niedziela, 11 maja 2014

#17 "Nie lubię pożegnań."

#Agnes


Londyn – stolica Wielkiej Brytanii, miejsce w którym zawsze chciałam żyć, pracować, miejsce pełne życia, ludzi, kultur, języków. Miejsce, o którym wiele osób marzy, dla niektórych to brama do lepszego życia. Wiele ciekawych miejsc do zobaczenia, wiele ciemnych uliczek, w które nikt nie chciałby trafić w ciemną, zimną noc. Pełne życia serce wyspy, a ja czułam się w nim samotna. A jeżeli tak nie było to czułam wielką rozpacz, bo dzień wyjazdu Nathana wypadał właśnie dzisiaj.

Zastanawiałam się jak to teraz będzie wyglądało. Ostatnimi dniami i tak byłam sama w tym ogromnym mieszkaniu, chociaż każdego dnia wracałam do niego z ogromną nadzieją, że jednak zobaczę w nim Nathana, albo chociaż kogokolwiek. Oczywiście tak nie było, jedynie w piekarniku czekał na mnie ciepły obiad, który uświadamiał mi o tym, że paręnaście minut temu był tutaj Nathan, a ja się spóźniłam.

Zimne powietrze pierwszych dni października było już wyczuwalne i odczuwalne od paru dni. Zmęczona i smutna zwlokłam się z łóżka, była sobota powinnam pospać dłużej, ale chciałam po prostu porozmawiać z Nathanem przed tym jak zniknie mi z zasięgu wzroku na długi czas.

Nienawidziłam tej pory roku, była okropna. Byłam taka osłabiona, blada i bezosobowa. Wykasłałam się i weszłam do łazienki. Nawet nie spojrzałam w lustro, bo nie chciałam widzieć tej bladej zmory jaką teraz byłam. Wzięłam ciepły prysznic, umyłam zęby i nakładając jedynie lekki krem koloryzujący zakończyłam swoją poranną toaletę. Nałożyłam na siebie przypadkowy zestaw i spięłam włosy. Zeszłam na dół.

-Cześć ! - Nathan przyjaźnie się ze mną przywitał. - Myślałem, że będziesz dzisiaj dłużej spała. - podszedł do mnie, żeby dać mi buziaka w policzek i wrócił do robienia kanapek. - Ale chyba się nie wyspałaś, co ?

Poruszyłam ramionami i podeszłam do lodówki, tam przyglądałam się jej zawartości przez dłuższy czas, po którym wyjęłam sobie twarożek ze szczypiorkiem i podałam go Nathanowi, który zgodził się na zrobienie mi kanapek. Zalałam kubek z herbatą i usiadłam do stołu czekając na Nathana ze śniadaniem.

-Masz jakieś plany ? - dosiadł się do mnie.
-W piątek wyjeżdżam do rodziców.
-A co będziesz robić do piątku ?
-Mam szkołę. - ugryzłam kanapkę.
-Przecież nie możesz wpadać w rutynę.

Chyba już w niej wylądowałam.

-Nie masz żadnych zdjęć ?
-Nie.
-Do tej pory nie miałaś żadnych.
-Bo najwyżej mnie nikt nie potrzebował. Nathan to nie jest tak, że w każdym tygodniu je mam. To albo jest, albo go nie ma.
-Okey.
-Lepiej mów jak się czujesz przed wylotem ?
-No wiesz, te parę godzin jakie mnie czekają w samolocie jakoś mnie nie cieszą, ale sam pobyt tam mnie bardzo cieszy. Tam jest ciągle ciepło.
-Nie to co tutaj. - celnie zauważyłam.
-Taki mamy klimat. - uśmiechnął się. - Jakoś niewyraźnie wyglądasz.
-Zdaje ci się.

Usłyszeliśmy dzwonek do drzwi i Nathan poszedł otworzyć. Po chwili usłyszałam męski i żeński głos na korytarzu oraz dźwięk kółek z walizek na panelach. Po chwili do kuchni weszła Caroline z Max'em.

-O cześć kochanie. - Caroline szybko mnie zauważyła. - Jak ja cię dawno nie widziałam kruszynko.
-Tak jakoś wyszło. - dodałam.
-Cześć Ag.
-Hej Max. - wróciłam wzrokiem do swoich kanapek.
-Widzę, że załapaliśmy się na śniadanko. - zaśmiał się kolega Nath'a.
-Wiecznie nie najedzony. - Nathan wrócił na swoje miejsce przy stole, a goście zaczęli szperać po szafkach i lodówce. - Czujcie się jak u siebie.
-A nie widzisz, że właśnie tak się u ciebie czujemy Lil Natty. - Caroline wystawiła mu język.
-To, że jesteś starsza nie oznacza, że możesz mną pomiatać. - dodał Nathan.
-Nie wypominaj mi mojego atrakcyjnego wieku, zresztą ja zawsze Tobą pomiatam kochany. - uśmiechnęła się do niego słodko.
-Nie pozwalaj sobie. - droczyli się dalej.
-To ty sobie nie pozwalaj, bo tak cię ubiorę w LA, że się ośmieszysz.
-Uważaj, bo ci na to pozwolę. Przypomnij mi raz jeszcze dlaczego ty z nami jedziesz ?
-Nathan ! - rozbawiony Max podniósł głos. - Zakończ to.
-Nie widzisz, że prowadzimy miłą przyjacielską konwersację między sobą ? - dodał ze śmiechem Nathan.
-Nie. - a po chwili dodał - Oddaj !
-Za późno. Już ugryzłam. - Caroline z nadgryzioną kanapką i kubkiem parującej czarnej kawy dosiadła się do nas.
-Teraz sam zacząłem się zastanawiać nad tym dlaczego z nami jedziesz.
-Wiesz co George ? Jak bym miała pod ręką coś czym mogłabym cię uderzyć to nie zawahałabym się ani chwili.
-Na szczęście nic nie masz. - Max pociągnął z jej kubka dużego łyka kawy.
-O ty ! - Car kopnęła Max'a w piszczel, przez co zaczął boleśnie wydawać z siebie dźwięki. - I dobrze ci tak. - odebrała swój do połowy opróżniony kubek.

Chyba tutaj nie pasowałam i nawet nie czułam się tutaj widoczna, po prostu zajmowałam miejsce i zużywałam tlen. Nic więcej. Obserwowałam ich wspólne docinki i aż miałam ochotę się stąd ulotnić, ale postanowiłam tego nie robić, bo jednak też należę do tego towarzystwa, a nie chciałam spędzać tych ostatnich chwil Nathana w domu z dala od niego.

-Pewnie będziesz tęsknić za Nathanem, co ? - zapytał mnie Max.
-Pewnie, że tak, ale już się przyzwyczaiłam, że się ostatnimi dniami ciągle mijaliśmy. Nie oczekuję od niego pełno dniowej opieki, przecież. - próbowałam, żeby zabrzmiało to jak żart, a wyszło jak oskarżenie.
-Faktycznie ostatnio nie spędzaliśmy ze sobą dużo czasu. Przepraszam cię za to.
-Nie tłumacz się. Przecież sama ci mówiłam, żebyś żył swoim rytmem i nie przejmował się mną. Pójdę po leki.

Wyszłam nie chcąc brnąć w ten niebezpieczny temat. Nie chciałam mu zarzucać winy, ale z drugiej strony czułam się przez niego zaniedbana, ale najwyraźniej muszę w końcu dorosnąć. Może ja faktycznie dalej potrzebuje czyjeś opieki, kogoś kto by stał nade mną i dyktował mi co mam robić ? Nie tak miało być.

Wyszłam na korytarz, gdzie stały cztery ogromne walizki i jedna większa torba podróżna, weszłam na schody i szybko je pokonałam. I chyba za szybko to zrobiłam, bo na szczycie zakręciło mi się w głowie. Złapałam się poręczy i gdy minęło już to niemiłe zaćmienie poszłam dalej. Otworzyłam drzwi do swojego ślicznego pokoju, który bardzo lubiłam i wyjęłam leki, które popiłam wodą z kranu. Usiadłam na łóżku i bezczynnie wpatrywałam się w niebo za oknem.

-Można ? - przestraszona odwróciłam się do źródła głosu.
-Tak. - odpowiedziałam niepewnie widząc brązową czuprynę Nathana w drzwiach.

Wróciłam wzrokiem do okna, a chłopak powoli dosiadł się do mnie również wpatrzony w niebo, po dłuższej chwili ciszy się odezwał.

-Też jestem smutny, że muszę stąd wyjechać.
-Na pewno nie jesteś.
-Skąd masz taką pewność ?
-Bo mam oczy i widzę, że się cieszysz tym wyjazdem i wcale mnie to nie dziwi. To twoje życie, wymarzone życie, więc cieszę się twoim szczęściem.
-Pod tym względem to faktycznie się cieszę, ale nie chcę cię zostawiać tutaj samą.
-Przecież sobie poradzę. Chyba wiedziałeś na co się godzisz, kiedy mi proponowałeś wspólne mieszkanie ?
-No tak, ale nie chcę cię tak zaniedbywać.
-Przestań. - spojrzałam na niego, a ten po chwili zrobił to samo. - Też byłam świadoma tego rezultatów, więc nie ma o czym mówić. Kiedy masz samolot ?
-O 12:52.
-Powinniście się zaraz zbierać.
-Mamy jeszcze chwile.
-Spakowałeś wszystko ?
-Tak.
-Ile masz walizek ?
-Trzy.
-Wszystkie full capy brałeś ?
-Nie, tylko część.

Uśmiechnęłam się pod nosem.

-A które ?
-Tylko te ulubione i nowe.
-Przylecisz na święta ?
-Raczej tak. Powinniśmy wrócić jakoś pod koniec roku.
-A później ?
-Co później ?
-Co będziecie robić później ?
-Pewnie nagrywać teledyski, przygotowywać promocje płyty. Może nasunie się coś jeszcze.
-Cieszę się, że się spełniasz.

Uśmiechnął się i zamilkliśmy.

-Jess wspominała, że do ciebie przyjedzie.
-Kiedy ? - spojrzałam na niego.
-Jakoś w środę, albo czwartek. Odebrałabyś ją z dworca ?
-Pewnie, ale dlaczego przyjeżdża ?
-Żebyś nie była sama, zresztą bardzo chciała tutaj przyjechać po pierwszym trymestrze.
-Ale przecież pierwszy trymestr kończy się dopiero w piątek.
-U niej jakoś wcześniej się kończy, więc się jej spodziewaj, zresztą jeszcze ma zadzwonić do ciebie.
-Fajnie.
-No, to sobie posiedzicie razem. Masz pewnie teraz dużo egzaminów, co ?
-Zawsze tak jest na zakończenie trymestru.
-Pewnie zdasz wszystko na najwyższą ocenę.
-No nie wiem. - uśmiechnęłam się.
-Zejdziemy na dół ?
-Już się zbierasz ?
-Muszę. - powiedział z ociąganiem. - Na pewno nie chcesz pojechać z nami na lotnisko ? Wróciłabyś taksówką.
-Nie. Wolę się z Wami pożegnać tutaj na spokojnie. Tam pewnie będzie tłum fanek.
-Jak wolisz.

Zeszliśmy na dół, gdzie Caroline rozmawiała z Max'em w kuchni.

-Pewnie się cieszysz, co ? Zobaczysz się wreszcie z Niną.
-Tak. Ostatnio nawet nie mieliśmy czasu ze sobą porozmawiać, bo miała dużo pracy i nie miała chwili wytchnienia.
-Też się cieszę, że się z nią spotkam.
-A ja się cieszę, że się w końcu opalę. Zazdroszczę ci karnacji.
-No wiesz. - dziewczyna ostentacyjnie nawinęła swoje brązowe loki na palca. - Ma się jednak te hiszpańskie korzenie.
-Hiszpańskie ? - zapytałam, a ci zorientowali się, że ich obserwujemy.
-Moja mama stamtąd pochodzi.
-A tato jest stuprocentowym Anglikiem. - uzupełnił Max.
-No tak. - uśmiechnęła się. - Czyli już jedziemy ?
-Tak. - Nathan się odezwał.
-Nie lubię pożegnań, więc zróbmy to szybko. - szepnęłam do niego, gdy goście wstawali od stołu.
-Ja też ich nie lubię.

Wyszliśmy na korytarz, gdzie stały już walizki Nathana. Nathan wyjął z szafy kurtki i oddał je do swoich właścicieli, ci zwinnie je założyli, ale oczywiście Caroline, która jest stylistką poprawiła nieco strój Max'a, a ten tylko westchnął i przewrócił oczami.

-To co ? - Nathan spojrzał na mnie niepewnie.
-Miłego lotu. - uśmiechnęłam się tuląc go.
-Gdyby coś się działo to dzwoń, pisz, cokolwiek.
-Nic się nie będzie dziać. - odsunęłam się do niego i podszedł do mnie Max.
-Trzymaj się mała.
-Cześć Max. Pozdrów ode mnie Ninę.
-Pewnie. - uśmiechnął się wypuszczając mnie z ramion.
-Czyli ponownie zobaczymy się dopiero za trzy miesiące ? - Caroline podeszła do mnie powoli.
-Tak wypada. - przytuliłam ją.
-Znowu się nie nagadałyśmy. - roześmiała się dźwięcznie.
-Takie życie. - odsunęłam się od niej.

Każde chwyciło swoje walizki i Max z Car wyszli złapać windę. Nathan jeszcze został.

-Mieszkanie jest już opłacone, więc o to się nie martw. Z twoimi rodzicami ustaliliśmy, że ktoś tutaj z Tobą później przyjedzie, ale to pewnie jeszcze dogadacie jak pojedziesz do Gloucester. Jess pewnie też ci się zwali na głowę, bo ona ma ostatnio dużo wolnego. Gdybyś czegoś jednak potrzebowała to daj znać.
-Nie martw się. - uśmiechnęłam się.
-W takim razie do zobaczenia. - dał mi buziaka w policzek i wyszedł odwracając się jeszcze z promiennym uśmiechem.


Chwilę później winda z nimi zjechała na sam dół, a w oknie widziałam ich wsiadających do mini vana. Pomachałam jeszcze Nathanowi i tak oto w ten sposób znowu zostałam sama. Zeszłam jeszcze na dół upewnić się, że zamknęłam drzwi i poszłam do kuchni posprzątać po śniadaniu.  


Hej !
Nathan wyjechał. I co dalej ? Ja wiem, a wy wiecie ? 
Do następnego <3

niedziela, 4 maja 2014

#16 "Jak zawsze niezauważona."

#Agnes


W powietrzu, a nawet w kościach czułam zbliżający się wielkimi krokami październik, a co za tym idzie wyjazd Nathana do Stanów. Na szczęście tydzień po jego wyjeździe sama mam 10 dni wolnego i zakończenie pierwszego trymestru, więc posiedzę trochę z rodzicami. Gdy myślami krążyłam wokół Nareeshy i Sivy, którzy już od tygodnia są w swojej podróży poślubnej dookoła świata, to szczerze im tego zazdrościłam. Mój autobus zbliżał się do przystanku, na którym wysiadałam, więc naciągnęłam rękawy kurtki i gdy tylko się zatrzymał szybko wyskoczyłam z autobusu.

Od razu zmroziły mnie zimne gałązki wiatru, więc nie tracąc czasu ruszyłam w kierunku szkoły. Przed samym wejściem poczułam pierwsze, duże krople deszczu. Zamknęłam za sobą drzwi i zeszłam schodami na dół do szatni. Wpisałam mój czterocyfrowy kod i kłódka puściła. Wyjęłam z szafki zeszyty, a z torby wyjęłam niepotrzebne teraz książki. Zatrzasnęłam żółtą szafkę i ponownie weszłam na klatkę schodową. Miałam teraz historię z dosyć starym profesorem i mimo że nie przepadałam za tym przedmiotem to bardzo lubiłam słuchać jak mężczyzna z przejęciem opowiada o historii.

Usiadłam w jednej z ostatnich ławek i przyglądałam się padającemu deszczu, który wzrósł na sile. Do dzwonka zostało około 9 minut, a sala była tylko trochę zapełniona. Niektórzy leżeli na ławkach próbując złapać jeszcze cenne minuty snu, inni energicznie wertowali strony swoich podręczników za pewnie czegoś szukając. Jeszcze inni siedzieli bez wyrazu z wzrokiem wbitym przed siebie, a znalazła się nawet grupka rozmawiających cicho uczniów.

Lubiłam obserwować zachowania ludzi, niektóre z nich były dosyć specyficzne, a inne pomysłowe. Poczułam jak robi mi się duszno. Zacisnęłam mocno powieki. Nie lubiłam takiej pogody. Najgorsze dla mnie zawsze było przejście z września na październik. Wtedy najgorzej się czułam i zazwyczaj dużo czasu spędzałam w domu lub w szpitalu, ale nie chciałam mieć zaległości tym bardziej, że raczej nie miałabym od kogo pożyczyć notatek. Nie byłam zbyt towarzyską osobą. Im mniej osób o mnie wie tym lepiej.

Wskazówki zegara szybko zbliżały się do dziewiątki, a sala nawet nie była w połowie zapełniona. Zazwyczaj frekwencja uczniów na tej lekcji była niska, ale profesorowi jakby to nie przeszkadzało. On cieszył się tym, że ma do kogo mówić. Równo z dzwonkiem do sali wszedł właśnie on. Ubrany w swój szary garnitur z czarną aktówką w dłoni, która bezwładnie się ruszała. Jego siwe włosy jak i wąsy dodawały mu uroku, a tęga sylwetka powagi. Jego się po prostu szanowało. Był to człowiek, który szacunek dostawał od każdego, nie ważne czy lubiłeś jego zajęcia czy nie, zawsze go szanowałeś, bo on zawsze szanował ciebie. Był z tego rodzaju ludzi, którzy są dobrzy dla innych, którzy idą na kompromisy. U niego ciężko było nie zdać.

W czasie lekcji dotarło również paru nowych słuchaczy, ale profesor jakby tego nie zauważył i kontynuował swoją wypowiedź jedynie czasami pośpieszał ludzi, bo zasłaniali innym jego prezentacje. Minęło już czterdzieści minut, ale mężczyzna tak opowiadał, że nawet tego nie zauważyłam. Gdy zabrzmiał dzwonek rozszedł się szmer zamykanych i chowanych do toreb książek, ale profesor nadal mówił.

-Piękno sztuki ukryte jest w jej historii oraz w tym co chciał przekazać autor. To nie tylko parę kresek i ładne kolory, to uczucia, które zebrały się w człowieku i zostały wyrzucone na płótno. W sztuce nie patrzy się na prostą linię, na podobiznę czy na oddanie koloru. Tu patrzy się głębią, emocjami. Dlatego sztuka nie jest dla wszystkich ona jest jedynie dla tych o otwartym sercu. Tak samo jest z ludźmi.

Zakończył i wyłączył swoją prezentacje. Lubiłam jego zajęcia, bo zawsze miał coś mądrego do powiedzenia. Spojrzałam na swoje notatki, które były dzisiaj krótsze. Za szybko się dekoncentrowałam, za dużo słuchałam, a za mało tego zapisywałam. No nic, może coś jeszcze napiszę. Schowałam swoje cenne notatki i zeszłam na dół. Wychodziłam ostatnia, jak zawsze, ale niezauważona, jak zawsze.

Korytarze stały się pełne i tłoczne. Przypomniało się im, że dzisiaj też są zajęcia. Przede mną czekały jeszcze długie godziny nudnych zajęć, na które z chęcią bym nie poszła. Przypomniałam sobie o jednej sprawie. Zeszłam na piętro i skierowałam się w kierunku sekretariatu. Musiałam donieść pewne papiery. Szłam szukając ich w torbie, na tyle przyzwyczaiłam się do nowego otoczenia, że nie musiałam patrzeć gdzie idę. Wiedziałam gdzie co jest.

-Cześć ślicznotko. - zatrzymał mnie czyiś głos.

Podniosłam wzrok i zobaczyłam stojącego przede mną dryblasa, a za nim jeszcze parę innych chłopaków. Chciałam go wyminąć, ale ten znowu zastąpił mi drogę.

-Chciałabym przejść. - odezwałam się.
-Co mówiłaś kruszyno ? Powtórz jeszcze raz. - mówił z cwaniackim uśmiechem.
-Chciałabym przejść. - powtórzyłam nieco głośniej, ale nadal z wbitym wzrokiem w podłogę.
-Chciałabyś przejść. No patrz, a nie chcę się przesunąć. I co my teraz zrobimy ? - odwrócił głowę i zaśmiał się do kolegów, a ci razem z nim. - Grzeczne dziewczynki powinny siedzieć z mamusią w domku, a nie włóczyć się same po tak dużej szkole. Jesteś świadoma ile jest tutaj zagrożeń ? - czekał na moją odpowiedź, więc pokiwałam przecząco głową. - Jedno z nich mogę ci pokazać. - jego ręka powoli się podniosła w kierunku mojej twarzy.
-Sebastian ! - usłyszałam za sobą czyiś głośny krzyk. - Nudzi ci się ? - szybko się zbliżał.
-Kogo moje oczy widzą. Stary ! Dawno cię nie widziałem. - nagle chłopak stracił mną zainteresowanie.
-Wiesz, to tu to tam i tak zleciało. - słyszałam, że stoi za mną. - Ale nie spodziewałem się po Tobie tego, że zaczepisz samą dziewczynę, ze swoją świtą na karku.
-Chciałem jej pomóc. - powiedział grzecznym tonem głosu. - Z resztą ty dobrze wiesz do czego jestem zdolny. - słyszałam jego śmiech w głosie.
-Myślę, że Agnes sama znajdzie drogę do swojego celu. - zdziwiłam się na wieść o tym, że chłopak zna moje imię, więc pomyślałam kto to mógł być.
-Znacie się ? - zapytał zdziwiony … Sebastian, poczułam jego wzrok na sobie. - W takim razie do twoich usług.

Podniosłam na niego wystraszony wzrok, a ten przyjaźnie się uśmiechał. Dziwny z niego człowiek.

-Wystarczy tej grzeczności. Zmykajcie stąd.
-Miło było cię zobaczyć Rich. Może jakieś piwo wieczorem ? - Sebastian mnie minął, a ja zobaczyłam resztę jego „świty”.
-Zdzwonimy się. - usłyszałam głos Richarda za mną i dźwięk przybijanej piątki.

Po dłuższej chwili towarzystwo się wykruszyło, ale ja nadal się nie odwracałam.

-Przepraszam cię za niego. - Rich stanął przede mną.
-Nie masz za co przepraszać. - spojrzałam na niego przez ułamek sekundy i ponownie spuściłam wzrok. - Nie wiedziałam, że masz takie znajomości, ale w ogóle po co ja się odzywam.
-Mam wielu znajomych.
-Nie powinno mnie to dziwić.
-Gdzie idziesz ? - zapytał po chwili ciszy.
-Do sekretariatu.
-Odprowadzę cię.
-Nie ma takiej potrzeby.
-I tak nie mam co robić.
-Nie masz zajęć ?
-Mam.
-To dlaczego nie idziesz ? Za chwilę będzie dzwonek.
-Sam decyduję o swoim losie.
-Chyba już podpadłeś dyrektorowi. - raczej stwierdziłam niż zapytałam ruszając.
-Nadal tu jestem. Jak impreza ?
-Jaka impreza ?
-Mówiłaś, że jakąś masz, a raczej już miałaś.
-Mówiłam ci ?
-Raczej wspomniałaś. Jakoś z rozmowy tak wyszło.
-Jakoś sobie nie przypominam.
-Bo to była chwila. Więc jak się udała impreza ?
-Było fajnie.
-I tyle masz w temacie ?
-Tak. Dzięki za odprowadzenie.

Zapukałam do drzwi i weszłam niepewnie do środka. Gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi usłyszałam dzwonek. Na szczęście zajęcia miałam tylko piętro wyżej, więc po chwili wyszłam na pusty korytarz i wbiegłam na schody. Na moje szczęście nie tylko ja wchodziłam jeszcze do sali, a nauczycielka się nie czepiała. Przywykła do tego, że sporo osób się spóźnia na jej nudne zajęcia. Zajęłam miejsce z tyłu i ponownie wyjrzałam przez okno. Ulewa nawet na chwile nie zwolniła, cały czas mocno padało, a chmury nie miały ochoty zniknąć.

Starałam się skupić na wykładzie, ale wcale nie miałam na to dzisiaj głowy. Wcale nie miałam dzisiaj humoru do czegokolwiek. Nawet rano, gdy zaspałam, musiałam sobie poradzić sama, bo Nathan po późnym powrocie do domu z popijawy z chłopakami, nadal spał. Z resztą nawet nie mogłam liczyć na jego pomoc, więc zebrałam się i pobiegłam na autobus.

Widziałam, że wszyscy coś energicznie zapisują. Wszyscy bez wyjątku, spojrzałam w prawą stronę, gdzie siedziała wymalowana brunetka, bardzo ładna. Miała już zapisaną prawie całą stronę. Pochwyciła mój wzrok. Spojrzała na mój pusty skoroszyt.

-Dlaczego nie robisz notatki ? - speszyłam się i spuściłam wzrok. - Dyktuje zagadnienia do testu.

Faktycznie ten wielki test zbliżał się jeszcze większymi krokami niż październik. Od niego wszystko zależało. Musiałam być na niego przygotowana w stu procentach. Szybko chwyciłam za długopis i zaczęłam zapisywać słowa nauczycielki. Oczywiście znowu nie zdążyłam napisać tyle ile bym chciała i z dzwonkiem na przerwę nie miałam żadnej porządnej notatki.

-Zrób sobie zdjęcia moich notatek. - brunetka podała mi swoje kartki, spojrzałam na nią niepewnie. - Pośpiesz się.

Wyjęłam telefon i szybko zrobiłam zdjęcia. Oddałam jej plik kartek.

-Dziękuję. - powiedziałam, ale ta już wychodziła.

Westchnęłam ciężko i szybko się spakowałam. Naburmuszona nauczycielka czekała na mnie przy drzwiach. Szybko zeszłam i bez słowa przeszłam obok niej zła, że musiała na mnie czekać. Zamknęła drzwi i wyszła do pokoju nauczycielskiego, a ja w stronę automatu ze słodyczami. Może nie powinnam ich jeść, ale byłam głodna, a do lunchu zostało jeszcze dużo czasu.

Kolejne zajęcia wyglądały niemal podobnie, chociaż na nich nikt nie podsuwał mi swoich notatek. Swoją drogą notatki robione przez brunetkę były bardzo treściwe i dziękowałam jej w duchu, że mi ich użyczyła. Ale ciekawiło mnie też dlaczego to zrobiła. Z czystej łaski czy może dlatego, że być może jest dobrym człowiekiem ?

Weszłam właśnie na pełną stołówkę i co zobaczyłam ? Moją zbawczynię w stoliku, w którym siedział również Rich jak i ten cały Sebastian. Było tam jeszcze parę nieznanych mi osób. Szybko odwróciłam wzrok i stanęłam w kolejce do jedzenia. Gdy już zapełniłam tackę usiadłam w wolnym stoliku. Nie śpiesząc się zjadałam jego zawartość połykając ukradkiem tabletki. Nikt się mną nawet nie interesował, nikt się nie patrzył, nikt nie dosiadał. Lubiłam tutaj siedzieć, bo nikt mi nie przeszkadzał. Gdy nie byłam nawet w połowie mojej tacki Rich wstał od stolika. Obserwowałam go wiedząc, że i tak nie spojrzy w moją stronę, nie było szansy mnie tu dostrzec. Nie odwracając się nawet do tyłu wyszedł ze stołówki, a później wyszedł ze szkoły. Wspominał o tym, że sam decyduje o swoim losie, więc zadecydował.

Po zjedzeniu opuściłam stołówkę i mimo że przerwa była długa i zostało jeszcze dużo czasu postanowiłam pójść już do sali. Oczywiście była pusta tak samo jak korytarze. Usiadłam sobie w ostatniej ławce obok okna i obserwowałam ulewę. Jeszcze tylko dwie godziny i się stąd wyrwę.

Dwie godziny zajęć minęły mi wolniej niż dotychczasowe, więc ulga jaką zaznałam po wyjściu na zewnątrz nie mogła się z niczym porównywać. Deszcz nadal mocno padał, ale w szafce znalazłam parasolkę, więc nieco się śpiesząc na autobus ruszyłam w kierunku przystanku. Na całe szczęście przystanek miałam pod szkołą oraz pod domem. Przynajmniej się nie na chodzę.

Autobus przyjechał punktualnie, więc po paru minutach wysiadałam na moim. Weszłam na klatkę i złożyłam mokrą parasolkę. Poczekałam na windę i w samotności wjechałam na odpowiednie piętro. Przekręciłam klucze w drzwiach i weszłam na korytarz. Zamknęłam drzwi na zamek.

-Jestem ! - krzyknęłam i mimo mojego czekania nie dostałam odpowiedzi.

Zdjęłam kurtkę i mokre buty. Parasolkę zostawiłam do wyschnięcia. Poszłam do kuchni, gdzie na lodówce wisiała kartka od Nathana.

Zamów sobie coś do jedzenia. Nie czekaj na mnie. Dzisiaj pracuję do późna. Nathan.”

Akurat dzisiaj musiało go nie być. Akurat teraz kiedy nie chciałam być sama. Nawet nie miałam tu nikogo znajomego. Mogłabym zapytać Naree czy by wpadła, ale teraz to niemożliwe. Skoro Nathan pracuję to nawet nie mogłabym rozpatrywać możliwości zadzwonienia do któregoś z reszty zespołu. Chociaż i tak bym pewnie tego nie zrobiła. Nie znamy się za dobrze, żebym dobrze się czuła w towarzystwie któregoś z nich. Który by nawet chciał ze mną siedzieć ?

Westchnęłam głośno i poszłam do siebie. Wyjęłam książki i próbowałam się skupić na czymkolwiek. Nawet rodzice nie odbierali. Stanęłam przy oknie obserwując oberwanie chmury. Pogoda dzisiaj była okropna. Ludzie na ulicy skryci pod parasolami śpieszyli się. Każde w swoim tempie. Każde do swojego celu. A ja stałam tak nad nimi, obserwowałam ich i marzyłam o czyjej obecności. Nie musiała być to nawet namacalna obecność, ale sama świadomość, że nie jestem sama w tym dużym mieszkaniu.


Rozpatrywałam nawet możliwość gry na pianinie. Może coś jeszcze pamiętam, ale tego nie zrobiłam. Trochę się poszwędałam po piętrach, próbowałam coś ugotować, ale nawet to mi nie wychodziło. W ostateczności zjadłam kanapki i usiadłam przed telewizorem z paczką chipsów. Rich pewnie nigdy się tak nie nudzi, przecież ma masę znajomych.  


Hej !
Przepraszam za tę stypę, ale ta pogoda za oknem ... Do tego moje nowe odkrycie Kodaline i taki bigos :/
No cóż. Za jakiś czas moje wyczekane i upragnione Stany, a tam wiadomo jak. Picie, balowanie, picie, balowanie i ... no właśnie. To już za jakiś czas ;)
Zmieniam taktykę. Rozdział w każdy weekend, a dzień (piątek, sobota czy niedziela) wybiorę ja. Nie lubię mieć narzuconych dni, to mnie przeraża :P
Do następnego <3 

PS. egzaminy poszły mi nieźle :)