niedziela, 23 marca 2014

#13 "Co masz zrobić dziś, zrób jutro."

#Nathan


Czekałem właśnie na Agnes, która za jakiś czas powinna wrócić z zajęć. Mieliśmy dzisiaj pojechać po sukienkę dla niej na wesele Sivy i Nareeshy, które miało odbić się za parę dni. Sam może powinienem rozejrzeć się za koszulą. Wszedłem do swojej sypialni i otworzyłem szafę. Musiałem się przebrać i wziąć prysznic, bo właśnie wróciłem ze spotkania z zespołem. Wybrałem jakieś spodnie, koszulkę i poszedłem do łazienki. Wziąłem szybki prysznic i narzuciłem na siebie czyste ubranie. Dobrałem jeszcze buty, czapkę, okulary przeciwsłoneczne i kurtkę, gdyż dzisiaj było dosyć chłodno. Gotowy wziąłem portfel i pęczek kluczy i zszedłem na dół. W trakcie oczekiwania na dziewczynę nalałem sobie soku do szklanki i stałem przy oknie sącząc napój. Zastanawiałem się co zmieniło się w tej małej, uśmiechniętej dziewczynce, którą właśnie tak wspominałem z okresu dzieciństwa, a która teraz wyrosła na wspaniałą kobietę. Agnes przeszła tak ogromną metamorfozę mentalną, że zaczynałem żałować, że mnie wtedy z nią nie było. Spełniałem swoje marzenia, a ona musiała sama radzić sobie z powracającym jak bumerang problemem, jakim jest jej poważna choroba. Nigdy nie lubiła o niej rozmawiać, podejrzewam, że za często nawet o niej nie myślała. A teraz otwarcie o niej rozmawiała z osobą, której nawet nie zna długo. Dlaczego ?

-Jestem ! - jej krzyk sprawił, że ponownie wróciłem do rzeczywistości.
-Jestem w kuchni. - odkrzyknąłem, a po chwili dziewczyna weszła do tego samego pomieszczenia.
-Dasz mi chwilę ?
-Pewnie. Odśwież się i jedziemy.
-Okey.

Zniknęła tak szybko jak się pojawiła. Słyszałem jej ciche kroki na schodach. Wyglądała świetnie. Promieniała i emanowała szczęściem. Spełniała swoje marzenia, jest w wymarzonym miejscu, na wymarzonym kierunku. Chciałem jej szczęścia tak samo jak chciałem, żeby wyzdrowiała. Z jednej strony chciałem, żeby nasze rozmowy wyglądały tak jak kiedyś. Żeby dziewczyna otwarcie bez strachu, że jej nie zrozumiem, opowiadała mi o tym jak się czuję, czy czuje lęk. Tak jak było kiedyś. Wystarczył nam koc, coś do picia, jakaś drobna przekąska i mogliśmy przegadać całą noc. Rodzice darzyli nas ogromnym zaufaniem, mogliśmy nie wrócić na noc, ale nikt nigdy nie dzwonił i nie martwił się, wszyscy wiedzieli, że potrafimy o siebie zadbać nawzajem. Jak rodzeństwo, którym byliśmy. Nasze wspólne wypady we trójkę, biwaki, ogniska i muzyka, którą wspólnie z Jess zawsze wplataliśmy w nasze wycieczki, a Agnes w skupieniu nas słuchała, wspierała i pomagała. Ona przyczyniła się do tego, żebym poszedł na to przesłuchanie do zespołu. Gdy się dostałem nie chciałem jej opuszczać, ale ona sama jakby mnie wyrzucała z domu, mimo że miała paręnaście lat i dowiedziała się o swojej poważnie chorobie, nadal kazała mi spełniać swoje marzenia. Udało mi się, ale gdyby nie ona pewnie nadal grałbym koncerty dla rodziny, a cały świat nie miałby o mnie najmniejszej wiedzy. Byłem jej za to wdzięczny, chociaż ciągle przez cały czas miałem do siebie żal, że nie było mnie przy niej w tym strasznym dla niej czasie. Ponownie usłyszałem jej kroki na schodach.

-Ładnie wyglądasz. - skomentowałem jej strój.
-Dzięki. Postanowiłam wziąć kurtkę, bo rano wzięłam tylko sweter i to był błąd.
-Zmarzłaś ?
-Nie da się ukryć.
-Może chcesz zostać w domu, zrobię ciepłej herbaty.
-Nie trzeba. Kolega pożyczył mi swoją bluzę, więc było okey. Teraz nie było tak zimno.
-Kolega ?
-No tak. Bardzo mi pomógł w początkach w szkole. Jest bardzo miły.
-Poznam go ?
-Nie wydaje mi się, żeby był powód, zresztą wiesz.
-Jak nie ma powodu ? To twój kolega.
-Nie mam zielonego pojęcia dlaczego tak bardzo zaakcentowałeś ostatni wyraz. Zresztą trochę niebezpiecznie było by sprowadzać go tutaj i jeszcze zapoznać cię z nim. Nie znam go za bardzo.
-Masz na myśli moje znane nazwisko ?
-Owszem.
-Masz w tym trochę racji. - wyszliśmy. - Ale skoro to twój kolega.
-Tylko kolega i przestań wymawiać to w ten sposób. - przerwała mi.
-Przecież nic nie robię, ale skoro to twój znajomy to chciałbym go kiedyś poznać.
-Na wszystko przyjdzie czas.
-Pewnie, że tak. A masz jeszcze jakiś kolegów ?
-Nathan. - westchnęła głośno.
-Chcę po prostu wiedzieć. Nigdy nie mówisz o swoich znajomych ze szkoły.
-Bo ich nie mam.
-Oprócz tego kolegi.
-Rich jest miły, a wiesz, że nie jestem zbyt towarzyska, więc on jeden mi wystarczy w zupełności. Chociaż nie myślę, żebyśmy byli nie wiadomo jakimi przyjaciółmi.
-Dlaczego ?
-Ja i przyjaźń ?- spojrzała na mnie w dziwny sposób.
-Nadajesz się do tego w stu procentach.
-Tsa. Lepiej już jedźmy.

Wsiedliśmy do auta i widząc jej niechęć do tego tematu, zaprzestałem go wiercić. Udaliśmy się do największego centrum handlowego w stolicy, z czego nie była zadowolona moja kompanka, ale musiała się jednak na coś zdecydować. Przed opuszczeniem samochodu założyłem okulary i czapkę licząc na to, że nikt mnie nie rozpozna. Weszliśmy do środka i od razu rzuciła się nam w oczy ogromna frekwencja. Od razu udaliśmy się do najbliższego sklepu z sukienkami, gdzie doradzałem i odradzałem Ag. Po pół godzinie wyszliśmy z tego sklepu, gdyż Agnes miała dość moich złotych uwag.

-Na co ty liczysz ? - zapytała po wyjściu.
-Nie rozumiem.
-Myślisz, że pójdę na wesele w czerwonej miniówie, 20-sto centymetrowych szpilkach i w pełnym makijażu ?
-Ale o co ci teraz chodzi ?
-Ta nie, tamta nie, ta nie, bo brzydki kolor, ta za długa, ta na pogrzeb, a ta za bardzo dziecinna. Więc powiedź mi w czym mam wyjść do ludzi ?
-No najlepiej w czymś w czym będziesz się dobrze czuć. - powiedziałem po namyśle.
-To pozwól, że sama coś wybiorę, a ty tylko wyrazisz swoje zdanie na ten temat, okey ?
-Okey. Ale masz mi pomóc znaleźć jakąś koszulę. Muszę się jakoś prezentować.
-Przydało by się. - dziewczyna zaciągnęła mnie do sklepu z garniturami i po godzinie wyszedłem z dwoma koszulami.

Następnie poszliśmy coś przekąsić i ponownie ruszyliśmy w poszukiwaniu sukienki dla Agnes, ale na tym się nie skończyło. Oprócz sukienki, butów, biżuterii, torebki, kosmetyków i tych wszystkich dupereli jakie potrzebują kobiety na wyjście, Ag kupiła sobie jeszcze parę luźniejszych ciuszków. Gdy zmęczeni paru godzinnym chodzeniem wracaliśmy do domu wstąpiliśmy również po drodze do sklepu, żeby było coś do zjedzenia na kolację.

-Co jemy ? - zapytałem, gdy wszystko zostało już wniesione do mieszkania.
-Co powiesz na płatki ? Szybko i smacznie. - zapytała dziewczyna.
-Jestem za.

Zmęczony, ale również zadowolony, że spędziliśmy ze sobą sporo czasu poszedłem za Agnes do kuchni, gdzie zjedliśmy wykwintną kolację.

-Nie wiem jak ty, ale ja idę się zrelaksować w łazience. - powiedziała kończąc mycie naczyń.
-Też chyba tak zrobię, ale najpierw zaniosę ci twoje rzeczy do pokoju, co ty na to ?
-Jeżeli Tobie się chce. Wiesz, co masz zrobić dziś, zrób jutro, będziesz miał dzień wolnego.
-Mam inny tok myślenia.
-No cóż. To ja lecę, dzięki za wszystko.
-Nie ma sprawy.

Dziewczyna zniknęła, a ja zostałem jeszcze w kuchni siedząc i odpoczywając. Usłyszałem dzwonek swojego telefonu i wyciągnąłem go z kieszeni.

-Cześć Siva. - przywitałem się z kolegą.
-Hej. Chciałem się tylko upewnić czy na pewno przylecicie z Agnes.
-Pewnie, dzisiaj całe popołudnie chodziliśmy po sklepach, więc nie przyniesiemy wam wstydu wyglądem.
-Okey. To dobrze.
-Widzę, że stresik łapie, co ?
-No wiesz, nie często bierze się ślub.
-W głowie mi się nie mieści, że za parę dni będziesz w związku małżeńskim.
-Uwierz mi również.
-Trzymaj się tam i nie mdlej.
-Okey, okey.
-To na razie.

Rozłączyłem się śmiejąc z jego zdenerwowania, chociaż nie ma się co dziwić. Podniosłem się z siedzenia i poszedłem po nasze rzeczy, które po chwili znalazły swoje miejsce w naszych sypialniach. Słyszałem, że Agnes napuszcza wodę do wanny, więc zostawiłem jej torby obok szafy i wyszedłem. Zszedłem na dół i nie wiedząc czemu zasiadłem przy fortepianie grając jakąś melodię. Po chwili złapałem kartkę papieru i długopis, a fala słów mnie obmywała z każdej ze stron. Zadowolony z rezultatów zacząłem śpiewać z melodią. Chyba stworzyłem kolejną w moim życiu piosenkę. Zadowolony wróciłem na górę z kartką papieru. Było już grubo po północy, ale ja wcale nie czułem zmęczenia. Opadłem na łóżko przyglądając się mojej świeżej twórczości. Ponownie usłyszałem rozbrzmiewający dzwonek mojej komórki.

-Słucham ? - odebrałem.
-Bogu dzięki ! Chociaż ty Nathan odebrałeś.
-Scooter, a wiesz może, że u nas jest już noc ?
-Znowu zapomniałem o tej strefie czasowej. Mniejsza o to. Słuchaj, wysłałem Wam na maila harmonogram waszej wizyty w stanach, więc jakbyś mógł to przekaż reszcie załogi.
-Wysyłałeś już nam harmonogram.
-No tak, ale zaszły pewne zmiany, więc jest i nowy harmonogram.
-Jakie zmiany ?
-Przylecicie tydzień wcześniej.
-Ale wiesz, że Siva ma w ten weekend ślub ?
-Wiem, wiem. Przylecicie bez niego. Niech tam sobie ma ten miesiąc ślubny, jego nie będę za nic ścigał, niech się cieszy tym stanem.
-Czyli kiedy wylatujemy do Stanów ?
-Dokładnie piątego października, to sobota, a od poniedziałku zaczynamy prawdziwą pracę, a nie to co macie teraz.
-Co się czepiasz.
-Nie czepiam się. - roześmiał się. - Jak promować to po całości. Załatwię Wam tutaj taki rozgłos, że cały świat o Was usłyszy.
-Nic nie obiecuj, okey ?
-Mówię ci, że tak będzie.
-Fajnie, że chcesz tego tak bardzo jak my, ale nie licz na też nie wiadomo co.
-Zobaczysz, że z tej setki osób, które was znają zrobią się miliony.
-To my mamy już setkę fanów w Stanach ? - zaśmiałem się.
-Mam dużą rodzinę. - również zaczął się śmiać. - To dla Was ogromna szansa.
-Wiem. Fajnie było by być sławnym w Stanach.
-I tak będzie. A skoro u Was jest noc to idź spać.
-Miłego dnia.
-Dobranoc.

Rozłączył się, a ja z nadziejami na przyszłość, nową piosenką i głową pełną marzeń, ale również lęku przed tym co spotkam w Stanach poszedłem wziąć prysznic. To ostatnie tygodnie w domu, później zacznie się harówka.  



Hej !
Wiem, że mnie nie było tydzień temu, jestem tego świadoma, ale takie życie, co poradzę ?
Oto i perspektywa Nathana, która miała pojawić się już wcześniej ;)
Cieszę się, że spodobał się Wam poprzedni rozdział. Miałam taką cichą nadzieję, że się Wam spodoba.
Nie zabieram więcej czasu.
<3

#WordOfMouthTour 

PS. Już od jakoś półtora tygodnia tworzy dla Was szesnastolatka :)

niedziela, 9 marca 2014

#12 "Wyjdź do ludzi, bo oni sami do ciebie nie przyjdą."

#Tom


Otworzyłem oczy. Znowu męczył mnie kac. Pół leżałem na beżowej kanapie, przede mną niski stolik był zawalony opakowaniami po tanim, niezdrowym jedzeniu, puste butelki po piwie leżały wszędzie, opróżniona do połowy butelka whisky stała na samym środku stoliku. Wyciągnąłem dłoń po szklankę, w której zachowały się resztki alkoholu. Byłem głodny, ale nie sądzę, żebym znalazł coś do jedzenia w domu. Zrzuciłem wszystkie śmieci ze stolika na brudną podłogę. Wziąłem butelkę whisky i pociągnąłem dużego łyka. Wzrokiem szukałem jakiś tabletek przeciwbólowych. Tak cholernie bolała mnie głowa. Gdy zauważyłem coś co mogło być jakimiś środkami przeciwbólowymi wstałem i torowałem sobie do nich drogę. Wziąłem je i przy okazji opakowanie papierosów. Otworzyłem okno, dopiero zdałem sobie sprawę jak było gorąco w mieszkaniu. Zapaliłem papierosa i zaciągnąłem się nikotyną. Wypuściłem leniwie dymek i obserwowałem jak niknie w powietrzu. Wróciłem na kanapę i napiłem się i ponownie zaciągnąłem. Wyjąłem z opakowania tabletki i z plastikowego opakowania wydusiłem jedną, po krótkim namyśle kolejną. Przez chwilę bawiłem się nimi spalając w międzyczasie papierosa. Usłyszałem głośny dźwięk dzwonka do drzwi. Oby gość szybko się ulotnił. Spalałem powoli nikotynę delektując się jej aromatem, natręt okazał się upierdliwy, bo dzwonek ciągle rozbrzmiewał raniąc moje uszy.

-Do jasnej cholery ! - wstałem zdenerwowany i podszedłem do tych drzwi, gwałtownie je otwierając, za nimi stała drobna blondynka z przerażonymi oczami. - Przepraszam cię Agnes.
-Cześć Tom. - odezwała się cicho.
-Nathan cię przysłał ? Powiedź mu żeby się pieprzył.
-Tom.
-Mam dosyć jego ciągłych lamentów, zachowuje się jak baba, nic mu nie pasuje. Niech zajmie się swoim życiem i nie wpieprza w moje.
-Jesteście przyjaciółmi.
-Od kiedy ?
-On chce ci pomóc, tak jak reszta twoich przyjaciół.
-Nie potrzebuje niczyjej pomocy.
-Mogę wejść ? - zapytała.

Jeżeli ją wpuszczę to szybko się jej nie pozbędę. Będę zmuszony słuchać jaki zły jestem, że powinienem się ogarnąć ruszyć dalej, nie stać w miejscu. Przestać pić i zachowywać się jak jakiś dupek, ale co oni mogli wiedzieć jak ja się teraz czułem ? Kobieta, którą kochałem ponad wszystko w bardzo zrozumiały sposób przekazała mi, udowodniła nawet, że ma mnie gdzieś, że się ze mną nie liczy. Woli przelizać się z jakimś cholernym aktorzyną. Gdzie ona miała oczy ? Mózg ? Jak mogła mnie tak zranić ?!

-Lepiej będzie jak już pójdziesz. - odezwałem się przybierając złowrogi ton.
-Nie wydaję mi się. - twardo stałą przy swoim.
-Co ci to da ? Co ? Skąd możesz wiedzieć jak się czuję, co przeżywam ? Masz szesnaście lat, co ty możesz wiedzieć o życiu ?! - nie miałem ochoty rozmawiać z jakimś gówniarzem.
-Możesz się zdziwić co mogę powiedzieć ci na temat życia. - po chamsku weszła do środka, przecież jej nie wyrzucę za drzwi, jest ode mnie niższa o głowę, przegiął bym.
-Pewnie ! Rozgość się. - dziewczyna weszła w głąb mieszkania.

Gdy weszła do salonu ogarnęło ją zdziwienie, ale nic nie powiedziała. Zrzuciła śmieci z fotela i usiadła na niego patrząc na mnie wyczekująco. Zrezygnowany usiadłem na kanapie. Chciałem się napić, ale dziewczyna mnie wyprzedziła i zabrała butelkę.

-Nie można łączyć alkoholu z lekami. - powiedziała.
-Co ty nie powiesz ?
-Nie wiem dlaczego udajesz, ale wiem, że jesteś zraniony. I musisz w końcu przyjąć od kogoś pomoc, bo sam sobie nie poradzisz. Widzisz co się z tobą dzieję.
-No co się ze mną dzieję ?!
-Wystarczy, że spojrzysz w lustro. Od picia masz przekrwione oczy, pakujesz w siebie tony niezdrowego jedzenia, wody to ty chyba nie widziałeś na oczy, bo strasznie śmierdzisz. O tym, że zarosłeś to też nie powiem, bo wystarczy, że przejrzysz się w lustrze.
-Ciotka Klodka się znalazła. - rzuciłem.
-Mów co chcesz i tak wiem swoje.
-Wszyscy wiedzą lepiej ode mnie.
-Bo wszyscy próbuję cię podnieść z dna, na które upadłeś. Nie znam Kelsey.
-Nie wymawiaj tego imienia !
-Nie znam jej. - kontynuowała. - Nie wiem jaka jest, co ją podkusiło do tego, ani co tak naprawdę do ciebie czuję, ale z wielu opinii wiem, że bardzo się kochaliście. Musiałeś ją kochać skoro chciałeś się jej oświadczyć. To co się wydarzyło było okropne, ale ona też bardzo źle się z tym czuję i mogę się o to założyć. Postaw się na jej miejscu, pomyśl jak ciężko jej było.
-Nie będę stawiał się na miejscu jakiejś dziwki. - przerwałem jej.
-Nie mów tak o niej.
-Będę mówił to co mi się podoba ! Sama powiedziałaś, że jej nie znasz, więc nie mów mi jak jest, bo znam ją znacznie lepiej !
-To pewnie wiesz również, że nie zrobiła tego specjalnie !
-Specjalnie, czy nie. Zrobiła to i to jest najważniejsze. Niech nigdy więcej nie pokazuje mi się na oczy.
-Czujesz do niej nienawiść, rozumiem, ale dlaczego tak bardzo użalasz się nad sobą ? Dlaczego nie ruszysz do przodu, dlaczego nie pokażesz jej w takim razie, że jesteś silniejszy i będziesz dalej piął się na szczyt sukcesu ?
-Sam o tym zadecyduje, a teraz z łaski swojej wyjdź. - wstałem.
-Dlaczego ? Bo mówię prawdę ?
-Bo nie masz żadnej wiedzy na ten temat. Jesteś jeszcze dzieckiem, które jest nadzorowane przez rodziców i nie wiesz co to znaczy życie !
-Doskonale wiem co oznacza życie, doskonale wiem jak bardzo trzeba je cenić, doskonale wiem, że nie można się zatrzymywać, analizować, tylko ciągle przeć przed siebie, doskonale wiem, że szkoda czasu na rozterki. Jaką masz pewność, że gdy zaśniesz to później się obudzisz ? Nie znasz dnia ani godziny ! Doskonale wiem jak to jest żyć z myślą, że gdy zaśniesz to następnego ranka możesz się nie obudzić ! Dlatego również doskonale wiem, że trzeba cenić życie takim jakim jest, bo drugiego nie dostaniesz. - skończyła i uparcie się we mnie wpatrywała. - Dlatego zabierz się do roboty, posprzątaj i wyjdź do ludzi, bo oni sami do ciebie nie przyjdą. - wyszła.

Ten jej cały monolog ruszył mój mózg do myślenia, ale po jakimś czasie zacząłem zastanawiać się czy aby to co mówiła mówiła zgodnie z prawdą, czy tylko przeczytała wszystkie możliwe artykuły psychologiczne i teraz tylko zrobiła co kazał jej Nathan. Myśląc nad zaistniałą sytuacją wziąłem worek do ręki i zebrałem wszystkie śmieci. Nie wiem co mnie do tego zmusiło, ale uwierzyłem w jej słowa. Później zwilżyłem jakąś ścierkę i przetarłem szklany stolik. Podszedłem do komody i kucnąłem przed nią. Podniosłem odłamki szkła, ramkę i podarte na kawałka zdjęcie, wszystko wrzuciłem do worka na śmieci. Później poszedłem do łazienki i z stamtąd wyszedłem dopiero półtora godziny później. Założyłem czyste ubrania i zamówiłem taksówkę, pojechałem do sklepu. Gdy stamtąd wróciłem wrzuciłem jedzenie do mikrofalówki i zjadłem posiłek. Było już późne popołudnie, gdy zdecydowałem się wziąć kluczyki od samochodu i zejść na dół. Obrałem znany mi kierunek, ale wcale nie było mi łatwo wysiąść z samochodu. Dobry kwadrans stałem pod jego mieszkaniem i zastanawiałem się co ja tu właściwie robię, po upływie tego czasu wysiadłem i wszedłem do środka, później do windy i stanąłem przed drzwiami. Wcisnąłem guzik dzwonka i nie miałem już żadnej opcji ucieczki. Musiałem stanąć z prawdą twarzą w twarz.

-Tom ? -spojrzałem na jego zdziwione oczy. - Dobrze wyglądasz. - uśmiechnął się.
-Dzięki. Jest może Agnes ? - rozejrzałem się po mieszkaniu w poszukiwaniach drobnej blondynki.
-Tak. Wejdź.
-Muszą z nią porozmawiać. - zamknął drzwi.
-Jest u siebie w pokoju.
-Mógłbyś mnie tam zaprowadzić ?
-Pewnie.

Weszliśmy na schody, a stamtąd szliśmy długim korytarzem.

-Z Tobą też bym później chętnie pogadał. - powiedziałem będąc już na korytarzu.
-Okey. To tu. - stanęliśmy przed jednymi z wielu drzwi na piętrze.
-Dzięki. - zwróciłem się do niego i poczekałem, aż się oddalił, po czym cicho zapukałem do drzwi.
-Nie jestem głodna ! - usłyszałem i przycisnąłem klamkę.
-To dobrze, bo nie jestem zbyt dobrym kucharzem. - powiedziałem widząc ją na łóżku w stercie książek, notatek, zeszytów, rysunków, map i Bóg wie czego jeszcze.
-Tom ? Cześć. - powiedziała, zbierając notatki.
-Przeszkadzam ?
-Nie. Co ty ? - spojrzała na mnie na ułamek sekundy i wróciła do sprzątania co szybko skończyła. - Może usiądziesz ?
-Chciałbym cię przeprosić. - usiadłem na brzegu łóżka przyglądając się jej. - Nie zachowałem się w stosunku do ciebie fair dzisiaj. Gdy tylko cię zobaczyłem byłem pewny, że jesteś kolejną osobą , która będzie prawiła mi kazania. I tak było, ale po twoim wyjściu jakbym coś zrozumiał i …. chyba wiem gdzie tkwił mój problem. Postaram się już ogarnąć, spojrzeć na tę sprawę czystym okiem, ale nie po to tu przyszedłem.
-Więc … dlaczego ? - spytała zaintrygowana.
-Chcę znać odpowiedź na jedno nurtujące mnie pytanie. Skąd tyle wiesz na temat życia ? Dlaczego mi to wszystko powiedziałaś ? Bo przeczytałaś to na jakiś psychologicznych portalach internetowych, Nathan ci tak podyktował ? Dlaczego mi to powiedziałaś ?
-Powiedziałam ci to wszystko z własnego doświadczenia.
-Nathan bardzo dużo o Tobie opowiadał, w samych superlatywach i bardzo ciepło, ale tylko raz wspomniał, że jesteś chora. Powiedział wtedy coś w stylu „Agnes jest chora”. Wtedy myślałem, wręcz byłem przekonany, że chodzi mu o grypę, przeziębienie czy zapalenie ucha, ale dzisiejszy poranek dał mi do myślenia, że to chyba nie o to chodziło. - spojrzałem na nią niepewnie, uśmiechnęła się ciepło.
-Masz rację. Nie chodziło o żadne przeziębienie.
-Czy to coś poważnego ?
-Gdy miałam dwanaście lat moje życie wywróciło się do góry nogami, zaczęły się wtedy bowiem moje problemy ze zdrowiem. Rany nie goiły się tak jak powinny, a każde krwawienie trwało bardzo długo, nie można było go zatamować. Rodzice wysłali mnie do lekarza. Ten nic nie stwierdził. Po pewnym czasie wszystko wróciło do normy, ja stałam się bardziej uważna i starłam się nie doprowadzać do żadnych krwawień. Niestety później pojawiły się ogólne osłabienia, szybkie przemęczanie, osłabienia, brak apetytu, bóle brzucha i duszności. Wtedy moi rodzice po kolejnym moim omdleniu wezwali pogotowie. Dopiero w szpitalu zostałam poddana szczegółowym badaniom, które wykryły problemy z sercem. Jak powinieneś wiedzieć serce pompuje krew do wszystkich organów w naszym ciele, moje serce miało z tym ogromne problemy, gdyż w istotnej jego części pojawił się guz, który szybko został wycięty. Od tamtej pory polepszyło mi się, ale trwało to zaledwie parę tygodni. Na rutynowej kontroli okazało się, że guz był złośliwy. Dostałam całą masę leków, zostałam poddana wszystkim możliwym badaniom i leczeniom, które działały w małym stopniu lub osłabiały mnie jeszcze bardziej. Byłam poddana nawet jednej chemii, ale po niej byłam naprawdę osłabiona, więc lekarz musiał ją przerwać. Na rynek wyszedł nowy lek, który od razu zaczęłam przyjmować. Pomógł mi, ale to też nie będzie trwało wiecznie, prawda ? Biorę go od około dwóch lat i nic złego się nie dzieję, chociaż wyniki nie są zadowalające. Około trzech miesięcy temu na kontroli dowiedziałam się, że rak dalej się rozwija. Nazywajmy rzeczy po imieniu, bo nie ma co się oszukiwać. Mam raka i się go nie pozbędę. Nie poddałam się kolejnej dawce chemii, mimo że jestem teraz znacznie silniejsza niż parę lat temu. Lekarz mi ją proponował, ale nie chcę się jej poddawać. Rodzice nie znieśli tego najlepiej. Zmieniłam leki oraz ich dawki.
-Pomagają ci ?
-Raka nie przechytrzysz Tom, tym bardziej tego, który uczepił się serca, najważniejszego narządu w naszym organizmie. Jeszcze żyję. - uśmiechnęła się.
-Jak długo ? - szepnąłem nie mogąc przyswoić sobie tych wszystkich wiadomości.
-Rodzice i lekarze myślą, że jednak mi się uda, ale ja widzę po sobie, że nie. Ostatnio zaczęły mi wypadać włosy. Nie chcę myśleć o czasie, bo to tylko liczby, chcę się cieszyć życiem, bo zostało mi go zdecydowanie za mało. Nie rozmawiam o tym, bo nie chcę współczucia, ani nie chcę nikogo martwić. Szczególnie nie chcę, żeby Nathan się tym tak bardzo nie przejmował. Staram się żyć tak jak typowa nastolatka. Chodzę do wymarzonej szkoły, tylko nieliczni wiedzą, że jestem chora, więc nie ma smutnych spojrzeń, słów pocieszenia, współczucia ani ogólnie tej podłej atmosfery.
-Jak możesz tak spokojnie o tym mówić ? - patrzyłem na nią i widziałem spokojną, typową nastolatkę, która zastanawia się czy zadzwonić pierwsza do nowo poznanego chłopaka.
-Ja już zdążyłam się pogodzić, że za jakiś czas odejdę, ale osoby z mojego otoczenia nie. Nawet mój lekarz, który ma ogromną wiedzę i widzi, że nie da już mi się pomóc w żaden sposób uparcie twierdzi, że mi się uda. Ale cudów nie ma.
-A chemia ?
-Pewnie przedłużyłaby moje życie, ale nie chcę tracić czasu na wpatrywanie się w biały sufit i wsłuchiwanie w szpitalną aparaturę. Umrę młodo, ale przecież każdy kiedyś umrze.
-Czy jest szansa, że chemia cię uleczy ?
-Nie. - powiedziała pewnie.
-Co mówią o tym lekarze ?
-Mówią, że można spróbować, ale szanse są jak jeden do stu.
-A co jeżeli ty jesteś tą jedynką ?
-Zmarnuję więc swoją szansę, ale raczej wątpię w to, że nią jestem.
-Agnes.

Czułem teraz cholerny smutek i nienawiść do siebie, że tak na nią rano najechałem.

-Nie ! Nie mów nic. Nie chcę tego słyszeć, bo wiem doskonale co mi powiesz, tak samo jak ty wiesz po co do ciebie dzisiaj przyszłam. Nie chcę, żebyś tracił swój cenny czas. Nie wiem jak bardzo kochałeś Kelsey, ani jak bardzo poruszyła się ta zdrada, ale wiem, że ją kochałeś, a teraz nienawidzisz. Nie mówię, że masz od razu jej wybaczyć, musisz się wyluzować, poczekać jakiś czas i znaleźć w sobie odpowiedź czy miłość do niej jest silniejsza niż nienawiść. Od miłości do nienawiści jest cienka granica, musisz ją tylko zauważyć. Pomyśl o tym i nie stój w miejscu. Ceń życie takim jakie jest, z Kels u boku lub nie. Ta decyzja należy do ciebie, ale nie pozwól, żeby ta sytuacja przerosła ciebie i przyćmiła twoją całą przyszłość i karierę.
-Dziękuję. - uśmiechnęła się promiennie. - Dziękuję za opowiedzenie swojej historii, a wydaje mi się, że było to dla ciebie ciężkie. Dziękuję za ukazanie prawdy i nowe podejście. Udowodniłaś mi jak bardzo cenne jest życie.
-Takie były moje zamiary.
-Może ty też powinnaś pomyśleć nad swoją przyszłością ? Jeżeli jest możliwość to dlaczego jej nie złapać ?
-Choruję od czterech lat, jak na raka to bardzo długo. Jestem mu wdzięczna, że i tak mi na tyle pozwolił, ale miałam naprawdę dużo czasu, żeby to przemyśleć i podjęłam taką, a nie inną decyzję. Nie zmienię jej. Miałam swój czas, teraz rak ma swój.

Poczułem piekące łzy, które chciały się wydostać na powierzchnie. Zdałem sobie sprawę, że ta drobna blondynka jest znacznie silniejsza ode mnie. Wycierpiała w życiu znacznie więcej i jest przygotowana na śmierć, która w jej przypadku jest nieunikniona w najbliższym czasie. Chciałbym jej pomóc, ale na to nie ma pomocy. Chciałem ją przytulić, ale na to też mi nie pozwoliła. Chciałem się rozpłakać jak małe dziecko, chciałem płakać za to jaka niesprawiedliwość panuję na tym pieprzonym świecie. Młodzi, ambitni ludzie odchodzą, gdy starzy mordercy i gwałciciele wychodzą z więzień, żeby za tydzień tam ponownie wrócić. Zdałem sobie sprawę, że moje problemy w stosunku do jej są błahostką, cholerną pierdołą. Byłem taki pusty i pyszny. Egoistyczny dupek !

-Tom. Nie płacz. - uśmiechnęła się promiennie, jakby to co mi powiedziała było wspaniałą, wakacyjną przygodą, podała mi opakowanie chusteczek.
-Przepraszam, ale zdałem sobie sprawę, że jesteś znacznie silniejsza ode mnie i moje problemy są głupotą przy twoich.
-Nie traktuję tego jak problem. - uśmiechnęła się i po chwili dodała. - Zejdziemy na dół ? Coś czuję, że Nathan właśnie przyrządza pyszną kolację.
-Nie chcę Wam przeszkadzać.
-Nie będziesz. Nawet nie wiesz jak bardzo się tutaj czasami nudzę. Ciągle tylko ta rutyna i wspólne obiadki i kolacje, które najczęściej przyrządza Nath, mimo że ja miałam się tym zająć.
-Fajnie macie, co ?
-Pewnie. Jesteśmy razem i to jest najważniejsze. - weszliśmy na schody.
-Muszę przeprosić Młodego za moje zachowanie, w końcu to jemu się najwięcej dostało ode mnie.
-Widzę, że zaczynasz się podnosić.
-Ktoś dał mi porządną lekcje życia. - spojrzałem na jej rozpromienioną twarz.
-Pewnie jesteś bardzo wdzięczny tej osobie ?
-Najbardziej na świecie i już zastanawiam się jak by się tu odwdzięczyć.
-Jeżeli to kobieta to myślę, że parę kwitków załatwiło by sprawę.
-Myślisz ?
-No pewnie, bo która z nas nie lubi wiechci. - roześmiała się dźwięcznie, a mi kamień spadł z serca, czułem, że teraz będę lepszym człowiekiem i to właśnie dzięki niej. - Cześć Natty ! Co dobrego nam szykujesz ? - weszliśmy do kuchni.
-Jesteście w samą porę. Zostaniesz z nami na kolację Tom, prawda ?
-Nie chciałbym przeszkadzać.
-Nie będziesz. Siadaj. - dziewczyna odsunęła krzesło i zaczęła nakrywać do stołu.
-No właśnie. Rozgość się. - Nathan spojrzał na mnie wyczekująco.
-Zapomniałam tabletek. - Agnes uśmiechając się do mnie wychodząc.
-Agnes powiedziała mi o swojej chorobie. - zacząłem, a Nathan posmutniał. - To jest cholernie niesprawiedliwe, ale dzięki niej poszedłem po rozum do głowy i chciałem cię najmocniej przeprosić. Zachowywałem się okropnie przez ostatnie parę dni.
-Rozumiem cię stary, ale czasami naprawdę byłeś nie do wytrzymania.
-Zdaję sobie z tego sprawę, więc najmocniej cię za to przepraszam.
-Porzućmy to w niepamięć.
-Czyli sztama ?
-No pewnie. - uśmiechnął się i przytuliliśmy się. - Co to Agnes to … ona nie lubi o tym rozmawiać. Bardzo mała grupka ludzi wie o jej chorobie i zdziwiło mnie to, że ci o tym powiedziała, bo wiedzą o tym tylko najbliżsi.
-Byłem w ogromnym szoku, gdy mi to teraz wyjawiła, ale to tak bardzo dało mi do myślenia. Zdałem sobie sprawę jak bardzo źle ją dzisiaj rano potraktowałem, jak w nią wątpiłem, jak ją osądzałem nie znając jej historii.
-Czekaj. Ona była dzisiaj u ciebie rano ? - spytał podejrzanie.
-Tak. Myślałem, że ją przywiozłeś i byłem na ciebie bardzo zły za to.
-Nie zawiozłem jej.
-To skąd miała mój adres ?
-Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Może jej kiedyś mówiłem, ale nie jestem pewny.
-Czego nie jesteś pewny ? - zadowolona weszła do kuchni z całą masą opakowań, buteleczek i fiolek.
-Skąd miałaś adres Tom'a. - Nathan założył ręce na pierś.
-A kiedyś coś mówiłeś. - rzuciła nonszalancko i zaczęła wrzucać na mały talerzyk tabletki, nalała sobie również soku do szklanki. - Tom ? - wybił mnie z myśli jej głos.
-Przepraszam. - szybko odwróciłem wzrok.
-Nic nie szkodzi.
-To wszystko musisz brać ? - w głowie miałem obraz całej masy kolorowych pigułek.
-Tak. Ale to nie wszystko. Kolejna porcja po posiłku.


Mówiła o tym jakby to było typowo zwyczajne, chociaż dla niej pewnie takie było. Ja tego po prostu nie rozumiałem i nie wiem czy byłbym w stanie to zrozumieć. Posiłek również upłynął w bardzo sympatycznej atmosferze. Teraz znacznie zmieniłem tok myślenia o Agnes, zmieniłem o niej zdanie i typ spojrzenia na nią. Teraz była dla mnie autorytetem, wzorem człowieka, który mimo przeciwności losu prze naprzód i nie poddaje się, kiedy ja zrobiłbym to już dawno temu. Po powrocie do domu wróciłem do sprzątania, wróciłem do zdrowego myślenia. Musiałem docenić to co miałem, a sprawą z Kelsey zająć się, gdy tylko poznam sam siebie.  


Hej !
Miał być rozdział z perspektywy Nathan'a, ale na życzenie Anonimka mamy Tom'a i chyba wyszło mi to na lepsze.
Rozdział przepełniony emocjami, prawda ? Mamy tu również do czynienia również z bohaterem dynamicznym, który zmienia się w trakcie rozwoju akcji i mam tu oczywiście na myśli Tom'a. Mała powtórka przed zbliżającymi się egzaminami xD
Oprócz Tom'a poznaliśmy również historię Agnes. I jak ? Czy wszystko jest już jasne ?
Dziękuję za Wasze komentarze, ale również proszę o ich liczbę zbliżoną z początkiem bloga. Bo troszkę zmalała :P
No nic. Pierwszy tydzień po feriach, a jaki morderczy, oby ten był lepszy ;)
Miłego tygodnia i do następnego.
<3

niedziela, 2 marca 2014

#11 "Rodzinna tradycja."

#Agnes


-Nathan ! - krzyknęłam, gdy zobaczyłam chłopaka na dworcu, po chwili skarciłam się za to, że krzyknęłam jego imię i rozejrzałam się pośpiesznie czy nie zwróciłam uwagi potencjalnej fanki, tym razem miałam szczęście.
-Co to miało być ? - zapytał, gdy już się przytulaliśmy na powitanie.
-Przepraszam, ale dla mnie nadal jesteś moim starszym bratem, a nie popularnym i rozpoznawalnym członkiem wspaniałego boys band'u. - dodałam ciszej.
-Rozumiem, ale publicznie musimy się jednak trochę kryć. No że chcesz wrócić do domu z godzinnym opóźnieniem, bo fani są dla mnie istotni i każdemu muszę pozwolić na małą rozmowę. - był lekko zdenerwowany i nie wydaję mi się, żeby chodziło o rozpoznanie na dworcu.
-Przepraszam.
-Nic nie szkodzi. - ruszyliśmy do jego samochodu. - Jak tam w domu ?
-Wspaniale. - rozmarzyłam się. - Nie chciało mi się tutaj wracać, bez obrazy. - spojrzałam na niego, miał czarne Ray-Bany.
-Londyn jest fajny, ale nie ma tu rodziny, więc wiem o czym mówisz.
-Tak w ogóle to twoja mama dała mi coś dla ciebie.
-Co ?
-Nie wiem. Zapakowane jest. Mówiła, że to coś co miała dać ci już wcześniej.
-Duże to opakowanie ?
-No małe ono nie jest.
-To pewnie ramki ze zdjęciami. - Nathan otworzył mi drzwi do samochodu. - Już dawno miałem je wziąć. - dokończył po wejściu do środka.
-I wyszło, że ja ci je wzięłam.
-Nie bój się. Zadbam, żebyś nie musiała robić za kuriera.
-Ale mi to nie przeszkadza.
-Ale mi owszem. - ruszył.
-A co w Wielkim Mieście ?
-Nie pytaj.
-Co się stało ?
-Nie czytałaś gazet ?
-Wiesz, wolałam spędzić ten czas z rodziną niż przeczesywać Internet i gazety.
-Kelsey, dziewczyna Tom'a, zdradziła go. Powiedziała mu o tym tego samego wieczoru, w którym Tom miał się jej oświadczyć, a następnego dnia wszyscy już wiedzieli o tej zdradzie, bo ten z którym spała Kels nagłośnił sprawę.
-O mój Boże !
-Nie spodziewałem się czegoś takiego po tej dziewczynie. W życiu nie przyszłoby mi to do głowy. Za jakiś czas ślub Sivy i Nareeshy, Tom świruje i ogólnie nie jest za ciekawie. Jesteśmy teraz pod ostrzałem.
-Mam się bać ?
-Siva z Nareeshą już zamówili ludzi, którzy będą pilnować ich ceremonię, bo boją się, że ktoś dowie się gdzie się pobierają i zrobi się hałas.
-Pewnie nie są zadowoleni.
-To miała być zamknięta impreza. Z dala od świata, z dala od blasku fleszy.
-A co na to oni sami ?
-Wkurzyli się, ale ogólnie to współczują Tom'owi. Może ty mu coś przegadasz, bo nie było chwili, w której był trzeźwy. Martwimy się o niego. Nie wiemy co strzeli mu do głowy i po co sięgnie.
-Myślisz, że chciałby mnie słuchać ? Nawet się nie znamy za dobrze.
-Każdy próbował.
-Może on potrzebuję tylko czasu ?
-Z tym, że my, Agnes, nie mamy czasu. Teraz ten ślub, później wylatujemy do Stanów, a tam czeka nas praca. Nie możemy pozwolić mu na jakieś fanaberię.
-Ale nie możecie go przytłaczać. Przechodzi trudny okres w swoim życiu i trzeba go wspierać, a nie podtapiać.
-My to wiemy, ale jego ciężko znieść teraz.
-No zrozumiałe, że teraz będzie zły na cały świat.
-Wiesz jak jego stosunek do Kelsey się zmienił ? Wcześniej nie było mowy, żeby powiedział coś na nią złego. Teraz tylko takich słów używa.
-Ma do niej żal.
-I to ogromny.
-Może się pozbiera.
-Oby. A tak z innej beczki to co robisz w sobotę za tydzień ?
-A co mam robić ?
-Tak sobie pomyślałem, że może poszłabyś ze mną na ślub. Znaczy poleciała, bo to wszystko będzie w Dublinie.
-Ja ? Jako twoja partnerka ? Nie wiem, czy Siva z Nareeshą będą zadowoleni.
-Oczywiście, że będą. I tak jesteś już na liście gości. Nawet dzisiaj dostaniesz zaproszenie.
-Jak to ?
-Tak to. To co pójdziemy razem, czy się mnie wstydzisz ?
-Pewnie !
-Wstydzisz się mnie ?
-Nie ! Pewnie, że z tobą pójdę. Ale nie mam sukienki.
-Kupimy. Jak chcesz to nawet jutro możemy pojechać.
-Zobaczy się. Jest w domu jakaś kolacja, czy trzeba robić ?
-Trzeba robić.
-A jest z czego ?
-Tak. Dzisiaj jeszcze specjalnie robiłem duże zakupy.
-To co jemy ?
-A na co masz ochotę ?
-Szczerze ? - pokiwał głową. - Na dobre, wypasione kanapki.
-Nie ma sprawy. Jest dużo warzyw, wędlin, sosów i dodatków.
-To git. To mi w zupełności wystarczy.
-Zmęczona ?
-Ogromnie. Najchętniej położyłabym się w wannie z ciepłą wodą i leżała tam godzinę.
-To się da zrobić.
-Nie. Musimy przecież spędzać czasami czas ze sobą. W tygodniu się mijamy to chociaż ten niedzielny wieczór spędźmy razem.
-Jak miło.
-Jeszcze się obrazisz i będzie problem.
-Wcale nie będzie. - Nathan wjechał na parking. - Ale miło, że o mnie pomyślałaś.
-Widzę przecież jaki spięty jesteś. Może dam radę coś wskórać.
-To przez tę sprawę z Tom'em. Martwię się o niego, ale ten drań zachowuje się tak cholernie źle i nieodpowiednio, że boję się, że coś zrobi, coś co się będzie za nami ciągnęło w nieskończoność. Jesteśmy w końcu zespołem, a nie pojedynczymi jednostkami.
-Spokojnie. Wszystko się ułoży. - Nathan wyłączyć silnik i głośno westchnął.
-Oby. - i wyszedł, zrobiłam to samo, chłopak wyjął moją walizkę z bagażnika i weszliśmy na klatkę, a tam do windy.
-Co jutro porabiasz ?
-Pewnie trzeba będzie znowu nagadać Tom'owi.
-Nie róbcie tego. - spojrzał na mnie. - Skoro teraz piję i ma ten ciężki okres w życiu to nie ma najmniejszego sensu wdawać się z nim w rozmowy. Dajcie mu spokój, przez krzyki jeszcze bardziej go nakręcacie. A przy okazji również siebie. Spójrz na siebie, jakby ci dali broń to wybiłbyś połowę ludzkości na świecie i to na jednym magazynku.
-Jak mi brakowało czyjegoś obiektywnego spojrzenia na tę sprawę. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że już jesteś.
-Do usług, ale najpierw kolacja, bo jestem super głodna. - chłopak otworzył nam drzwi.
-Nastawię wodę, a walizkę później ci zaniosę na górę.
-Pójdę umyję ręce. - rozstaliśmy się i weszłam do łazienki na dole.

Odkręciłam kran i namydliłam dłonie. Zmyłam pianę z rąk i wytarłam je w puszysty ręcznik. Nagle zrobiło mi się gorąco i po chwili poczułam ciepło na ustach. Spojrzałam w lustro. Znowu ta krew. A już tak dawno nie krwawiłam z nosa. Szybko wzięłam dużą ilość papieru toaletowego i przyłożyłam do nosa. Momentalnie biały materiał zabarwił się na czerwień. Nie teraz, proszę ! Szybko narwałam suchego materiału i przyłożyłam do nosa, zużyty wrzuciłam do kosza. Ten też szybko trzeba było zmienić, więc ponownie powtórzyłam czynność. Teraz krew zaprzestała lecieć. Szybko. Upewniłam się, że już koniec i zmyłam resztki krwi z twarzy. Upewniłam się, że wszystko jest dobrze i wyszłam z łazienki.

-Z czym chcesz kanapki ? - zapytał Nathan, a ja podeszłam do wysepki i wybrałam sobie z czym chciałam zjeść kolację.
-To smacznego. - powiedziałam zasiadając wygodnie na krześle.
-Smacznego. A co chcesz robić później ? - zapytał Nathan gryząc swoją ogromną kanapkę.
-A nie wiem. Możemy nawet posiedzieć przed telewizorem.
-Ambitnie.
-Wiadomo. Spędzanie wolnego czasu w pomysłowy sposób.
-Mam parę nowych filmów na dvd.
-No i jestem w raju. - uśmiechnęłam się i zaczęłam zajadać swoją kanapkę.
-O której jutro kończysz ? - zapytał po chwili.
-Późno. - powiedziałam na od chodnego.
-A tak konkretniej ?
-Wrócę na kolację.
-Dlaczego tak późno ?
-Mam dużo zajęć.
-Dziewczyno, ty się tam zamęczysz.
-Nie jest najgorzej.

Po kolacji wzięliśmy jakieś drobne przekąski i wygodnie zasiedliśmy przed telewizorem na wygodnej kanapie. Najpierw Nathan włączył jakiś kryminał, ale po 30 minutach wyłączył, bo był bardzo dziwny. Ostatecznie obejrzeliśmy jedną komedię i zaczęliśmy horror, ale szybko spasowałam i wymówką, że muszę jutro wcześnie wstać, szybko zmyłam się na górę. Tam wzięłam szybki prysznic, wysuszyłam włosy, wmasowałam wszystkie możliwe kremy i zmęczona wyszłam z ciepłej łazienki i runęłam jak trup na łóżko. Mimo ogromnego zmęczenia nie mogłam zasnąć, a gdy mi się już udało to ciągle się przebudzałam, aż budzik irytująco zapiszczał informując, że trzeba wstać. Powolnie z niechceniem wstałam i weszłam czym prędzej pod strumień zimnej wody, która miała mnie rozbudzić, ale nie wyszło. Narzuciłam na siebie dzisiejsze ubrania i zapakowałam potrzebne rzeczy do torebki. Gotowa założyłam sweter i zeszłam na dół. Nathan zapewne jeszcze smacznie spał, a ja szybko połknęłam odpowiednie tabletki i zjadłam jogurt, później znowu połknęłam kolejne kolorowe pigułki. Sprawdzając godzinę wyszłam z domu i szybko doszłam do przystanku, gdzie wsiadłam do odpowiedniego autobusu i odjechałam. Zajęcia rozpoczynają się za pół godziny. Zdążę. Autobus punktualnie zatrzymał się na moim ostatnim przystanku. Wyszłam szybko z pojazdu i szybkim tempem skierowałam się w kierunku szkoły. Jeszcze jeden zakręt i będę na miejscu. Szłam bardzo szybko i przy wejściu na teren szkoły nagle zrobiło mi się ciemno przed oczami, a grunt nagle się zachwiał.

-Wszystko okey ? - ktoś przybiegł i zaniepokojonym głosem zapytał.
-Tak. - udało mi się wychrypieć, puściłam się słupka, którego się trzymałam i zamrugałem parę razy powiekami.

Agnes weź się w garść ! - powtarzałam sobie. Musisz wziąć się w garść.

-Wszystko jest okey. Po prostu śpieszyłam się i narzuciłam szybkie tempo, które przejęło nade mną kontrolę. - w tym momencie rozpoznałam osobę, która się mną zaniepokoiła.
-Cześć. - uśmiechnął się.
-Cześć. Masz jakieś imię ? - uśmiechnęłam się i ruszyłam powoli przed siebie, a on za mną jak cień.
-Mam.
-Wyjawisz je wreszcie ?
-Richard.
-Rick ? - powtórzyłam.
-Wolę krótszą formę.
-Domyślam się. - spojrzałam na niego.

Wysoki, wysportowany, lubiący siłownie co było widać, ciemne oczy, ciemne włosy postawione na żel, porządnie ubrany, z czarnymi okularami w kieszeni kurtki. Pewnie kręcą się wokół niego same dziewczyny.

-A ty ?
-Co ja ? - zapytałam zmieszana.
-Jak masz na imię ?
-Agnes.
-Ładnie.
-Dziękuję.
-Na pewno dobrze się czujesz ?
-Tak. Już jest wszystko dobrze.
-Z mojego punktu widzenia nie wyglądało to najlepiej.
-Tak myślałam, ale naprawdę wszystko jest już okey. - weszliśmy do budynku szkoły.
-Masz teraz jakieś zajęcia ?
-Tak, dwie godziny wykładu o sztuce rzeźbiarskiej.
-A czy te zajęcia nie zostały odwołane ?
-Nic mi o tym nie wiadomo.
-Miałaś je mieć z jakimś kolesiem ?
-Tak. Ktoś miał przyjechać.
-W takim razie nie masz tych zajęć i masz wolne dwie godziny.
- ...
-Ponoć wypadło mu coś ważnego i musiał przełożyć wykład na inny termin.
-Skąd to wiesz ?
-Mam znajomego na tym samym kierunku co ty i mi wczoraj mówił. Ponoć dostaliście wiadomość na pocztę.
-Nie sprawdzałam jej.
-To pewnie dlatego nic nie wiesz. Sprawdź teraz.

Wyjęłam telefon i szybko zalogowałam się na swojej poczcie. Faktycznie dostałam wiadomość od administracji, że pierwsze zajęcia mam odwołane. Co ja teraz będę robić przez dwie godziny ?

-I co ? - zapytał.
-Miałeś rację.
-Rzadko zdarza się, żebym jej nie miał. - uśmiechnął się cwaniacko.
-A ty co teraz masz ?
-Wolne.
-To co tu robisz ?
-Jeżdżę do szkoły z ojcem, więc zawsze jestem tu o tej porze.
-Nie lepiej było by ci wybrać się autobusem później ?
-Z milionem przesiadek po drodze ? Nie.
-To gdzie ty mieszkasz ?
-Pod Londynem.
-Daleko ?
-Jakieś 40 minut.
-I co zazwyczaj robisz czekając na zajęcia ?
-Zwiedzam.
-To pewnie stąd znasz wszystkie zakamarki tej szkoły.
-Właśnie stąd. Nawet mogę zabrać cię w jedno interesujące miejsce. Niedaleko stąd.
-Na terenie szkoły ?
-Nie. Trzeba się trochę oddalić, ale spokojnie doskonale znam tę okolicę.
-I tak nie mam co ze sobą zrobić.
-Wchodzisz w to ?
-Czemu nie ? - uśmiechnęłam się i po chwili już byliśmy w drodze do nie wiadomo czego.

Po jakiś dziesięciu minutach zatrzymaliśmy się w jakimś pustym miejscu. Był to stary park, aczkolwiek trawa była równo ścięta na może jakieś dwa centymetry, woda w fontannie wesoła pluskała, a ptaki wesoło śpiewały. Co prawda stan ławek był okropny, ale na trawię również można było usiąść, ewentualnie na brzegu fontanny. Po ścieżkach biegało parę osób ze słuchawki w uszach, ale i tych nie było dużo. W oddali zauważyłam starszego pana, który powoli spacerował między alejkami.

-Dlaczego tu nikt nie chodzi ? - zapytałam.
-Bo nikt nie docenia tego miejsca.
-Tu jest tak ślicznie i tak dużo miejsca. Tak zielono i cicho.
-Pewnie mało osób wie o tym, że tutaj jest park.
-Droga tutaj nawet nie jest oznakowana, a gdy mnie tu prowadziłeś to nie widziałam tutaj nic ładnego. Wejście było tak zarośnięte.
-Jeżeli o to chodzi to owszem park jest zaniedbany, ale widzę, że ktoś kosił trawę. - Rick pościelił na zielonej trawie swoją kurtkę. - Usiądziesz ?
-Pewnie. - usiadłam, a po chwili dołączył i on, urwał źdźbło trawy i wsadził sobie w usta, po chwili rozbrzmiał charakterystyczny dźwięk.
-Podoba ci się tu ?
-Tak. - powiedziałam oglądając okolicę. - Jest świetnie.

Ciesząc oczy tymi pięknymi widokami zastanawiałam się ile dziewczyn już tutaj przyprowadził i dlaczego zrobił to ze mną. Nie uważałam siebie za kogoś wyjątkowego, a jednak mnie tu przyprowadził. Może był już tak znudzony, że każde towarzystwo mu pasowało.

-O czym tak intensywnie myślisz ? - zaśmiał się.
-Zastanawiam się dlaczego mnie tu przyprowadziłeś.
-Bo cię polubiłem i wydaję mi się, że lubisz takie klimaty.
-To prawda. Lubię takie rzeczy.
-Nie myliłem się. Jesteś z Londynu ?
-Nie. Tutaj tylko się uczę.
-Mieszkasz gdzieś pod Londynem ?
-Nie. Dwie godziny jazdy stąd.
-Masz tutaj jakąś rodzinę u której mieszkasz ?
-Pomieszkuję u przyjaciela.
-Fajnie. Długo się znacie ?
-Od dzieciństwa. Razem ze swoją siostrą zastępowali mi rodzeństwo, które zawsze chciałam mieć, ale nie mogłam.
-Takie przyjaźnie są najpiękniejsze i bardzo rzadkie w tych czasach.
-To prawda. Razem tworzyliśmy niezłą trójkę, ale teraz każde rozeszło się w swoją stronę, więc było mi naprawdę miło jak mój przyjaciel zaproponował mi żebym z nim zamieszkała. Bardzo długo się nie widzieliśmy.
-Też chciałbym mieć kogoś komu mógłbym zaufać.
-Nie masz nikogo takiego ?
-Nie. Też jestem jedynakiem, a rodzice jakby się mną nie przejmują koniecznie. Chociaż jeżeli chodzi o moją edukację to myślę, że za bardzo się rządzą.
-Co studiujesz ?
-Prawo. Mamusia tak chciała.
-Przykro mi, że musisz robić coś czego nie chcesz. - spojrzałam na niego.
-Nie jest najgorzej. Mój ojciec jest prawnikiem, dziadek też nim był. Matka jest sędzią. Rodzinna tradycja.
-Jesteś pewny, że chcesz ją kontynuować ? - spojrzał na mnie.
-Mam inne wyjście ? - patrzyliśmy sobie długo w oczy, po czym Rick uciekł spojrzeniem na niebo. - Chyba musimy się zbierać na niebie są duże chmury. Pewnie zaraz lunie. - wstał i podał mi swoją dużą dłoń, pomógł wstać.

Po chwili już szybciutko wracaliśmy do szkoły i akurat, gdy weszliśmy pod dach budynku pierwsze kropelki spadły na ziemię. Nawet nie wiem kiedy upłynęły mi ten dwie godziny, nie sądziłam, że ten cały czas spędziliśmy w magicznym parku.

-Do zobaczenia. Mam nadzieję, że nic ci się dzisiaj już nie stanie. - powiedział, korytarze się zapełniały.
-Też mam taką nadzieję. Cześć i dziękuję za wycieczkę.
-Nie ma sprawy. - puścił oczko i odszedł zakładając swoje ciemne okulary na nos.

Było mi go szkoda. Robił coś czego najprawdopodobniej nie chciał robić. Zerknęłam w plan i poszłam do odpowiedniej sali, na kolejny nudny wykład, który wcale mnie nie interesował. Po kolejnych nudnych wykładach i całej tej gadaninie miałam okienko. Znalazłam w torebce jakieś jedzenie. Nie najgorzej. Idąc korytarzem znowu poczułam walę ciepła, więc szybko skierowałam się do toalety. Znowu krwawiłam. Wzięłam papierowy ręcznik i szybko przyłożyłam go do nosa. Wzięłam kolejny i zamknęłam się w kabinie. Gdy pierwsza partia przeciekła przyłożyłam kolejną, a krew leciała nadal. Gdy papier się skończył wzięłam papier toaletowy. Krew uparcie nie chciała przestać lecieć. Miałam jeszcze jedne zajęcia. Nie były obowiązkowe. Przerwa zleciała w szybkim tempie, a ja nadal nie mogłam uporać się z krwawiącym nosem. Usłyszałam czyjeś kroki.

-Agnes ?
-To damska toaleta. - rozpoznałam głos.
-Czekałem na ciebie, ale długo nie wychodziłaś. Wszystko okey ?
-Nie. Możesz podać mi ręcznik papierowy ?
-A otworzysz mi drzwi ?

Nie chciałam, żeby ktokolwiek mnie teraz widział. Nie wiedziałam jak wyglądam, a nie chciałam nikogo wystraszyć. Po chwili poczułam, że trzymany przeze mnie papier zwilżył się maksymalnie, więc przyparta do muru otworzyłam drzwi do kabiny. Przed nimi stał Rick z dwoma kawałkami ręczniku papierowego.

-Obawiam się, że to może być za mało. - zabrał mu to z ręki i przyłożyłam do nosa.
-Co się stało ?! - odwrócił się i po chwili wrócił z całą masą ręczników.
-Nic. Tak po prostu mam. - znowu mu zabrałam.
-Schyl głowę. - posłuchałam się go i po jakiś pięciu minutach krew przestała lecieć.

Rick pomógł mi wstać i powoli doszłam do umywalek. Miałam cały zakrwawiony noc. Szybko zmyłam jej resztki. Byłam tak strasznie blada.

-Miało ci się już dzisiaj nic nie dziać.
-Przepraszam. - spojrzałam na niego. - Zadzwonisz może po taksówkę ?
-Gdzie chcesz jechać ?
-Muszę pojechać do domu.
-Pewnie. - wyjął telefon i zadzwonił, a ja w tym czasie połknęłam parę tabletek. - Co to ?
-Muszę je brać. Przyjedzie ktoś ?
-Tak, ale jadę z Tobą.
-Nie musisz.
-Właśnie, że muszę.

Wyszliśmy ze szkoły, a później stanęliśmy przed bramą. Po chwili przyjechała taksówka, która dowiozła nas pod mieszkanie. Nie byłam pewna czy zastanę Nathana w domu. Ciężko było mi przekonać chłopaka, że dam już sobie radę. Nie wiedziałam, czy mogę kogoś przyprowadzić do mieszkania, w końcu należało do Nathana, a on nie był zwykłym chłopakiem tylko piosenkarzem. Po dosyć długiej kłótni udało mi się samej wejść do budynku. Tam wjechałam windą na odpowiednie piętro i weszłam do mieszkania.

-Jestem ! - krzyknęłam, ale nie dostałam żadnej odpowiedzi, weszłam na schody.

Zamknęłam się u siebie w pokoju i położyłam. Byłam taka zmęczona jak i głodna, ale nie byłam w stanie nic już zrobić.

-Agnes ? - do sypialni wszedł Nathan. - Miałaś być później.
-Źle się czułam.
-Bardzo źle ? Co się stało. - usiadł na brzegu łóżka.
-Po prostu musiałam wrócić.
-Może zawieść cię do szpitala ?
-Nie. Jeżeli byś mógł to zrobisz mi coś do jedzenia ? Jestem strasznie głodna, ale nie mam siły zejść na dół.
-Pewnie, ale na pewno wszystko jest okey ?
-Tak. Obiecuję, że jest okey. Nic się nie dzieję. - na razie.
-Dobrze, ale jakby coś się działo to daj znać.
-Okey.

Nathan wyszedł, a po chwili rozbrzmiał mi telefon. Nieznany numer.

Jak się czujesz ? R.”
Dobrze. Jestem tylko potwornie zmęczona. Nie ma powodów do obaw.”
Wcale. Byłaś taka blada.”
To u mnie normalne.”
Ale dlaczego ?”
To temat na dłuższą rozmowę, ale raczej nie myślę, że będę skora ci o wszystkim opowiedzieć.”


Wyłączyłam telefon, nie miałam siły się nikomu tłumaczyć. Marzyłam tylko o tym, żeby ten ból już minął.  


Hej !
Wszystko co dobre, szybko się kończy :(
Nie mam nic do dodania.
Pa <3