wracam do dalszego funkcjonowania.
-Czyli też mam się tak
zachowywać ?
-Jak ?
-Tak jakby nic się nie stało ?
– zastanowiłam się nad tym dłuższą chwilę.
-Dokładnie tak. – uśmiechnęłam
się do niego.
-W takim razie wstawiamy to do
piekarnika.
Po następnych czterdziestu
minutach zajadaliśmy się jeszcze gorącym makaronem.
-Pyszny. – zachwalałam sobie
potrawę.
-I ?
-I obiecuję, że już nigdy w
ciebie nie zwątpię. – wystawiłam mu język.
-Trochę kultury przy stole.
-Ten co ją ma.
-I znowu wątpisz w moje
umiejętności.
-Dobra, dobra. Przepraszam.
Zadowolony ?
-Owszem, ale kto to wszystko
pozmywa ?
-Zmywarka ? – spojrzałam na
niego jak na idiotę.
-Racja. Jutro przyjdzie do ciebie
do pokoju telewizor, więc nie zacznij piszczeć jak już ogarniesz
sprawę.
-Będę miała własny, prywatny
telewizor w pokoju ? – odłożyłam widelec.
-Tak. – powiedział niepewnie.
-Jesteś najlepszym bratem pod
słońcem. – rzuciłam mu się na szyję.
-Przez ciebie i Jess wpadnę w
samouwielbienie. – śmiał się.
-Lepsze
to niż używki. – wróciłam
na swoje miejsce.
-Zmęczona ?
-Mówiąc
zmęczona masz na myśli padnięta czy chcąca przetestować nową
wannę ? – podniosłam jedną brew.
-Raczej to drugie.
-To taaak. – powiedziałam.
-Kobiety.
Kto je zrozumie. – Nathan wstał i przyniósł
nam herbatę.
-Mężczyźni.
-I co dalej ? Powinnaś jeszcze
coś dodać.
-Jeszcze nie wymyśliłam niczego
co mogłabym po tym słowie dodać.
-Czuję się obrażony.
-Ty się lepiej ciesz, że nie
powiedziałam czegoś co mogłoby cię doszczętnie obrazić.
-Jaka ta młodzież teraz
wygadana. – mlasnął zniesmaczony.
-Na szczęście ty się do niej
nie zaliczasz. – posłałam mu szeroki uśmiech.
-Ty nie bądź taka mądra, bo
-Bo co ? – przerwałam mu.
-Bo jutro liczę na przepyszne
śniadanko.
-Może jeszcze mam je przynieść
do łóżka ?
-Czemu nie. – zakrztusiłam się
herbatą.
-Nie za dobrze Ci ?
-Luksusu nigdy za mało. –
roześmiał się.
Po
posiłku pożegnałam się z Nathanem i zniknęłam u siebie.
Napuściłam wody do wanny i zrobiłam całe mnóstwo
piany. Rozebrałam
się i owinęłam się ręcznikiem. Przy umywalce zmyłam makijaż i
czekałam, że wanna napełni się wodą. Poszłam jeszcze do pokoju
po szlafrok i gdy weszłam wody było wystarczająco dużo.
Zanurzyłam się w niej i delektowałam jej delikatnym zapachem i
temperaturą. Po pól
godzinie wyszłam
z wody i włożyłam ciepły szlafrok. Włączyłam laptopa i
sprawdziłam co u moich starych znajomych. Po pól
godzinie wyłączyłam
sprzęt i wróciłam
do łazienki by wysuszyć włosy i ubrałam się w piżamę. I znowu
tego dnia zasnęłam.
Hej !
Mam nadzieję, że po tym rozdziale Caroline. wiesz troszkę więcej na temat choroby Agnes.
Dziękuje za wszystkie ciepłe słowa i wszystkie życzenie bożonarodzeniowe. Mam nadzieję, że się spełnią.
W tym roku widzimy się po raz ostatni, więc chciałabym Wam życzyć niezapomnianego Sylwestra z paczką swoich przyjaciół u boku, a jeżeli spędzacie go w domu to również życzę Wam wspaniałego humoru i przywitania nowego 2014 roku. Oby wszystkie postanowienia noworoczne się spełniły i nie było problemu z ich wypełnianiem oraz żeby ten przyszły rok okazał się dla całej #TWPolishFanmily lepszy. Zdrówka, szczęścia, spełnienia marzeń i samych dobrych wspomnień w przyszłym roku.