niedziela, 11 maja 2014

#17 "Nie lubię pożegnań."

#Agnes


Londyn – stolica Wielkiej Brytanii, miejsce w którym zawsze chciałam żyć, pracować, miejsce pełne życia, ludzi, kultur, języków. Miejsce, o którym wiele osób marzy, dla niektórych to brama do lepszego życia. Wiele ciekawych miejsc do zobaczenia, wiele ciemnych uliczek, w które nikt nie chciałby trafić w ciemną, zimną noc. Pełne życia serce wyspy, a ja czułam się w nim samotna. A jeżeli tak nie było to czułam wielką rozpacz, bo dzień wyjazdu Nathana wypadał właśnie dzisiaj.

Zastanawiałam się jak to teraz będzie wyglądało. Ostatnimi dniami i tak byłam sama w tym ogromnym mieszkaniu, chociaż każdego dnia wracałam do niego z ogromną nadzieją, że jednak zobaczę w nim Nathana, albo chociaż kogokolwiek. Oczywiście tak nie było, jedynie w piekarniku czekał na mnie ciepły obiad, który uświadamiał mi o tym, że paręnaście minut temu był tutaj Nathan, a ja się spóźniłam.

Zimne powietrze pierwszych dni października było już wyczuwalne i odczuwalne od paru dni. Zmęczona i smutna zwlokłam się z łóżka, była sobota powinnam pospać dłużej, ale chciałam po prostu porozmawiać z Nathanem przed tym jak zniknie mi z zasięgu wzroku na długi czas.

Nienawidziłam tej pory roku, była okropna. Byłam taka osłabiona, blada i bezosobowa. Wykasłałam się i weszłam do łazienki. Nawet nie spojrzałam w lustro, bo nie chciałam widzieć tej bladej zmory jaką teraz byłam. Wzięłam ciepły prysznic, umyłam zęby i nakładając jedynie lekki krem koloryzujący zakończyłam swoją poranną toaletę. Nałożyłam na siebie przypadkowy zestaw i spięłam włosy. Zeszłam na dół.

-Cześć ! - Nathan przyjaźnie się ze mną przywitał. - Myślałem, że będziesz dzisiaj dłużej spała. - podszedł do mnie, żeby dać mi buziaka w policzek i wrócił do robienia kanapek. - Ale chyba się nie wyspałaś, co ?

Poruszyłam ramionami i podeszłam do lodówki, tam przyglądałam się jej zawartości przez dłuższy czas, po którym wyjęłam sobie twarożek ze szczypiorkiem i podałam go Nathanowi, który zgodził się na zrobienie mi kanapek. Zalałam kubek z herbatą i usiadłam do stołu czekając na Nathana ze śniadaniem.

-Masz jakieś plany ? - dosiadł się do mnie.
-W piątek wyjeżdżam do rodziców.
-A co będziesz robić do piątku ?
-Mam szkołę. - ugryzłam kanapkę.
-Przecież nie możesz wpadać w rutynę.

Chyba już w niej wylądowałam.

-Nie masz żadnych zdjęć ?
-Nie.
-Do tej pory nie miałaś żadnych.
-Bo najwyżej mnie nikt nie potrzebował. Nathan to nie jest tak, że w każdym tygodniu je mam. To albo jest, albo go nie ma.
-Okey.
-Lepiej mów jak się czujesz przed wylotem ?
-No wiesz, te parę godzin jakie mnie czekają w samolocie jakoś mnie nie cieszą, ale sam pobyt tam mnie bardzo cieszy. Tam jest ciągle ciepło.
-Nie to co tutaj. - celnie zauważyłam.
-Taki mamy klimat. - uśmiechnął się. - Jakoś niewyraźnie wyglądasz.
-Zdaje ci się.

Usłyszeliśmy dzwonek do drzwi i Nathan poszedł otworzyć. Po chwili usłyszałam męski i żeński głos na korytarzu oraz dźwięk kółek z walizek na panelach. Po chwili do kuchni weszła Caroline z Max'em.

-O cześć kochanie. - Caroline szybko mnie zauważyła. - Jak ja cię dawno nie widziałam kruszynko.
-Tak jakoś wyszło. - dodałam.
-Cześć Ag.
-Hej Max. - wróciłam wzrokiem do swoich kanapek.
-Widzę, że załapaliśmy się na śniadanko. - zaśmiał się kolega Nath'a.
-Wiecznie nie najedzony. - Nathan wrócił na swoje miejsce przy stole, a goście zaczęli szperać po szafkach i lodówce. - Czujcie się jak u siebie.
-A nie widzisz, że właśnie tak się u ciebie czujemy Lil Natty. - Caroline wystawiła mu język.
-To, że jesteś starsza nie oznacza, że możesz mną pomiatać. - dodał Nathan.
-Nie wypominaj mi mojego atrakcyjnego wieku, zresztą ja zawsze Tobą pomiatam kochany. - uśmiechnęła się do niego słodko.
-Nie pozwalaj sobie. - droczyli się dalej.
-To ty sobie nie pozwalaj, bo tak cię ubiorę w LA, że się ośmieszysz.
-Uważaj, bo ci na to pozwolę. Przypomnij mi raz jeszcze dlaczego ty z nami jedziesz ?
-Nathan ! - rozbawiony Max podniósł głos. - Zakończ to.
-Nie widzisz, że prowadzimy miłą przyjacielską konwersację między sobą ? - dodał ze śmiechem Nathan.
-Nie. - a po chwili dodał - Oddaj !
-Za późno. Już ugryzłam. - Caroline z nadgryzioną kanapką i kubkiem parującej czarnej kawy dosiadła się do nas.
-Teraz sam zacząłem się zastanawiać nad tym dlaczego z nami jedziesz.
-Wiesz co George ? Jak bym miała pod ręką coś czym mogłabym cię uderzyć to nie zawahałabym się ani chwili.
-Na szczęście nic nie masz. - Max pociągnął z jej kubka dużego łyka kawy.
-O ty ! - Car kopnęła Max'a w piszczel, przez co zaczął boleśnie wydawać z siebie dźwięki. - I dobrze ci tak. - odebrała swój do połowy opróżniony kubek.

Chyba tutaj nie pasowałam i nawet nie czułam się tutaj widoczna, po prostu zajmowałam miejsce i zużywałam tlen. Nic więcej. Obserwowałam ich wspólne docinki i aż miałam ochotę się stąd ulotnić, ale postanowiłam tego nie robić, bo jednak też należę do tego towarzystwa, a nie chciałam spędzać tych ostatnich chwil Nathana w domu z dala od niego.

-Pewnie będziesz tęsknić za Nathanem, co ? - zapytał mnie Max.
-Pewnie, że tak, ale już się przyzwyczaiłam, że się ostatnimi dniami ciągle mijaliśmy. Nie oczekuję od niego pełno dniowej opieki, przecież. - próbowałam, żeby zabrzmiało to jak żart, a wyszło jak oskarżenie.
-Faktycznie ostatnio nie spędzaliśmy ze sobą dużo czasu. Przepraszam cię za to.
-Nie tłumacz się. Przecież sama ci mówiłam, żebyś żył swoim rytmem i nie przejmował się mną. Pójdę po leki.

Wyszłam nie chcąc brnąć w ten niebezpieczny temat. Nie chciałam mu zarzucać winy, ale z drugiej strony czułam się przez niego zaniedbana, ale najwyraźniej muszę w końcu dorosnąć. Może ja faktycznie dalej potrzebuje czyjeś opieki, kogoś kto by stał nade mną i dyktował mi co mam robić ? Nie tak miało być.

Wyszłam na korytarz, gdzie stały cztery ogromne walizki i jedna większa torba podróżna, weszłam na schody i szybko je pokonałam. I chyba za szybko to zrobiłam, bo na szczycie zakręciło mi się w głowie. Złapałam się poręczy i gdy minęło już to niemiłe zaćmienie poszłam dalej. Otworzyłam drzwi do swojego ślicznego pokoju, który bardzo lubiłam i wyjęłam leki, które popiłam wodą z kranu. Usiadłam na łóżku i bezczynnie wpatrywałam się w niebo za oknem.

-Można ? - przestraszona odwróciłam się do źródła głosu.
-Tak. - odpowiedziałam niepewnie widząc brązową czuprynę Nathana w drzwiach.

Wróciłam wzrokiem do okna, a chłopak powoli dosiadł się do mnie również wpatrzony w niebo, po dłuższej chwili ciszy się odezwał.

-Też jestem smutny, że muszę stąd wyjechać.
-Na pewno nie jesteś.
-Skąd masz taką pewność ?
-Bo mam oczy i widzę, że się cieszysz tym wyjazdem i wcale mnie to nie dziwi. To twoje życie, wymarzone życie, więc cieszę się twoim szczęściem.
-Pod tym względem to faktycznie się cieszę, ale nie chcę cię zostawiać tutaj samą.
-Przecież sobie poradzę. Chyba wiedziałeś na co się godzisz, kiedy mi proponowałeś wspólne mieszkanie ?
-No tak, ale nie chcę cię tak zaniedbywać.
-Przestań. - spojrzałam na niego, a ten po chwili zrobił to samo. - Też byłam świadoma tego rezultatów, więc nie ma o czym mówić. Kiedy masz samolot ?
-O 12:52.
-Powinniście się zaraz zbierać.
-Mamy jeszcze chwile.
-Spakowałeś wszystko ?
-Tak.
-Ile masz walizek ?
-Trzy.
-Wszystkie full capy brałeś ?
-Nie, tylko część.

Uśmiechnęłam się pod nosem.

-A które ?
-Tylko te ulubione i nowe.
-Przylecisz na święta ?
-Raczej tak. Powinniśmy wrócić jakoś pod koniec roku.
-A później ?
-Co później ?
-Co będziecie robić później ?
-Pewnie nagrywać teledyski, przygotowywać promocje płyty. Może nasunie się coś jeszcze.
-Cieszę się, że się spełniasz.

Uśmiechnął się i zamilkliśmy.

-Jess wspominała, że do ciebie przyjedzie.
-Kiedy ? - spojrzałam na niego.
-Jakoś w środę, albo czwartek. Odebrałabyś ją z dworca ?
-Pewnie, ale dlaczego przyjeżdża ?
-Żebyś nie była sama, zresztą bardzo chciała tutaj przyjechać po pierwszym trymestrze.
-Ale przecież pierwszy trymestr kończy się dopiero w piątek.
-U niej jakoś wcześniej się kończy, więc się jej spodziewaj, zresztą jeszcze ma zadzwonić do ciebie.
-Fajnie.
-No, to sobie posiedzicie razem. Masz pewnie teraz dużo egzaminów, co ?
-Zawsze tak jest na zakończenie trymestru.
-Pewnie zdasz wszystko na najwyższą ocenę.
-No nie wiem. - uśmiechnęłam się.
-Zejdziemy na dół ?
-Już się zbierasz ?
-Muszę. - powiedział z ociąganiem. - Na pewno nie chcesz pojechać z nami na lotnisko ? Wróciłabyś taksówką.
-Nie. Wolę się z Wami pożegnać tutaj na spokojnie. Tam pewnie będzie tłum fanek.
-Jak wolisz.

Zeszliśmy na dół, gdzie Caroline rozmawiała z Max'em w kuchni.

-Pewnie się cieszysz, co ? Zobaczysz się wreszcie z Niną.
-Tak. Ostatnio nawet nie mieliśmy czasu ze sobą porozmawiać, bo miała dużo pracy i nie miała chwili wytchnienia.
-Też się cieszę, że się z nią spotkam.
-A ja się cieszę, że się w końcu opalę. Zazdroszczę ci karnacji.
-No wiesz. - dziewczyna ostentacyjnie nawinęła swoje brązowe loki na palca. - Ma się jednak te hiszpańskie korzenie.
-Hiszpańskie ? - zapytałam, a ci zorientowali się, że ich obserwujemy.
-Moja mama stamtąd pochodzi.
-A tato jest stuprocentowym Anglikiem. - uzupełnił Max.
-No tak. - uśmiechnęła się. - Czyli już jedziemy ?
-Tak. - Nathan się odezwał.
-Nie lubię pożegnań, więc zróbmy to szybko. - szepnęłam do niego, gdy goście wstawali od stołu.
-Ja też ich nie lubię.

Wyszliśmy na korytarz, gdzie stały już walizki Nathana. Nathan wyjął z szafy kurtki i oddał je do swoich właścicieli, ci zwinnie je założyli, ale oczywiście Caroline, która jest stylistką poprawiła nieco strój Max'a, a ten tylko westchnął i przewrócił oczami.

-To co ? - Nathan spojrzał na mnie niepewnie.
-Miłego lotu. - uśmiechnęłam się tuląc go.
-Gdyby coś się działo to dzwoń, pisz, cokolwiek.
-Nic się nie będzie dziać. - odsunęłam się do niego i podszedł do mnie Max.
-Trzymaj się mała.
-Cześć Max. Pozdrów ode mnie Ninę.
-Pewnie. - uśmiechnął się wypuszczając mnie z ramion.
-Czyli ponownie zobaczymy się dopiero za trzy miesiące ? - Caroline podeszła do mnie powoli.
-Tak wypada. - przytuliłam ją.
-Znowu się nie nagadałyśmy. - roześmiała się dźwięcznie.
-Takie życie. - odsunęłam się od niej.

Każde chwyciło swoje walizki i Max z Car wyszli złapać windę. Nathan jeszcze został.

-Mieszkanie jest już opłacone, więc o to się nie martw. Z twoimi rodzicami ustaliliśmy, że ktoś tutaj z Tobą później przyjedzie, ale to pewnie jeszcze dogadacie jak pojedziesz do Gloucester. Jess pewnie też ci się zwali na głowę, bo ona ma ostatnio dużo wolnego. Gdybyś czegoś jednak potrzebowała to daj znać.
-Nie martw się. - uśmiechnęłam się.
-W takim razie do zobaczenia. - dał mi buziaka w policzek i wyszedł odwracając się jeszcze z promiennym uśmiechem.


Chwilę później winda z nimi zjechała na sam dół, a w oknie widziałam ich wsiadających do mini vana. Pomachałam jeszcze Nathanowi i tak oto w ten sposób znowu zostałam sama. Zeszłam jeszcze na dół upewnić się, że zamknęłam drzwi i poszłam do kuchni posprzątać po śniadaniu.  


Hej !
Nathan wyjechał. I co dalej ? Ja wiem, a wy wiecie ? 
Do następnego <3

9 komentarzy:

  1. Rozdział jest wspaniały jak zawsze i wszystko jest idealne, ale nie podoba mi się jedna, jedyna rzecz... Nathan i reszta wyjechali. :c
    Jejuś i co teraz będzie się dziać? :c Juz się boję o Agnes. Ty wiesz, ale ja nieee... :c
    Pisz, pisz następny! ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Poszalejmy i może : Nathan wyjechał, Agnes zrobi dziką imprezę , zaprosi jakiś kolegów ^^ i bd ostrooooo :D hmmm tak ......wiec tyle z mojej inwencji twórczej, a teraz tak na poważnie to rozdział boski i ty o tym wiesz, ale znowu mi tak strasznie smutaśnie :( poproszę coś wesołego tak na poprawę humoru :P do następnego skarbie i oby był szybciutko , bo strasznie jestem ciekawa co bd dalej <3 buziaki :P
    aaa no i jeszcze muszę dodać, ze świetnie oddajesz uczucia Agnes , serio jak to czytam to tak jakbym oglądała film i widziała wszystko dokładnie <3 genialnie <3

    OdpowiedzUsuń
  3. szkoda mi Agnes, zostanie sama w domu ehh, no ale rozdział bardzo fajny ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Opuszczasz sie z z pisaniem. Najpierw piszesz ze beda co niedziele, a jak sie okazuje wychodza co dwa tygodnie. Moze tak zdecyduj sie na jakis termin konkretny co?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A moze tak drogi anonimku zrozumialbys, ze bloggerki poza blogami maja tez zycie osobiste i inne sprawy na glowie? ;) czasami wychodza sprawy, ktore burza nasze plany. Mysle, ze na pewno nie raz zburzyly i Twoje. Wiecej zrozumienia!
      A ja bede czekala na rozdzial tylw ile trzeba, Asienko. Wiec don't worry :*

      Usuń
    2. Owszem rozumiem coś takiego, ale jeśli pisze autorka ze rozdziały będą co niedziela to niech najlepiej napisze ze rozdział co miesiąc albo ci dwa tygodnie niż tak. A jeśli nie wyrabia się z pisaniem rozdziałów na kilku blogach to niech pozostanie przy jednym i będzie konkretnie. Pozdrawiam

      Usuń
  5. Ooo smutno. Biedna Agnes..
    Nie dosc ze czula sie zaniedbywana, to jeszcze musiala go teraz pozegnac i czuje sie samotna :(
    Ale dobrze, ze Jess ja odwiedzi, przynajmniej bedzie miala w koncu kompana do rozmowy, na ktorego bedzie mogla liczyc ;D
    Ja nie wiem, niestety co wykombinowalas ale mam nadzieje, ze na dlugo ich nie rozdzielisz :p a znajac Ciebie to... roznych rzeczy moge sie spdziewac :p
    Pozostaje mi czekac na ciag dalszy :D i juz mam nadzieje ze bede na biezaco z komentowaniem, sciskam! :) :**

    OdpowiedzUsuń
  6. Dodasz tu cos czy tak wieki bedzie pustka z rozdzialem?Sama ustalasz termin dodawania, a i tak kicha z tego wychodzi...

    OdpowiedzUsuń
  7. No i po akcji. Byly rozdzial a teraz pustka. Slabiutko...

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz :)